Morawiecki jednak jest Harrym Potterem. Chce nam dać pieniądze, których nie ma

Konrad Bagiński
Mateusz Morawiecki na antenie rządowej stacji radiowej przekonywał, że nie jest czarodziejem. Ale stwierdził też, że wygrywa z mafiami, a dla sfinansowania obietnic wyborczych nie będzie potrzebna nowelizacja budżetu. Skoro nie czarodziej, to może iluzjonista?
Premier Morawiecki twierdzi, że nie jest Harrym Potterem. Ale to chyba tylko kwestia braku różdżki Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Pieniądze na obietnice wyborcze
– Często jesteśmy nazywani przez opozycję "czarodziejami", ale nie jesteśmy żadnym Harrym Potterem, tylko przywróciliśmy powagę instytucjom państwa. Przywróciliśmy sprawność instytucji podatkowych, fiskalnych. Zwyciężamy z przestępcami podatkowymi, z mafiami VAT-owskimi. Chyba wszyscy się zgodzimy z tym, że lepiej jest przeznaczać te środki dla emerytów, dla dzieci, dla młodzieży, dla ludzi, dla szeroko rozumianej grupy osób pracujących niż na luksusowe samochody, wille, złote zegarki i pralnie, ale pralnie nie ubrań, tylko pralnie pieniędzy – perorował premier (wieloletni prezes banku) na antenie radiowej Jedynki.


Dodał też, że budżet "najprawdopodobniej" nie będzie musiał być znowelizowany, by zapewnić finansowanie przedwyborczym obietnicom PiS. Zastrzegł, że gdyby do nowelizacji musiało jednak dojść, to nie byłoby to niczym nadzwyczajnym.

Tu premier ma rację – nowelizacja budżetu nie jest czymś złym. Warto pamiętać, że ta ustawa jest konstruowana pod koniec jednego roku, obowiązuje zaś w następnym. W gospodarce i ekonomii może zdarzyć się wiele i wtedy budżet warto znowelizować.

Wydawać by się mogło, że taką przesłanką będzie zapowiedź wydania 40 miliardów złotych na programy socjalne. Otóż nie – zdaniem Morawieckiego nie ma takiej potrzeby.

Antycykliczny bufor fiskalny
– Strona podatkowa, te nowe rozwiązania, które w Ministerstwie Finansów wdrożyliśmy, one sprawdzają się dobrze, mogę nawet powiedzieć bardzo dobrze. Choć oczywiście z drugiej strony mamy pewne spowolnienie, które też z trzeciej strony chcemy złagodzić tym właśnie antycyklicznym buforem fiskalnym, czyli pulą środków, które przekazujemy społeczeństwu. A więc wszystko się zgadza, zarówno lekcje ekonomii, jak i przede wszystkim to, co chcemy zrobić dla społeczeństwa – twierdzi Morawiecki.

Premier bardzo mocno szafuje przy tym pojęciami ekonomicznymi. Bardzo ciekawa jest jego koncepcja "antycyklicznego bufora fiskalnego". Pojęcie bufora antycyklicznego wyniósł prawdopodobnie z sektora bankowego. To narzędzie, które pozwala na ograniczenie akcji kredytowych banków – nadmiar pochodzących z nich pieniędzy mógłby bowiem spowodować kryzys finansowy.

Premier jednak nie zamierza ograniczać napływu pieniędzy na rynek, lecz go zwiększyć – a więc nadal napędzać gospodarkę konsumpcją. Warto też zauważyć, że poziom bufora antycyklicznego jest w Polsce od dawna ustawiony na zero – istnieje on więc tylko teoretycznie.

Ewidentnie nie o ten bufor chodziło panu premierowi. Być może myślał o buforze fiskalnym, jaki pozwolił Polsce ledwie prześlizgnąć się po kryzysie z lat 2007-2008? Chyba nie, bo wtedy polegał on na luzowaniu polityki fiskalnej, która obecnie jest dociskana. Kryzys na horyzoncie, a przedsiębiorcom zwiększa się podatki – tu też chyba nie o to chodzi.

Wyższe podatki
Wychodzi więc jednak na to, że premier Morawiecki jest Harrym Potterem. A może nie mówi całej prawdy? Skądś przecież te miliardy obiecane przez swojego prezesa – czyli Jarosława Kaczyńskiego – musi wziąć.

Drogi ma dwie – jedną jest dalsze podwyższanie podatków i wszelkiego rodzaju danin, drugą zaś wyczyszczenie państwowego skarbca ze wszelkich możliwych poduszek finansowych. Tyle, że wtedy – gdy zachwiejemy się podczas wstawania z kolan, możemy boleśnie walnąć się już nie tylko głową w kaloryfer, ale i mocno uderzyć o podłogę.