"Uprzejmie donoszę". Polacy coraz chętniej piszą do ZUS i inspekcji pracy
Od lat Polacy piszą masę anonimowych donosów. Głównie na sąsiadów, rodzinę czy... biznesową konkurencję. Wśród adresatów przewija się ZUS, inspekcja pracy czy urzędy skarbowe. Z roku na rok liczba tych informacji rośnie, choć urzędy niekoniecznie na nie czekają.
Takie osoby potrafią na przykład wysłać urzędom tzw. drugą księgowość. To tajne dokumenty firmy, których nikt niepowołany nie powinien widzieć. W nich najłatwiej znaleźć nieprawidłowości.
Często motywem są sprawy osobiste - były partner jest idealnym celem donosu. Urząd dostanie ponadto wiele szczegółów - często zdjęcia, kopie dokumentów czy wydruki z mediów społecznościowych. Nie zawsze w takich sytuacjach informacje są jednak prawdziwe, a kontrola kończy się karą.
Nie wiesz jak napisać? Znajdziesz w sieci
Gotowe wzory donosów do skarbówki czy ZUS można bez problemu znaleźć w sieci. Państwowa inspekcja pracy otrzymała w 2017 roku blisko 7 tys. zgłoszeń. Jeśli trend się utrzyma, w tym roku będzie ich około ośmiu tysięcy.
Dziennikarze oszacowali, że co roku do urzędów skarbowych trafia kilkadziesiąt tysięcy donosów. Najwięcej w województwie mazowieckim – ok. 6,5 tys. rocznie. W pozostałych województwach jest ich co najmniej o połowę mniej (2,5–3,5 tys.). Najmniej donosów jest ponoć w warmińsko-mazurskim – 1,5 tysiąca.
Część z nich była anonimowa, jednak sieciowe poradniki radzą, by się pod nimi podpisać - dzięki temu łatwiej będzie dowiedzieć się, co stało się z naszym zgłoszeniem. Nie ma znaczenia za to forma - może to być telefon, mail, choć urzędnicy przyznają, że zdarzają się im odręcznie napisane listy.
Urzędnicy nie czekają na donosy
Czy urzędnicy korzystają z donosów? Oczywiście,że tak. Są one źródłem informacji i często wskazują kierunek kontroli. Co więcej, żadna z informacji nie może zostać ot tak odrzucona. Jednak nie jest to podstawa ich pracy, a zdaniem urzędników "nie ma atmosfery oczekiwania na zgłoszenia od obywateli".
W Polsce dominuje niechęć dla donoszenia i donosicieli. Ta czynność nie jest powodem do dumy, raczej czymś wstydliwym.
Problem jednak w tym, że taka postawa oznacza, że osoby czy firmy, które grają nie fair zyskują kosztem tych uczciwych. Stąd kilka lat temu Jeremi Mordasewicz z Lewiatana przekonywał, by przedsiębiorcy informowali o nieprawidłowościach, również tych u konkurencji.