Czy Andrzej Duda odleciał? Te słowa o polskiej żywności zapamiętamy na długo

Arkadiusz Przybysz
My dziś dyktujemy światu, jak powinna być produkowana żywność, która sprzyja zdrowiu człowieka – mówił prezydent Andrzej Duda. Jeśli jednak przyjrzeć się temu, jak żywność z Polski traktowana jest za granicą, to raczej powinniśmy jak najszybciej przerwać nasz dyktat.
Andrzej Duda podczas "gospodarskiej wizyty" w Wołowie. Niestety, dane wskazują, że mocno przeszarżował w swojej tezie. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
"Nowa Wieś Szlachecka. Wraz z Ministrem Rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim odwiedziliśmy Zakład Przetwórstwa Mięsnego 'Płatek' prowadzony przez Marzenę i Janusza Zalarskich" – napisał na Instagramie Andrzej Duda.

Podczas spotkania z pracownikami zakładu prezydent, cytowany przez PAP, chwalił polską żywność, mówiąc że to my dziś dyktujemy światu, jak powinna być produkowana, żeby sprzyjała zdrowiu człowieka, a nie mu szkodziła.

Przykładem tego ma być właśnie zakład w Nowej Wsi Szlacheckiej, który znajduje się na obszarze słynącym z wyrobu wędlin, w tym przede wszystkim kiełbasy lisieckiej. To produkt o chronionym oznaczeniu geograficznym w Unii Europejskiej - prawo do jego wytwarzania mają zakłady z miejscowości w rejonie Liszek i Czernichowa.


Jednak wyciąganie wniosków na podstawie jednego, niewielkiego zakładu, który korzysta z tradycyjnych receptur nie wydaje się być uprawnione. Polska żywność bowiem ostatnio poza granicami zdecydowanie nie pokazała się z najlepszej strony.

Padlina sprzedawana na kebaba
Afera zaczęła się w styczniu tego roku, kiedy to reporterzy TVN przygotowali reportaż dotyczący polskich ubojni. Jak się okazało, bardziej opłacał się im handel padliną niż świeżym mięsem.
Przestępcza działalność, którą nocami trudnią się ubojnie bydła, jest niestety bardzo dochodowa. Jak wyliczyli dziennikarze "Superwizjera", zysk dla ubojni z żywej krowy to około 30 groszy za kilogram. Na "leżakach" mogą zarobić nawet... 2 zł za kg.

Unijne kontrole wykazały nieprawidłowości w całym systemie kontroli ubojni. Okazuje się, że tak naprawdę nie wiadomo, co dzieje się z zabitymi zwierzętami gospodarskimi.

Wołowina z salmonellą trafiła do Czech
W połowie lutego z kolei Czesi wykryli 700 kg sprowadzonej z naszego kraju wołowiny zakażonej salmonellą. Część tego towaru trafiła także na Słowację. Czeski minister rolnictwa nie wykluczał wówczas wprowadzenia zakazu importu polskiego mięsa.

A to tylko afery z tego roku. Kilka lat temu media donosiły o faszerowaniu mięsa przez hodowców antybiotykami niewiadomego pochodzenia. Nie wspominając już o soli drogowej, która trafiała do części przetworów.

Ale nie tylko producenci robią złą reklamę polskiej żywności. Sanepid co i rusz otrzymuje zgłoszenia od klientów, którzy skarżą się na jakość polskiej żywności, sprzedawanej w sklepach. Sami sprzedawcy, kiedy mają kupić mięso, wolą wybrać sklep, w którym pracuje ktoś znajomy.