Test przedsiębiorczości to absurd. "Gdy urzędnik się za to bierze, nic dobrego z tego nie wynika"

Mariusz Janik
Gdy urzędnik bierze się za przedsiębiorczość, nic dobrego z tego nie wynika – pomstują eksperci na pomysł resortu finansów, by sprawdzać osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. Ich zdaniem, jeżeli pomysł ten zacznie być realizowany, samozatrudnieni zaczną desperacko szukać sposobów ominięcia urzędniczych wymogów formalnych, stawianych „przedsiębiorcom” (w rozumieniu ministerstwa).
Test dla przedsiębiorców będzie się opierać na kryteriach, które teraz samozatrudnieni będą próbowali na wszelkie sposoby obejść. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Zacznijmy od początku: wczoraj dziennik „Rzeczpospolita” opisał pomysł Ministerstwa Finansów na monitorowanie jednoosobowych firm. W skrócie – wiele z nich istnieje tylko po to, by samozatrudniony mógł płacić niższe podatki (według stawki rzędu 19 proc.) i niższe składki ubezpieczeniowe. Firmy takie można poznać np. po wystawianiu tylko jednej faktury w miesiącu, zawsze dla tego samego klienta.

Niewątpliwie, takich przypadków jest niemało – tym bardziej, że pracodawcy chętnie wypychają podwładnych na samozatrudnienie, bo to oznacza niższe koszty. I to w takie osoby zapewne najsilniej uderzy potencjalny test przedsiębiorcy, jakkolwiek będzie on ostatecznie wyglądać.


Sposób na obejście przepisów zawsze się znajdzie
Eksperci nie zostawiają jednak na pomyśle suchej nitki. Począwszy od tego, że jest to prawdopodobnie próba wyciśnięcia z części samozatrudnionych wyższych podatków, przez trudność w zdefiniowaniu kryteriów testu. – Rozumiem, że będzie on na tyle mało precyzyjny, aby interpretacja sytuacji konkretnego przedsiębiorcy wyszła na korzyść fiskusa – ironizuje Arkadiusz Pączka z Pracodawców RP.

– Gdy urzędnik bierze się za przedsiębiorczość, nic dobrego z tego nie wynika – cytuje „Rzeczpospolita” Michała Borowskiego, eksperta Business Centre Club. Wypchnięci na samozatrudnienie i tak nie mają większego wyboru, a jednoosobowi biznesmeni „z własnej woli” biorą z reguły na siebie większe ryzyko, rezygnując z praw pracowniczych. Na dodatek w Polsce wciąż panuje wolność wyboru formy zatrudnienia.

Eksperci spodziewają się prób omijania kryteriów, choćby przez wystawienie symbolicznej faktury dla jakiegoś drugiego podmiotu. – Nawet jeśli uda się zbudować jakieś sito, zawsze znajdą się sposoby na jego obejście – dowodzi Jarosław Neneman, były wiceminister finansów. To będzie kosztowne, być może niektórych zniechęci do obecnej formy działalności. Ale też wywoła spory podatników z fiskusem. – Część z nich przeniesie się do sądów. Znacznie lepiej tworzyć przepisy, które będą wyrównywać różnice w opodatkowaniu pracy i działalności gospodarczej – kwituje.