Rządowe limuzyny nie stoją w korkach. Władze udają, że po Polsce jeździ się szybko i wygodnie

Konrad Bagiński
Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że przez zaniechania rządu i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad kierowcy w Polsce grzęzną w coraz większych korkach. Aby uniknąć wielu zatorów na drogach, nie potrzeba nawet wielkich pieniędzy – wystarczy chwilę pomyśleć i zainteresować się problemem.
NIK po raz kolejny miażdży rząd. Twierdzi, że rządzący i GDDKiA kompletnie ignorują problem rosnących korków na ulicach. A żeby je zmniejszyć, nie potrzeba wielkich inwestycji Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Andrzej Kublik pisze w Gazecie Wyborczej o raporcie NIK dotyczącym korków. Izba obarcza odpowiedzialnością rząd i GDDKiA. I podaje konkretne przykłady zatorów, których można było uniknąć, gdyby ktoś pomyślał.

NIK przypomina, że rok temu między Warszawą i Łodzią powstał kilkunastokilometrowy zator, bo w środku dnia pracownicy odpowiedzialni za stan autostrady postanowiła skosić trawę na poboczach. Dopiero po interwencji NIK GDDKiA poprosiła firmę o przesunięcie prac poza godziny szczytu.

Wąskie gardło od Euro 2012
Po kilku latach minister infrastruktury zauważył (zresztą po kontroli NIK), że na tej samej autostradzie stoi nieczynny punkt poboru opłat, powodujący potężne korki na trasie. Zbudowano go razem z drogą, na Euro 2012, ale zmieniła się koncepcja dotycząca płatności a kierowcy przywykli do zwężenia.


NIK pisze też, że np. w Łódzkiem nad drogami wisi 55 elektronicznych tablic informacyjnych. Nie działa ani jedna. W reszcie kraju jest niewiele lepiej – tablice są często wyłączone albo wyświetlają nic nie znaczące komunikaty. Mogłyby pomagać kierowcom w wyborze trasy, pokazują za to numer telefonu do infolinii.

Tablice mogłyby też pokazywać np. zakazy wyprzedzania dla ciężarówek, co bardzo często spowalnia ruch osobówek. Tymczasem te specyficzne wyścigi, gdy wyprzedzający jedzie o 1 km/h szybciej od wyprzedzanego są u nas na porządku dziennym.