To dlatego ludzie wciąż lubią płyty z muzyką. "Kupują nawet ci, którzy nie mają odtwarzacza"

Mariusz Janik
Według Związku Producentów Audio-Video rynek muzyczny w Polsce jest oficjalnie warty 412 milionów złotych. Obejmuje to nie tylko sprzedaż muzyki fanom, ale również np. prawa producenckie. Oficjalne dane branży to tylko jedna strona medalu: sprzedaż tradycyjnych nośników przenosi się po prostu ze sklepów gdzie indziej.
Zespół Corruption wydaje i dystrybuuje swoje płyty, CD i winylowe, samodzielnie. Fot. Piotr "Anioł" Wącisz
Branża otarła się może o kryzys, z drugiej jednak strony – zaczyna z niego wychodzić obronną ręką. Dochody z legalnej sprzedaży muzyki w skali globalnej wzrosły w 2018 roku o 9,7 proc. – i trzeba przyznać, że stało się tak głównie dzięki streamingowi: formule, która muzykom i wytwórniom może niezbyt się opłaca, ale generuje efekt skali. I, co najważniejsze, zdaje się odciągać użytkowników od wymiany pirackich plików.

Trend widać też na polskim rynku, choć nie miejmy złudzeń – wciąż streaming przyjmuje się tu gorzej niż na świecie. Dochody z legalnego słuchania muzyki na platformach internetowych przebiły w Polsce magiczny próg 100 mln złotych, stanowią 35 proc. wpływów branży – ale udział streamingu w rynku (znowuż, według ZPAV) dobija prawie 24 proc., przy globalnym wskaźniku na poziomie 47 proc.


ZPAV podsumowuje, że sprzedaż płyt spada – poza winylami. W tym segmencie w 2018 roku polski fan zdał egzamin: liczba sprzedanych krążków podskoczyła o 8 proc. Moda na czarne płyty to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Sprzedaż płyt po prostu przenosi się poza utarte w branży ścieżki.

Nakład wyprzedany poza systemem
– W przypadku Corruption, nie mamy podpisanego kontraktu z żadną wytwórnią, album wydaliśmy własnym sumptem – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Piotr „Anioł” Wącisz, założyciel Corruption i członek nominowanego w tym roku do Fryderyków zespołu Virgin Snatch. – I jesteśmy bardzo zadowoleni: sam pre-order sfinansował nam produkcję płyty w dwóch wersjach – podkreśla.
Album Dawida Podsiadło był hitem ostatniego kwartału ubiegłego roku, również w postaci tradycyjnych nośników.Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Corruption nie sprzedaje płyt w sklepowych salonach typu Empik czy sieciach typu MediaMarkt. – Największą sprzedaż osiągamy, koncertując. Teraz gramy czwartą trasę promującą to wydawnictwo i w zasadzie nakład jest wyprzedany. Zostało ostatnie kilkadziesiąt sztuk, które zapewne zostaną sprzedane na najbliższych imprezach – konkluduje Wącisz.

Oczywiście, nie mówimy o zawrotnych liczbach. Płyta „Spleen” pojawiła się na rynku w 2017 roku i do tej pory zespół sprzedał jej 600 egzemplarzy. Ale mówimy z kolei o zespole, którego nagrań raczej w radiu nie usłyszymy (choć np. na Przystanku Woodstock jak najbardziej) i którego płyt trzeba poszukać, bo nie tylko nie są promowane, ale wręcz są trudno dostępne.

– Z naszej perspektywy tradycyjny nośnik wciąż radzi sobie dobrze. Sprzedaż płyt CD z roku na rok utrzymuje się na podobnym poziomie, natomiast dynamicznie rośnie sprzedaż winyli i polskiego hip-hopu – komentowała niedawno na łamach dziennika „Rzeczpospolita” Monika Marianowicz, rzeczniczka Empiku. – Mamy silną polską muzykę i bardzo dobrze radzą sobie rodzimi wykonawcy: IV kwartał ub. r. to rekordy sprzedaży płyt Podsiadły czy Domagały – dodawała.

Ale prawda jest taka, że do sklepu idziemy po płyty wykonawców zagranicznych. Polscy artyści wyprzedają nośniki, jak Corruption. – Nie szukam wydawcy, przed występami po prostu wypalam trochę swoich płyt i dodrukowuję wkładki – wyjaśnia nam artysta z sceny blues/rock, mający na koncie dwie płyty z autorskim materiałem. Ale nie chodzi wyłącznie o tego typu samizdat. – Sprzedaż nośników podczas koncertów nas ratuje, choć nie mogę powiedzieć, że odczuwamy jakiś wzrost sprzedaży – komentuje z kolei Piotr Bronka, z wytwórni Karrot Komando, która wydaje m.in. płyty Kapeli Ze Wsi Warszawa czy Vavamuffin lub Pablopavo.
Fani niektórych gatunków muzycznych posiadanie płyt ulubionego artysty traktują jako punkt honoru.Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
– Nasze największe gwiazdy sprzedają od kilku do kilkunastu tysięcy nośników z każdym albumem, a debiutanci około kilkuset. Wyprzedajemy też liczące kilkaset sztuk nakłady winylów, choć nie od ręki – dodaje.

Celebrowanie CD
Gdy spojrzeć na zestawienia najlepiej sprzedających się płyt, okazałoby się, że Polska nie słucha disco polo, ani rodzimego popu czy rocka. Polska słucha hip-hopu: co najmniej trzecią część płyt uwzględnianych w statystykach, może nawet połowę, stanowią albumy nagrywane przez wykonawców tego gatunku.

Ale zawdzięczają oni to jednemu zabiegowi: konsekwentnemu wpajaniu swoim fanom, że prawdziwy fan kupuje nośnik. – Hip-hopowcy od dawna edukowali swoją publikę, że należy kupować oryginalne płyty i bardzo dobrze im to poszło – potwierdza Piotr Bronka. – W metalu też jest taki trend: odsłuchanie płyty w Spotify to nie to samo, co zakup fizycznego nośnika – uzupełnia Wącisz.

Zakup i celebracyjne odsłuchanie nośnika zdarza się też zagorzałym fanom innych gatunków, co dokumentują oni np. w mediach społecznościowych, na grupach poświęconych określonej muzyce, tuż po wydaniu nowej płyty przez którąś z gwiazd. Streaming służy tu co najwyżej do rekonesansu: sprawdza się nagrania wykonawcy, by potem – jeśli wynik będzie zachęcający – kupić płytę.

Ostatnio najlepiej winyl. – Ogólnie sprzedaż muzyki jest stabilna, kategoria winyli się wyróżnia, stale rośnie – twierdzi rzeczniczka MediaMarkt, Wioletta Batóg. – Niewątpliwie, jest moda na winyle. Stąd nasze ciśnienie, żeby wydać „Spleen” również w takiej wersji – potwierdza Piotr Wącisz. Płyta wyszła pod koniec marca, w limitowanej serii trzystu egzemplarzy, z których setka ma kolor biały, a druga setka jest jeszcze bardziej nieszablonowa – to płyty przezroczyste.

Wącisz nie ma wątpliwości, że z czasem Corruption sprzeda również te nośniki. – Dostrzegam, że wielu moich kolegów-muzyków, i nie tylko, zaopatrzyło się w gramofony i zaczęło kupować winyle. Ja też mam jeszcze kolekcję starych płyt z lat 80. czy 90., przymierzam się do zakupu gramofonu, żeby móc ich posłuchać, a jeśli go kupię, pójdą za tym zapewne zakupy kolejnych płyt – przewiduje.

– Więcej się chyba o tym w Polsce mówi, niż realnie sprzedaje – powątpiewa jednak Bronka. – Wydajemy płyty naszych wykonawców na winylu w niewielkich nakładach, od 300 do 500 sztuk i potrzeba roku, nawet dwóch, by je sprzedać – dodaje. – Poza tym winyl to stosunkowo droga inwestycja, podwójny album Pablopavo to przecież dobre 90 złotych, dla wielu ludzi granica nie do przeskoczenia – podsumowuje.
Niezłej jakości gramofony, uznawane w branży za "doskonałe dla początkujących", pojawiły się w sieciach dyskontowych. To wzmogło powrót mody na winyle.Fot. Dual
Kupują, choć nie mają nawet odtwarzacza
Generalnie więc wiele zależy od typu nabywcy. Nie jest dla branży tajemnicą, że klient sięgający po płyty to klient starszy: z reguły 40+, według optymistów – 35+. W kilku niszach funkcjonują odpowiednicy hiphopowców, wychowani w przeświadczeniu, że zakup płyty wspiera ich idola. Do tego wszystkiego dochodzi publiczność na żywo. – Niektórzy chcą mieć pamiątkę z koncertu, przedmiot pod autograf. Wiele osób mówi nawet, że nie ma nawet odtwarzacza, ale kupują, żeby wesprzeć artystę i mieć wspomnienie – kwituje Bronka.

Po drugiej stronie są artyści, którzy również szukają metod, by ciąć koszty i redukować łańcuszek potencjalnych pośredników. Płyty coraz częściej powstają w prowizorycznych studiach nagraniowych, organizowanych przez wykonawcę. Czyszczenie i uzupełnianie nagranego materiału umożliwiają coraz prostsze w obsłudze programy komputerowe.

Zamiast tłoczenia płyt muzyka ląduje na witrynach artystów lub wytwórni pod postacią plików mp3 lub bezstratnych FLAC. Pojawiają się też niezależne platformy takie jak Bandcamp, na których można spotkać zarówno nikomu nie znanych debiutantów, jak i uznane gwiazdy. W ten sposób chcą uniknąć pośrednictwa wytwórni czy menedżerów, choć mogą zniknąć w mnogości ofert z każdego gatunku.

– Sytuacja nas zmusiła do wejścia w streaming. Ale wątpię, żeby zyski z tej formy rozpowszechniania kiedykolwiek zrekompensowały zyski z nośników – uważa Bronka. – Streaming pozwala zespołowi na przysłowiowe waciki – ucina z kolei Wącisz. – Choć są zespoły, które na tej formule zarobiły dosyć niespodziewanie: moi koledzy załadowali materiał na iTunes, po czym o tym zapomnieli. Po dwóch latach zaglądają na konto, a tam kwota całkiem spora: kilkadziesiąt tysięcy złotych – dodaje.

Mowa jednak o sytuacjach wyjątkowych. Olbrzymia większość twórców w Polsce ma dziś do powiedzenia jedno: zarabia się wyłącznie na występach na żywo. Można komponować i nagrywać, nawet wydawać płyty, ale z finansowego punktu widzenia to tylko paliwo dla działalności koncertowej. Tyle że na koncerty również trzeba zdrowia, czasu i pieniędzy. Zarówno streaming, jak i pojawiające się w dyskontach gramofony w przystępnej cenie pozwalają mieć nadzieję, że artyści zdołają złapać drugi oddech.