Radom „tygrysem średnich miast”? Jest lepiej, ale mieszkańcy wiedzą swoje
„Miasto twojej szansy” – takim sloganem reklamuje się Radom. Według prezydenta Radosława Witkowskiego, miasto jest czempionem wśród ośrodków średniej wielkości w Polsce. Mieszkańcy, dyplomatycznie rzecz ujmując, opisują zgoła inny obrazek: miasta, w którym niewiele się dzieje, inwestycje są zaniedbane, a kto może – ucieka do Warszawy. – To miasto było martwe, jest i będzie – mówi nam jeden z takich uciekinierów.
Z perspektywy wielu radomian to próba zaczarowania rzeczywistości. „Radom to stan umysłu” – śmiali się w internecie jedni, „najnieszczęśliwsze miasto w Polsce” – komentowali inni, a media chętnie powtarzały te opinie.
Nawet jeżeli przesadzali, to działał mechanizm samospełniającej się przepowiedni: w 2011 r., w badaniu „Diagnoza Społeczna”, zaledwie 1 proc. mieszkańców uznał się za „bardzo zadowolonych z życia”. I choć potem odsetek ten zaczął powoli rosnąć, to tych kilka procent wciąż nie czyni z Radomia miejsca, w którym mieszkańcy czuliby wiatr w żaglach.
Prezydent Radosław Witkowski uważa miasto za "tygrysa średnich miast w Polsce".•Fot. Andrzej Michalik / Agencja Gazeta
– W ciągu 10 lat przeciętna pensja w Radomiu wzrosła o 50 proc. W 2007 r. wynosiła niespełna 2,6 tys. zł brutto, w 2016 – prawie 3,9 tys. zł brutto. Ale w dużych miastach pensje rosły nieco szybciej, we Wrocławiu o 57 proc., Krakowie – o 55 proc. W 2007 r. przeciętne zarobki w Radomiu wynosiły 89 proc. średniej krajowej. I nadal tyle wynoszą. Zarabiamy więcej, nie stajemy się bogatsi – komentował swego czasu na łamach radomskiej „Gazety” socjolog gospodarki i organizacji, Marcin Kłys.
Tak, były czasy, w których poziom bezrobocia przekraczał w mieście 20 proc. Dziś spadł do poziomu 12-13 proc., choć w powszechnie panującym w mieście odczuciu wynika to z prostego faktu: kto mógł, wyjechał z miasta za pracą, w olbrzymiej większości do Warszawy. Pozostali bezrobotni, którzy nierzadko są bezrobotni „chronicznie”.
– Koszty życia są rzeczywiście ciut niższe niż np. w Warszawie, ale wszystko się wyrównuje, bo i zarobki są dość niskie – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Darek, który Radom opuścił wiele lat temu.
Miasto stopniowo się przebudowuje, aczkolwiek zmiany następują powoli.•Fot. Anna Jarecka / Agencja Gazeta
Obwodnica z ograniczeniem do 40 km/h
– Czasy się zdecydowanie zmieniają i dziś prawdziwe europejskie miasto to już nie miasto szerokich dróg, hal widowiskowo-sportowych, stadionów i innych wielkich obiektów kubaturowych. To przede wszystkim podejmowanie działań dużych i mniejszych na rzecz poprawy jakości życia – kwitował Witkowski.
Przykłady? Radomski Program Drogowy zaowocował w trzy lata utwardzeniem 250 ulic. Miasto dostało dotację na elektryczne autobusy i niedawno zamówiło dziesięć takich pojazdów. Witkowski demonstruje też oficjalny optymizm, gdy chodzi o słynne lotnisko.
– Regionalne lotnisko w Radomiu, o planowanej przepustowości od 3 do 6 milionów pasażerów, to po prostu kolejny biegun wzrostu gospodarczego, nowe i nowoczesne miejsca pracy, szansa na przyspieszenie budowy brakujących elementów infrastruktury – kwitował prezydent.
Kilka galerii handlowych, siłownia czy nowy stadion wiosny nie czynią - wzruszają ramionami radomianie, którzy wyjechali z miasta.•Fot. Anna Jarecka / Agencja Gazeta
– Radom modernizuje się w szybkim tempie, ale przynajmniej widać, że robią tę obwodnicę. Sąd budowali 5 lat, a takie budynki w Warszawie powstają w rok. Powstała pierwsza hala sportowa na europejskim poziomie, ale znów są jakieś problemy z gruntem. Zrobili stadion lekkoatletyczny w miejscu zabytkowego stadionu z zabytkowym torem kolarskim. Oczywiście, wszystkie te obiekty stoją teraz nieużywane, jak to lotnisko, o którym nie muszę chyba wspominać – wylicza gorzko Darek.
Blisko dekadę temu, w badaniu Diagnoza Społeczna zaledwie 1 proc. mieszkańców miasta uznał się za "bardzo szczęśliwych".•Fot. Karol Piętek / Agencja Gazeta
– Z mojej klasy licealnej Radom opuściło jakieś 15-20 procent osób – szacuje po latach Bartek. Część pojechała do Warszawy, ale równie chętnie wybrali zagranicę. – Ludzie raczej znaleźli sobie pracę, nikt nie głoduje. Ale też trudno mówić o jakimś komforcie i radości z życia w Radomiu, choć niewątpliwie lokalni patrioci też tam żyją – dorzuca.
O ironio, nasi rozmówcy do tych patriotów najwyraźniej nie należą. – Miasto zawsze wysługiwało się działaczami społecznymi, licząc na ich dobre serce, a potem się podpisywali pod czyimiś dokonaniami – punktuje Darek. – Ludzie są leniwi, ale zarazem narzekają, że w Radomiu nic się nie dzieje: i koło się zamyka. To nie jest miasto dla ludzi chcących poszerzać horyzonty, kreatywnych. Takim zaraz się rzuca kłody pod nogi – kwituje gorzko.
Marcin Kłys sugeruje scenariusz, który dla Radomia jest jeszcze gorszy: stopniowej degradacji, wynikającej z coraz większej mobilności. W innych miastach radomianie mogą zarobić więcej, a chociaż koszty utrzymania (zwłaszcza wynajem mieszkania) też są wyższe, to już ceny w sklepach sieciowych czy ceny paliwa – podobne. Dotąd powstrzymywały ich koszty wynajmu i możliwość pomieszkiwania z rodzicami lub w lokalach odziedziczonych. Ale te czynniki liczą się coraz mniej.