Polska pędzi drogą Grecji czy Wenezueli? Mamy najbardziej socjalistyczny rząd na świecie

Konrad Bagiński
Kolejne tysiące ludzi cieszą się z rozszerzenia programu 500+ na pierwsze dziecko, emeryci radują się tzw. trzynastą emeryturą. Rząd zapewnia, że zależy mu na dobru Polaków. Problem w tym, że wskaźniki wydatków na świadczenia społeczne wiodą nas ku Grecji i Wenezueli.
Nie wiadomo, czy premier Morawiecki jest świadom, iż niedługo trzeba będzie przywitać się z kryzysem. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
67 miliardów złotych – tyle do tej pory kosztował nas program 500+. Od lipca na ten cel będziemy wydawać każdego roku 41 miliardów złotych. Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) wyliczyło, że każdy Polak wyda na programy socjalne (w tym 500+) łącznie 2500 złotych rocznie.

W 2018 podano, że w latach 2016–2017 z programu skorzystało ok. 3,7 mln dzieci z 2,4 mln rodzin (teraz ma objąć ok. 6,8 mln dzieci). Program w tym okresie kosztował 42,6 mld zł – czyli średnio 21,3 mld zł rocznie. Jeśli dodamy do tego kolejne dzieciaki, suma rośnie do 41 miliardów.


To już jest suma zawrotna – porównywalna z kwotą, jaką każdego roku zasilamy urzędy skarbowe. To nie żart – każdego roku osoby znajdujące się w pierwszym progu podatkowym wpłacają do budżetu ok. 49 miliardów złotych. Ich podatki idą więc prawie w całości na finansowanie 500+.
Mamy najbardziej socjalistyczny rząd na świecie - wydaje najwięcej na świadczenia socjalneFot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
To w zasadzie powrót do socjalizmu. Wątpliwości co do tego nie ma Szymon Ziemba, finansista i autor bloga RekinFinansow.pl.

– To, po czym można poznać dany rząd, to czyny – czyli przeprowadzone reformy. Ogół reform gospodarczych od 2015 roku jest mocno nacechowany starym "dobrym" socjalizmem. Dla przypomnienia, zacytuję definicję socjalizmu wg. Wikipedii: "Socjalizm to doktryna gospodarcza postulująca upowszechnienie świadczeń socjalnych i poddania gospodarki kontroli społecznej (poprzez instytucje państwowe, samorządowe, korporacyjne lub spółdzielcze). Częścią wspólną wszystkich odmian socjalizmu jest (częściowe lub całkowite) odrzucenie idei kapitalizmu oraz promowanie idei sprawiedliwości społecznej" – tłumaczy Ziemba w rozmowie z INNPoland.pl.

– Trzeba również przyznać, że kierunek zmian gospodarczych w Polsce wpisuje się w trend zachodnio-europejski. W Europie Zachodniej zdecydowana większości krajów jest rządzona przez socjalistów, często nazywających się "socjal-demokratami", co brzmi znacznie lepiej – dodaje Szymon Ziemba.

Ile wydaliśmy na socjal?
FOR wyliczyło już, że za te pieniądze moglibyśmy podnieść kwotę wolną od podatku do 12 tys. zł, zwolnić 30 proc. podatników z PIT i NFZ albo kupić sobie lotniskowiec. W nieco dłuższej perspektywie wystarczyłoby też na elektrownię jądrową albo wiatrak i ogniwa słoneczne przy każdym domu.
Na działalność państwa każdy z nas wydał w zeszłym roku 23 135 złotych. Ten rachunek jest aż o 1644 złote wyższy, niż rok wcześniej – wynika z obliczeń Forum Obywatelskiego Rozwoju. Najwięcej poszło na emerytury i renty oraz edukację i zdrowie. Na program 500+ każdy z nas wydał 589 złotych.

Takie dane możemy znaleźć w opracowywanym co roku „rachunku od państwa”. Wylicza go i publikuje FOR. W 2018 roku największe pozycje w Rachunku (w przeliczeniu na jednego mieszkańca) to:
- emerytury i renty - 7025 zł
- edukacja - 2596 zł
- opieka zdrowotna - 2534 zł
- pomoc społeczna - 2136 zł (w tym 589 zł programu Rodzina 500+)
- transport - 1981 zł
- wojsko, policja, więzienia, sądy - 1675 zł
- administracja - 1119 zł
- odsetki od długu publicznego - 826 zł.

Ziemba jest dość sceptyczny co do sensowności wydawania pieniędzy na program 500+.

– Dane statystyczne wskazują, że 500+ to nieefektywna redystrybucja, to powrót wskaźnika urodzeń w okolice ilości sprzed wprowadzenia tego zasiłku, wzrost ubóstwa w 2018 roku wg GUS, wzrost ilość uzależnionych gospodarstw domowych od świadczeń socjalnych w 2018 roku (GUS), niska stopa inwestycji w gospodarce, która sięgnęła dna z 1996 roku, wyjście setek tysięcy kobiet z rynku pracy, wzrost opodatkowania dla pracujących i firm, oraz dołożenie cegiełki do wzrostu inflacji – wymienia.

Jego zdaniem Polska jest wciąż krajem biednym na tle europejskim, a Polacy zdecydowanie nie powinni naśladować obecnych reform gospodarczych w Europie Zachodniej – której udział w PKB świata drastycznie zmalał w ostatniej dekadzie.

– Właściwe reformy to te, które przeprowadzały zachodnie państwa będąc biednymi. Przykładowo dobrobyt w Szwecji kojarzy się z wysokimi świadczeniami socjalnymi. To prawda, ale Szwecja dołączyła do najbogatszych społeczeństw na świecie w czasach czystego kapitalizmu – ultraniskich podatków i wolności gospodarczej. Wielkie znaczenie miała także neutralność Szwecji podczas II wojny Światowej – przypomina Szymon Ziemba.
Premier Morawiecki twierdzi, że nie jest Harrym Potterem. Ale to chyba tylko kwestia braku różdżkiFot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Dodaje, że dochód jednostki powinien wynikać z pracy, popytu i podaży na rynku na jego usługi.
– Świadczenie 500+ nie jest sprawiedliwe – zabiera się owoce pracy pracującym, a daje tym co mają dziecko. Nie ma tutaj powiązania świadczenia socjalnego z efektami pracy. Jest to typowe obniżanie efektywności gospodarki. Krótkoterminowo taka sztuczna redystrybucja powoduje wzrost konsumpcji, długoterminowo obniża tempo rozwoju gospodarczego. W słynnym wywiadzie dla Reuters pan prezes Kaczyński stwierdził, że jest w stanie zaakceptować zmniejszenie tempa wzrostu polskiej gospodarki, w celu wdrożenia swojej wizji politycznej. Namacalnie zobaczymy to już w 2020 roku, kiedy inflacja będzie "zjadać" prawie cały wzrost gospodarczy. De facto więc jesteśmy coraz bliżej scenariusza stagflacji – mówi nam Szymon Ziemba.

Wydajemy najwięcej, choć nie jesteśmy najbogatsi
W wydawaniu swoich własnych pieniędzy jesteśmy absolutnymi mistrzami świata. Wg. danych Eurostatu w 2017 r. wydawaliśmy rocznie już ponad 16,4 proc. PKB na wydatki socjalne. W Europie więcej wydawały wtedy tylko Finlandia (24,9 proc.), Francja (24,3 proc.), Włochy (20,9 proc.) i Grecja (19,4 proc.).

Ale według innych danych – konkretnie organizacji Oxfam, zajmującej się m.in. badaniem nierówności społecznych – w 2018 roku Polska wskoczyła na pierwsze miejsce na świecie w kategorii wydatków socjalnych w relacji do PKB.

Zwróćmy uwagę na fakt, że to dane za zeszły rok – w tym dojdzie do tego 500+ na każde dziecko, tzw. trzynasta emerytura (którą PiS obiecuje co roku, jeśli wygra wybory...). Wyprzedzimy więc samych siebie.

Wbrew temu, co twierdzą przedstawiciele rządu, nie gonimy Zachodu w kwestii wydatków społecznych. Już dawno przegoniliśmy, bo nawet takich krajów, jak Finlandia, Francja, Irlandia, Dania czy Austria (właśnie w tej kolejności są na kolejnych miejscach listy) po prostu nie stać na wydawanie takich ilości pieniędzy.

Wenezuela czy Grecja?
Porównywanie sytuacji Polski do kryzysu Wenezueli – co czasem zdarza się publicystom – nie jest trafne. Ten kraj upadł z kilku powodów i rozdmuchane świadczenia były tylko jednym z kamyczków w lawinie nieszczęść. W bardzo dużym skrócie można powiedzieć, że Wenezuela robiła niewiele poza eksportem ropy i zbytnio się od niej uzależniła. Nasza gospodarka jest diametralnie inna. Możemy jednak spojrzeć na przykład Grecji, która bardzo niedawno wpadła w potężne tarapaty.
Kryzys nie grozi na w tej chwili, ale w perspektywie kilku latFot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Ekonomiści wśród przyczyn kryzysu w tym kraju wymieniają wysoki deficyt sektora finansów publicznych, wspieranie państwowych przedsiębiorstw kosztem prywatnych, zachęcanie do jak najszybszego przechodzenia na emeryturę, niewydolny system ubezpieczeń społecznych i wysokie świadczenia.

Pod pojęciem deficytu sektora finansów publicznych rozumiemy deficyt sektora rządowego i samorządowego. To szersza definicja, niż deficyt budżetowy, który obejmuje dochody i wydatki rządu. W deficyt sektora finansów publicznych wlicza się też m.in. budżety samorządów oraz różnego rodzaju funduszy pozabudżetowych. W Polsce teoretycznie nie jest źle. Na koniec roku 2018 ten wskaźnik spadł do poziomu 0,4 proc. PKB. Rok wcześniej było to 1,5 proc. Spadek jest więc spory i można być z tego zadowolonym.

Problem leży w czymś innym. Spadkowi deficytu sprzyjała dobra sytuacja makroekonomiczna, a inne kraje świetnie ją wykorzystały. Na przykład Bułgaria, która weszła do Unii trzy lata po nas, w roku 2007. Systematycznie zmniejszała swój deficyt i obecnie ma nadwyżkę odpowiadającą 2 proc. swojego PKB. Jest pod tym względem na drugim miejscu w Europie, za Luksemburgiem z nadwyżką 2,4 proc. PKB.

Co więcej, nasz deficyt sektora finansów publicznych już zaczął wzrastać. W samym marcu deficyt budżetowy wzrósł o 3,7 miliarda złotych i jesteśmy już 4,5 miliarda pod kreską. Z pewnością podbiją go niezwykle kosztowne projekty, jak 500+ na pierwsze dziecko i tzw. trzynasta emerytura.

Według prognoz Banku Światowego i agencji Moody's nasz deficyt znacząco wzrośnie w obecnym i przyszłym roku, niebezpiecznie zbliżając się do granicznych 3 proc. PKB. Przekroczenie tej wartości opóźniłoby przyjęcie euro w Polsce (do czego akurat rząd się nie pali), ale przede wszystkim osłabiłoby ranking kredytowy naszego kraju. W efekcie płacilibyśmy więcej za obsługę długów.

Wyraźnie widać, że nasz socjalistyczny rząd podąża drogą Grecji również w innych aspektach gospodarczo-ekonomicznych. Silne wspieranie przedsiębiorstw państwowych pieniędzmi z budżetu jest aż nadto widoczne. Niewydolne firmy są kupowane albo zasilane złotówkami z kas lepiej sobie radzących przedsiębiorstw, rządzący tworzą kolejne wielkie koncerny w sektorze ubezpieczeniowym i bankowym.

Dług Polski
Polska jest jeszcze daleka od scenariusza greckiego, ale kolejne 4 lata obecnych reform gospodarczych będą nas przybliżać do podobnego finału. Dług publiczny Grecji przekracza w tej chwili 180 proc. PKB, Polski nie przekracza 60 proc. Polska ma jednak wielki dług ukryty w postaci systemu emerytalnego. Jeśli wliczymy emerytury, do wypłaty których zobowiązał się ZUS, to zadłużenie przekracza już 300 proc. w stosunku do PKB.

Jeśli mówimy o długu, z którym Polska nie mogłaby sobie już poradzić, tak jak Grecja, to warto zwrócić także uwagę na wzrost zadłużenia gospodarstw domowych i firm (tzw dług korporacyjny). Przerzucanie długu publicznego na sektor prywatny maskuje zadłużenie państwa. – A przecież państwo to osoby prywatne i ich firmy, a nie tylko budżet państwa – mówi nam Szymon Ziemba.

Rosnące świadczenia socjalne są finansowane na kredyt, jak przyznał sam premier Morawiecki w chwilowym przypływie szczerości. System ubezpieczeń społecznych robi bokami – wiele osób porównuje go wprost do piramidy finansowej.

Przykład? Proszę – gdy będę przechodził na emeryturę, moja tzw. stopa zastąpienia będzie wynosiła (wedle prognoz ZUS) ok. 37 proc. Oznacza to, że dostanę jedną trzecią ostatniej pensji. To niewiele. Stopa zastąpienia w 2018 r. wyniosła 56,4 proc., czyli o ponad 5 pkt proc. mniej niż pięć lat temu. Co gorsza, wciąż ma spadać. Nawet prezes ZUS sama oszczędza pieniądze na emeryturę i namawia do tego innych.