Wystarczy nie kraść - mówili. Jak na razie udało im się znaleźć jednego "złodzieja" - w swoich szeregach

Konrad Bagiński
Niedawno zatrzymano byłego wiceministra finansów – oczywiście piastował to stanowisko za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. To drugi były minister, jakiego zatrzymano za czasów PiS. Bardzo mizerny dorobek służb podległych partii, która szła do wyborów z hasłami, iż poprzednicy kradli i pomagali przestępcom wyprowadzać VAT.
Byłych ministrów i prezesów nie zatrzymuje policja - robi to CBA Foto: CBA
Prokuratura Regionalna w Białymstoku postawiła byłemu wiceministrowi finansów Maciejowi G. zarzut niedopełnienia obowiązków przy okazji tworzenia nowelizacji ustawy o VAT. Zdaniem śledczych zignorował rekomendacje służb i nie zaakceptował zmian w obrocie artykułami elektronicznymi. Miał to zrobić osobiście, za pomocą adnotacji z pieczęcią, przybitą na jednym z dokumentów.

Zdaniem prokuratora skutek tych działań był opłakany – przestępcy zajmujący się eksportem i sprzedażą telefonów komórkowych w obrocie handlowym wewnątrz UE osiągnęli korzyść majątkową kosztem skarbu państwa na kwotę 3 mld zł. . Maciej G. był w latach 2008-13 wiceministrem finansów w rządzie Donalda Tuska i nadzorował pracę Departamentu Podatku od Towarów i Usług.


Co ciekawe – prokurator nie zdecydował się na zatrzymanie Macieja G., wystarczyło poręczenie w wysokości 100 tys. zł i zakaz opuszczania kraju. Tylko tyle. W obliczu grożących mu 10 lat za kratami to nie są przesadnie ostre środki zapobiegawcze.
Aresztowanie Kapicy okazało się fiaskiem – po przesłuchaniu został wypuszczony do domu, bez wniosku o areszt.Foto: CBA
Białystok uderza ponownie
Nie jest to pierwsza taka sprawa, prowadzona przez białostocką prokuraturę. Wcześniej – rok temu – zdecydowano tam o zatrzymaniu Jacka Kapicy. Dokonali tego agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Białymstoku. Śledztwo było prowadzone na polecenie prokuratora krajowego, Bogdana Święczkowskiego.

Sprawa związana jest z aferą hazardową. To właśnie po jej wybuchu rząd Donalda Tuska doprowadził do delegalizacji części branży hazardowej. Kapica zaś został wybrany przez Tuska jako twarz walki z jej patologiami. Nie był to przypadek – Jacek Kapica przez pracę w służbach celnych dorobił się wizerunku twardego zawodnika, skutecznie walczącego z patologiami. Nazwano go szeryfem. A prokuratura oskarżyła go, że przez zaniedbania skarb państwa stracił 21 miliardów złotych. Aresztowanie Kapicy okazało się fiaskiem – po przesłuchaniu został wypuszczony do domu, bez wniosku o areszt. Sąd uznał jego zatrzymanie za bezzasadne. Być może dlatego również Maciej G. został potraktowany tak łagodnie.

Co ciekawe, obie te sprawy łączy miejsce ich prowadzenia. Dla wielu osób może być zaskoczeniem, że bardzo ważną sprawą domniemanych uszczupleń dochodów budżetu zajmuje się prokuratura w Białymstoku. Czy nie powinni robić tego prokuratorzy np. z Warszawy lub innego, bliższego siedzibie fiskusa, miasta? W końcu dokumenty są w Warszawie, świadkowie też.

Z drugiej jednak strony znana jest praktyka przenoszenia spraw do miast, w których nikt nie będzie naciskał na prokuratora i nie ma obawy, że będzie on w jakiś sposób związany ze sprawą. Prokuratura w Białymstoku spełnia te kryteria, ale jest też druga strona medalu. Otóż ta instytucja wydaje się być niezwykle usłużna wobec Zbigniewa Ziobry i partii rządzącej.

Przykłady można wręcz mnożyć. To tam umarzano postępowania wobec antysemickich kazań byłego już księdza Jacka Międlara. To w Białymstoku prokurator nie wszczął śledztwa dotyczącego propagowania rasizmu i faszystowskiego ustroju podczas Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce w lutym 2018 r. A uczestnicy tego wydarzenia paradowali z symbolami SS, krzyżami celtyckimi i falangami.

Czy można uznać za przypadek, że to właśnie prokuratura w Białymstoku sztucznie wydłużała śledztwo w sprawie jednego z liderów Ruchu Narodowego, obecnego wiceministra cyfryzacji, Adama Andruszkiewicza? A chodziło o poważną sprawę – fałszowanie podpisów pod listami wyborczymi. To w Białymstoku prokurator ze śmiertelną powagą uznał swastykę za swargę – słowiański symbol szczęścia. Na tych dwóch wiceministrach w zasadzie kończy się lista osób oskarżonych o działanie na szkodę państwa za czasów rządów PO. Na dodatek dzieje się to w zasadzie pod koniec kadencji Sejmu, w którym PiS ma większość, tworzy rząd i podporządkowuje sobie władzę sądowniczą. Bilans jest więc mizerny.

Na prezesów też polują
Podobnie rzecz się ma z prezesami państwowych firm z okresu rządów PO. Mimo mnóstwa rozpuszczanych plotek o niegospodarności czy nawet korupcji, próżno szukać jakiejś sprawy prowadzonej w sposób konsekwentny. Niedawno głośno było o zatrzymaniu Pawła Olechnowicza, byłego szefa Grupy Lotos. Sąd prawomocnie orzekł, że nie było ku temu podstaw.

Od początku 2018 roku do aresztu trafiło 20 byłych prezesów, członków rad nadzorczych i wysokiej rangi dyrektorów. Sąd wypuściły już 17 z nich, za kratami siedzą jedynie osoby piastujące swoje stanowiska z nadania Prawa i Sprawiedliwości.

Wszystkie sprawy mają wspólny mianownik: odtrąbione zatrzymanie pod zarzutami niegospodarności, wrzawę w państwowych i prorządowych mediach. Dużo ciszej jest o tym, że zdecydowana większość szybko wychodzi na wolność. Tak, jak Wojciech Kwaśniak, były szef Komisji Nadzoru Finansowego, przed laty prawie na śmierć pobity przez nieznanych sprawców, gdy po interwencji KNF wszczęto śledztwo dotyczące SKOK Wołomin.
Od początku 2018 roku do aresztu trafiło 20 byłych prezesów, członków rad nadzorczych i wysokiej rangi dyrektorów.Foto: CBA
Na wolności jest już również Jacek K., który był szefem PKN Orlen od 2008 do 2015 r. oraz dwaj b. dyrektorzy koncernu. Zarzuca im się, że firma, która na zlecenie Orlenu organizowała imprezę Verva Street Racing, nie rozliczyła się z biletów.

W lutym 2019 roku sąd zdecydował, żeby nie aresztować byłego wiceministra skarbu i szefa Giełdy Papierów Wartościowych Pawła T. Prokuratura oskarża go o nieprawidłowości, do jakich miało dojść przy prywatyzacji Ciechu. Razem z nim aresztowano i szybko wypuszczono 5 innych osób z firmy.

Jak na razie jedynym, który spędził za kratami naprawdę dużo czasu, jest Bartłomiej Misiewicz – były wiceminister obrony i były ulubieniec byłego ministra obrony narodowej, Antoniego Macierewicza. W pasiakach chodził przez pół roku. Misiewicz jest podejrzany o to, że jako funkcjonariusz publiczny przekraczał uprawnienia i działał na szkodę spółki Polska Grupa Zbrojeniowa. Rozwija się także wątek proponowania pracy w zamian za usługi seksualne.