PiS tak uzdrowił państwową stocznię, że jest na skraju bankructwa. Ma miliony strat
Gdyńska Nauta to największa stocznia kontrolowana przez skarb państwa. Kolejny rok z rzędu zakończyła potężną stratą. Tak wygląda w praktyce podnoszenie z kolan przemysłu stoczniowego - który poza sektorem państwowym radzi sobie całkiem nieźle.
To stocznia państwowa, Nauta jest aktywem funduszu inwestycyjnego MARS należącego do Polskiej Grupy Zbrojeniowej (która sypnęła groszem na wydanie biografii Antoniego Macierewicza). W 2016 roku w jej kierownictwie zaczęła się znana z innych państwowych firm karuzela personalna.
Nauta miała przede wszystkim zarabiać na zleceniach dla armii i wycofywać się z budów dla sektora prywatnego. Dramatyczny stan polskiej marynarki wojennej wskazuje na to, że nie jest to ulubiona formacja Ministerstwa Obrony. Zlecenia do stoczni topnieją a ona pogrąża się w długach. By z nich wyjść, wyprzedaje swój majątek.
Co poszło nie tak?
Problemy stoczni pojawiły się podczas budowy statku naukowo-badawczego "Oceanograf" dla Uniwersytetu Gdańskiego. Okazało się, że jest źle zaprojektowany i trzeba dokonać wielu zmian w jego budowie i wymiarach. Koszty (14 mln zł) musiała ponieść stocznia.
W 2017 roku stoczniowcom udało się utopić w porcie budowany właśnie statek "Hordafor V". W zeszłym roku kolejnym ciosem okazał się poważny pożar w Zakładzie Nowych Budów - już zresztą zamkniętym.
Na dodatek spółka ciągle miała nowych prezesów – tylko od zeszłego roku było ich trzech. Sytuacji nie polepsza fakt, że wojsko ma w Gdyni jeszcze jedną stocznię (PGZ SW), która zbiera sporo zamówień na remonty jednostek naszej marynarki.