Sieci handlowe olewają CIT. Biedronka płaci sumiennie, ale podatek handlowy uderzy w jej klientów

Patrycja Wszeborowska
Ponad 1,5 miliarda złotych podatku dochodowego za 2018 r. znalazło się w państwowym budżecie dzięki największym sieciom handlowym w Polsce. Za jedną trzecią tej sumy odpowiada Jeronimo Martins, do którego należą sklepy sieci Biedronka. Rząd chce docisnąć podatkiem również pozostałe sieci, lecz to może odbić się na klientach sklepów portugalskiej spółki.
Biedronka odprowadza najwyższy podatek CIT wśród sieci handlowych. To 1 proc. jej przychodów. Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta
Regularni płatnicy i działalności charytatywne
Biedronka, dzięki oddawaniu równo 1 proc. swoich przychodów polskiemu budżetowi - 510 mln zł za 2018 r. -, ulokowała się na szóstym miejscu największych dobrodziejów naszego fiskusa, jak zauważa „Polska Times”. Portugalska spółka, wraz z ponad dwudziestką innych działających w handlu polskich i zagranicznych firm, jest regularnym płatnikiem skarbu państwa.

Są jednak i tacy, którzy nie oddają fiskusowi nawet złotówki. Są to m.in. brytyjskie Tesco (11,7 mld zł przychodów w 2018 r.), francuski Auchan (12 mld zł przychodów), niemieckie Aldi (1,28 mld zł przychodów) oraz hurtownie Makro Cash and Carry (6,6 mld zł przychodów). Jak zauważa dziennik, gdyby tylko te cztery koncerny oddały budżetowi państwa po 1 proc. przychodów, wtedy polski skarbiec wzbogaciłby się o ponad 320 mln zł.


Na liście niepłacących podatku znalazła się także upadająca polska sieć marketów Piotr i Paweł (14,5 mln zł strat przy 506 mln zł przychodów), sieć KOMFORT (11,3 mln zł strat przy 392 mln zł przychodów) oraz krakowska spółka Wearco, prowadząca m.in. salony odzieżowe Medicine i sklep internetowy Answear.com (5 mln zł strat przy 225 mln zł przychodów).

Obowiązkowy podatek
Spółki, polskie i zagraniczne, które nie odprowadzają CIT, tłumaczą, że przynoszą straty i działają niemalże charytatywnie. Z tego powodu polski rząd chce wprowadzić obowiązkowy podatek od obrotów w dużych sklepach.

– „Sęk w tym, że taka danina uderzyłaby głównie w Biedronki, Rossmanna i innych solidnych podatników” – zauważa gazeta. Ostatecznie zapłaciliby ich klienci, gdyż nowa opłata spowodowałaby automatyczny i niemały wzrost cen towarów.

Mimo to wielu Polaków wciąż wierzy, że podatki nakładane na sieci handlowe i inne, które przez obecny rząd nie są nazywane podatkami, nie uderzą po kieszeniach polskich obywateli. Świadczy o tym wiedza rodaków na temat finansowania programu 500 plus.

Jedynie 38 proc. badanych w sondażu przeprowadzonym na początku roku dla serwisu ciekaweliczby.pl ma świadomość, że źródłem finansowania sztandarowego programu PiS są podatki, które pochodzą z naszych własnych kieszeni. Reszta sądzi, że środki brane są z podatków płaconych przez innych ludzi, firmy lub z pieniędzy rządowych lub zwyczajnie nie wie, jakie jest ich źródło pochodzenia.

Sam podatek handlowy jest dość kontrowersyjną daniną. Choć ustawa wprowadzająca nową płatność pojawiła się już w roku 2016, to pomysł utrąciła Komisja Europejska, która uznała, że podatek byłby nieuzasadnioną pomocą publiczną dla innych firm. Jednak ostatnio Trybunał Sprawiedliwości UE uznał polskie stanowisko. KE odwołała się od tej decyzji i teraz pozostaje czekać na rozwiązanie kwestii.

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, kwoty, które miałyby wpłynąć do polskiego budżetu są potężne. Rząd założył, że tylko od września do grudnia tego roku zbierze pół miliarda podatku handlowego. Zakładając (bardzo optymistycznie), że sprawa wyklaruje się w połowie 2020 roku, do budżetu wpadnie ekstra ponad 1,1 miliarda złotych (a to najniższy możliwy szacunek).