Podwyżka pensji minimalnej przycisnęła również PiS. Polityk partii obcina etaty w samorządzie

Patrycja Wszeborowska
Spora podwyżka płacy minimalnej wdrażana przez partię PiS to problem dla większości polskich pracodawców. Niektórzy, by pozwolić sobie na prowadzenie biznesu, od przyszłego roku będą musieli obciąć etaty pracowników. Problem nie ominął również polityków należących do partii rządzącej, którzy też muszą zredukować liczbę godzin swoich podwładnych.
Podwyżka płacy minimalnej nie okazała się tym, czym miała dla pracowników samorządu w Tomaszowie Lubelskim. Części z nich obcięto etaty, by podołać podwyżkom. Fot. Mikołaj Kuras / Agencja Gazeta
Rozczarowani i ze zmniejszonymi etatami
– Tomaszów to miasto, w którym zdecydowana większość mieszkańców, w tym ja, głosowała na PiS. Słyszeliśmy zapowiedzi premiera Morawieckiego i prezesa Kaczyńskiego o podwyżce płacy minimalnej, o tym, że od stycznia będziemy zarabiać 2600 zł, a na koniec roku 3000 zł, bo tyle ma wynosić to minimum. Ja wyliczyłam, że dostanę jakieś 400 zł podwyżki. Miałam plany, spłacam kredyt, cieszyłam się. A teraz wszystko bierze w łeb – skarży się w rozmowie z TOK.fm pracownica miejskiej instytucji w Tomaszowie Lubelskim.


Tamtejszy samorząd stanął bowiem pod ścianą. Na podwyżkę płacy minimalnej zarządzonej przez PiS nie ma pieniędzy, więc zdecydował się około 90 pracownikom z różnych instytucji podległych urzędowi miasta - m.in. przedszkolom, instytucjom kultury, zarządowi dróg - obciąć etaty do wymiaru 3/4.

Jak przyznaje Wojciech Żukowski, burmistrz Tomaszowa Lubelskiego w rozmowie z radiem, zmniejszenie etatów ma na celu dopięcie budżetu na przyszły rok. Jak twierdzi, „o ile kierunek zmian jest dobry, to jest jednak finansowe tąpnięcie”. Podwyżka płacy minimalnej obciążyłaby bowiem budżet miasteczka na ponad 3 mln złotych.

Podkreśla, że zamiast zwalniać pracowników, woli etaty zredukować. – Najbardziej bolesną sytuacją byłoby, gdyby ktoś miał stracić pracę, stąd to rozwiązanie, które ma służyć zachowaniu wynagrodzeń dla wszystkich pracowników – zauważa.

Ukryte skutki podwyżki płacy
Pracownicy są jednak niepocieszeni. Lamentują, że obowiązków nikt im nie odbierze i w niepełnym wymiarze godzin będą musieli robić taką samą pracę, jak dotychczas, bez żadnej podwyżki. Głosowali na PiS, cieszyli się na podwyżki, lecz teraz czują się oszukani.

PiS zapowiedziało podwyżkę do 3 tys. złotych brutto do końca 2020 roku, a trzy lata później – do 4 tys. złotych. O skutkach tak drastycznej podwyżki już przestrzegają eksperci. Twierdzą, że wzrost płac odczujemy wszyscy, ale nie tak, jak byśmy się spodziewali - bo zamiast pełniejszych portfeli czeka nas zaciskanie pasa z powodu ostrej podwyżki czynszów i rachunków.

Bankructwa małych firm, szalejąca szara strefa, wysoka inflacja, wywindowane ceny w sklepach i na rynku mieszkaniowym – to dopiero początek litanii bolesnych konsekwencji. Do tego dojdą wyższe czynsze za mieszkania, ponieważ spółdzielnie mieszkaniowe, kontraktujące sprzątaczy i ochroniarzy, również będą musiały ponieść duże koszty podwyższenia pensji.