Pracownik mówi, że krakowskie zamiatarki jeżdżą po mieście na pokaz. "Nasza firma tak nie działa"

Patrycja Wszeborowska
Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy - brzmiało popularne wśród ludu powiedzenie za czasów PRL w Polsce. Hasło pochodzące z głębokiego socjalizmu w Polsce najwidoczniej się nie przeterminowało, co udowadnia historia opowiedziana przez pracownika krakowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Firma ma wysyłać na miasto zamiatarki, które nie sprzątają Krakowa, tylko jeżdżą, by „ludzie mieli poczucie, że coś jest robione”.
Jeden z pracowników krakowskiego MPO uważa, że zamiatarki jeżdżą po ulicach miasta, ale go nie czyszczą. Chodzi bowiem o to, by robić "dobre wrażenie". fot. Piotr Augustyniak / Agencja Gazeta
Praca bez sensu
Do wieloletniego pracownika MPO w Krakowie dotarł portal naszemiasto.pl. Na nagranej rozmowie widać zakapturzonego, anonimowego mężczyznę, który opowiada o realiach pracy w miejskiej spółce.

Pracownik MPO kładzie nacisk na fakt, że pracującym w przedsiębiorstwie często zleca się prace, które nie mają za wiele sensu. Najwięcej emocji wzbudził sposób działania miejskich zamiatarek. Jak przyznał pracownik MPO, ciężarówki często wyjeżdżają z włączonymi sygnałami na miasto, ale nie sprzątają, tylko krążą po mieście, żeby „ludzie mieli poczucie, że coś jest robione”.


O cel jeżdżenia zamiatarkami z podniesionymi szczotkami portal zapytał rzecznika MPO, Piotra Odorczuka. W odpowiedzi usłyszał, że ciężarówki rzeczywiście jeżdżą z podniesionymi szczotkami codziennie, ale aby dojechać do regionu, jaki mają posprzątać. Na miejscu szczotki mają być opuszczane.

Zamiatarki jeżdżą po mieście, ale nie zamiatają?
Wspomniany wieloletni pracownik twierdzi jednak, że po wymagających sprzątania ulicach również jeździ się z podniesionymi szczotkami, zwłaszcza wtedy, gdy czas goni lub obszary były zamiatane niewiele wcześniej. – Jest takie stare powiedzenie w MPO: nie mamy być skuteczni, tylko widoczni – podkreśla.

Poprosiliśmy MPO w Krakowie o komentarz sprawy i wyjaśnienie, dlaczego bezcelowo zużywane jest paliwo i czas pracy obsługujących zamiatarki ludzi. Odpowiedź otrzymaliśmy od Piotra Odorczuka, rzecznika prasowego.

– Jeżdżenie po całym mieście z opuszczonymi szczotkami nie ma dla nas uzasadnienia ani ekonomicznego ani biznesowego, tak jak nie widzimy sensu w jeżdżeniu po mieście "na pokaz" i marnowaniu paliwa oraz czasu naszych pracowników. Jeżeli ktoś tak robi, to robi to z własnej inicjatywy, aczkolwiek nie wiemy o takich osobach. Nasza firma nie funkcjonuje w taki sposób. Nie dostajemy pieniędzy za samo jeżdżenie. Zamiatarki czyszczą wyłącznie obszary, w które są wysyłane, zaś czystość ulic jest sprawdzana przez miasto. Z wykonywanej pracy jesteśmy codziennie rozliczani – wyjaśnia.

Przykładów "specyficznego" podejścia do pracy służb miejskich pełno jest w całej Polsce. W minione wakacje głośnym echem odbiło się „koszenie pustyni” na warszawskiej Pradze. Pracownik firmy zajmującej się stołeczną zielenią został nagrany podczas koszenia elektryczną kosiarką... piasku, na którym gdzieniegdzie wyrastały kępki trawy.