Będziemy siedzieć w pracy chorzy. Cięcia na L4 uderzą firmy po kieszeniach

Katarzyna Florencka
Planowane przez rząd ograniczenie zasiłków chorobowych przyniesie oszczędności państwu, jasne. Ale równocześnie oznacza, że w pracy będzie przebywać o wiele więcej chorych osób. I nie wspominając nawet o efektach zdrowotnych takiego działania – przełoży się to także na duże koszty dla pracodawców.
Skutkiem nadchodzących zmian w zasadach przyznawania zasiłków chorobowych będzie najprawdopodobniej to, że do pracy będziemy chodzić chorzy. Fot. 123rf.com
Jedną z najważniejszych zmian czekających nas w przyszłym roku będą nowe zasady wypłaty zasiłków chorobowych.

Jest to jeden z projektów, który rząd wyciągnął jak asa z rękawa po tym, jak Jarosław Gowin zablokował plany zlikwidowania limitu 30-krotności ZUS, pozbawiając tym samym budżet ponad 5 mld złotych.

Od marca okres wyczekiwania na pieniądze z ZUS zwiększy się z 30 dni na 90, co oznacza, że pracownicy, którzy będą chcieli otrzymać zasiłek chorobowy, będą musieli udowodnić, że przez ostatnie trzy miesiące od zachorowania byli zatrudnieni i ubezpieczeni. Zmiany dotkną również przedsiębiorców płacących składkę dobrowolną - u nich okres wyczekiwania z 90 dni zwiększy się aż do 180 dni - oraz osób starających się o zasiłek macierzyński lub opiekuńczy.


Będziemy pracować chorzy
Jak zauważa Adriana Rozwadowska z "Gazety Wyborczej", nie oznacza to rzecz jasna, że naród nagle magicznie ozdrowieje i będzie się trzymał wyznaczonych przez ZUS terminów. Po prostu będziemy chodzić do pracy chorzy.

A ten problem jest już na tyle duży, że doczekał się własnej nazwy: jest to tzw. prezenteizm. Już w raporcie z 2016 roku Komisja Europejska ostrzegała, że zjawisko obecności w pracy mimo choroby wzmaga się wraz z wprowadzaniem kolejnych obostrzeń i zmniejszaniem zasiłków chorobowych.

– Badania pokazują, że prezenteizm może kosztować znacznie więcej niż nieobecność w pracy. Według analizy Schultza i zespołu (2009), który wziął pod lupę 18 różnych chorób, np. w przypadku alergii czy migreny koszty prezenteizmu są wyższe niż koszty leczenia i absencji – zwraca uwagę dziennikarka "Wyborczej".

ZUS kontroluje L4
ZUS na potęgę wziął się za sprawdzanie zwolnień lekarskich, a osoby raz przyłapane na oszustwie mogą na dłuższy czas stać się celem dla kontrolerów.

Z danych zebranych przez serwis bankier.pl wynika, że w pierwszej połowie 2019 roku w Warszawie ZUS skontrolował 5110 osób, a zasiłki cofnął 499 z nich. Jest to mniej niż w tym samym okresie rok wcześniej (wówczas skontrolowano 4815 zwolnień, a prawo do zasiłku chorobowego odebrano 629 osobom).

Co jednak ciekawe, wartość cofniętych zasiłków była znacznie wyższa w 2019 roku i wyniosła ponad milion złotych (w 2018 roku było to 856 tys zł).

L4 na wypalenie zawodowe
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, Światowa Organizacja Zdrowia zaktualizowała niedawno Międzynarodową Statystyczną Klasyfikację Chorób, według której wypalenie zawodowe uznano za syndrom zawodowy związany z bezrobociem i zatrudnieniem. Oznacza to, że od początku 2022 roku będzie można otrzymać na nie zwolnienie chorobowe.

Wypalenie to syndrom, który pojawia się u pracownika w wyniku ciągłego stresu, spowodowanego wykonywanymi na co dzień obowiązkami. Objawia się on zniechęceniem, problemami z zasypianiem, bólami głowy, wyczerpaniem. Najkrócej mówiąc jest to wynik stresu występującego na skutek przepracowania. Obejmuje więc zarówno psychikę, jak i sferę fizyczną.

Mikołaj Zając, prezes firmy konsultingowej Conperio, przyznaje, że syndrom wypalenia zawodowego to bez wątpienia kolejna choroba cywilizacyjna, która dotyka współczesne społeczeństwa. Równocześnie jednak ostrzega, że jej diagnozowanie będzie trudne, zaś pole do nadużyć – ogromne.