Morawiecki mówi, że Polska nie jest winna swej sytuacji energetycznej. Panie premierze, to kto jest?

Patrycja Wszeborowska
Polska dostała „rabat klimatyczny” - jako jedyny kraj w całej Unii Europejskiej nie musi osiągnąć neutralności klimatycznej do 2050 roku. To oznacza, że za 30 lat wciąż będziemy mogli palić węglem. Media na całym świecie wytykają nas palcami, lecz premier Mateusz Morawiecki zarzeka się, że polska sytuacja energetyczną nie jest naszą winą. To w takim razie czyją?
"Polska nie jest winna temu, że akurat jesteśmy w takim, a nie innym położeniu, jeśli chodzi o nasz system energetyczny" -Mateusz Morawiecki. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Polska umywa ręce
Państwa Unii Europejskiej podczas posiedzenia Rady Europy zdecydowały, że Polska będzie dochodzić do neutralności klimatycznej „w swoim tempie”, jak ujął to premier Mateusz Morawiecki, cytowany przez TVP Info. Nie wskazał on jednak, jaka to będzie prędkość, ponieważ Polska nie przedstawiła żadnej daty osiągnięcia unijnego celu.

Choć wydaje się zrozumiałe, że w ciągu ledwie 30 lat Polska gospodarka, prawie w całości oparta na węglu, praktycznie nie ma szans na dekarbonizację bez gigantycznego uszczerbku na PKB, to jednak niektóre kuriozalne zdania, jakie padły z ust premiera, powodują, że włosy jeżą się na głowie.


– Rozumiemy, że są kraje, które mają zupełnie inną sytuację gospodarczą, technologiczną, społeczną, ale Polska nie jest winna temu, że akurat jesteśmy w takim, a nie innym położeniu, jeśli chodzi o nasz system energetyczny – wyjaśnił premier Mateusz Morawiecki.

Dodał, że istnieją bardzo bogate kraje, które stać na dekarbonizację, gdyż „nie doświadczyły komunizmu, gigantycznego spowolnienia gospodarczego i ogromnych strat na skutek nieefektywnego systemu komunistycznego”. Polska doświadczyła i jej nie stać, kropka.

Trochę historii i danych
Tyle że jest wiele krajów, które również trafiły pod reżim Związku Radzieckiego, a mimo to z energetyką radzą sobie o wiele lepiej niż Polska. Są to chociażby Litwa, Łotwa, Estonia, a nawet Ukraina czy Białoruś - wszystkie te kraje należały do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i były pogrążone w głębokim komunizmie. Dziś radzą sobie lepiej niż my w działaniach na rzecz neutralności klimatycznej.

Doskonale obrazuje to tegoroczny ranking CCPI (Climate Change Performance Index), mierzący pozytywne działania państw na rzecz klimatu. Polska wypadła najgorzej spośród wszystkich ujętych krajów europejskich, zajmując niechlubne 51 miejsce wśród 61 uwzględnionych w rankingu państw.

Co więcej, nasz uboższy gospodarczo sąsiad - Ukraina - gdzie wpływy rosyjskie wciąż są bardzo silne, prze do przodu w rewolucji swojego systemu energetycznego. Eksperci wskazują, że kraj ze wschodu staje się istnym eldorado dla inwestorów z sektora zielonej energetyki, a pieniądze pompowane w ekologiczne projekty są gigantyczne. Jak informowała ukraińska Państwowa Agencja Energoefektywności i Energooszczędności Ukrainy, w połowie bieżącego roku na Ukrainie realizowanych zostało już przeszło sto dużych projektów zielonej energetyki o wartości 4 mld dolarów.

Wymówki premiera wydają się blade również, gdy weźmiemy pod uwagę potencjał instalowania odnawialnych źródeł energii (OZE) w Polsce, który jest olbrzymi. Posiadamy możliwość inwestycyjną obywateli - mamy dużo ludzi z klasy średniej oraz rolników, którzy przy odpowiednim systemie pożyczkowym mogliby zainwestować w panele fotowoltaiczne czy przydomowe systemy wiatrakowe. Również nasze warunki klimatyczne świetnie sprzyjają inwestycjom OZE na morzu.

– Sprawa jest skomplikowana i prosta jednocześnie. W polskiej polityce nie było woli dla źródeł odnawialnych - były one narzucone przez UE jako obowiązek. To z kolei efekt długotrwałej polityki, gdzie zideologizowano wsparcie i priorytet dla węgla – stwierdziła niegdyś w rozmowie z INNPoland.pl Ewa Sufin-Jacquemart, prezeska Fundacji Strefa Zieleni i aktywistka Partii Zieloni.

Przerzucanie odpowiedzialności
Warto też przypomnieć, że nie mówimy o decyzjach politycznych sprzed dekad. Gdy w 2015 roku PiS przejmowało władzę w Polsce, z ust tamtejszych polityków padały hasła typu „czarne złoto stanie się naszą dumą narodową”. Tyle że dziś importujemy tony węgla z Rosji, a nawet z odległego Mozambiku, bo nie mamy wystarczająco własnego. Eksport zaś systematycznie spada, gdyż nasze złoża wyczerpują się.

Nie tylko PiS ma w kwestii energetyki sporo za uszami. Nasza sytuacja energetyczna to efekt działań wielu rządów, które po transformacji nie chciały myśleć perspektywicznie i wspierały żądania lobby górniczych i energetycznych. I robią to do dziś. Niesprawiedliwe i po prostu nieprawdziwe jest zatem przerzucanie winy na „ciężkie czasy” i zgrywanie ofiary wobec najbogatszych krajów, skoro nawet te biedniejsze podejmują więcej inicjatywy w kwestii neutralności klimatycznej niż my.