Przedświąteczne absurdy kosztu żywności. Wyjaśniamy, dlaczego inflacja rośnie, a ceny spadają

Patrycja Wszeborowska
Eksperci biją na alarm, że pędząca inflacja najbardziej uderzy konsumentów w kwestii cen za żywność. Jednak listopadowy koszyk zakupów wcale nie wskazuje na galopujące podwyżki, wręcz przeciwnie. Wszystko z powodu marketingowych działań sieci handlowych.
Oficjalne badania GUS wskazują na zwyżki cen żywności, jednak w okresie przedświątecznym sklepy organizują atrakcyjne promocje. Fot. Sebastian Paroń / Agencja Gazeta
GUS jedno, sondaże drugie
Jak zauważa wtorkowa „Rzeczpospolita”, badanie koszyka zakupowego wskazuje na spadki cen w listopadzie. Jednak równocześnie dochodzą nas słuchy z Głównego Urzędu Statystycznego na temat wysokiej inflacji – nawet o 7 proc. w skali roku i wzrośnie o 0,3 proc. w skali miesiąca.

Sondaże pokazują, że najbardziej rosną ceny cukru - nawet o 23 proc. w skali roku - oraz wieprzowiny, warzyw i owoców, które podskoczyły o kilkanaście procent w porównaniu do zeszłorocznego listopada.

Tymczasem comiesięczne badania koszyka zakupowego, przeprowadzone przez ASM Sales Force Agency, przedstawiają zupełnie odwrotny obraz. Okazuje się, że zestaw najpopularniejszych produktów szybkozbywalnych (nabiał, mięso, napoje, słodycze, alkohol, chemia domowa i kosmetyki) był w listopadzie o 3 złote tańszy niż w październiku. I kosztował 228,10 złotych. Najtaniej zakupy wyniosły klientów sieci Auchan, następnie Kafulanda oraz Makro.


Skąd wzięły się rozbieżności między statystycznymi danymi a cenami w sieciach handlowych? Jak zauważają autorzy raportu, w dużej mierze wpływ na to mają promocje organizowane przez sklepy w listopadzie i grudniu. Również ekonomiści polecają podchodzić ostrożnie do wyników badań koszyków zakupowych i skupić się na wynikach prezentowanych przez GUS.

Wzrost cen żywności
W ciągu ostatniego półrocza wzrost cen żywności odczuło w swoich kieszeniach aż 82,1 procent Polaków, według sondażu SW Research. Zaś ich wzrost nie jest zależny jedynie od inflacji. Swoje trzy grosze do kwot, które płacimy w sklepach, dorzucają również koszty energii i wody, płaca minimalna, akcyza na papierosy i alkohol oraz susza.

Tymczasem minister rozwoju Jadwiga Emilewicz stwierdziła niedawno, że choć ceny na sklepowych półkach rzeczywiście rosną, to nie jest to powód do zmartwień. Według niej zwyżki rekompensują „rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych”.