Pożegnaj się z anonimowością. Oto tajemnicza aplikacja, która odnajdzie w sieci każdego

Katarzyna Florencka
Największe amerykańskie firmy technologiczne długo powstrzymywały się przed wprowadzeniem technologii rozpoznawania twarzy, jednak natura najwyraźniej nie znosi próżni i lukę tę zapełnił w USA niewielki, tajemniczy start-up. Po cichu z jego technologii zaczęła korzystać amerykańska policja.
Aplikacja Clearview używana jest już przez policję w Stanach Zjednoczonych. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Aplikacja Clearview, za którą stoi mało znany australijczyk Hoan Ton-That, jest w stanie na podstawie tylko jednego zdjęcia odnaleźć wszystkie kiedykolwiek umieszczone publicznie w internecie fotografie danej osoby, razem z linkami do stron, na których zdjęcia się pojawiły. Swoją skuteczność opiera ona na bazie ponad trzech miliardów obrazów zebranych z Facebooka, YouTube i milionów innych stron internetowych.

Policja korzysta z rozpoznawania twarzy
Jak pisze "New York Times", pokusie skorzystania z takiej bazy nie oparła się m.in. amerykańska policja.


W ubiegłym roku z technologii zaczęło korzystać ponad 600 amerykańskich agencji pilnujących przestrzegania prawa – pomimo tego, że aplikację stworzyła prywatna firma, a oni do końca nie wiedzą, w jaki sposób aplikacja działa. NYT zwraca uwagę, że policja i inne agencje ochoczo umieszczają w bazie zdjęcia, które znajdują się w ich posiadaniu, choć sami nie mają nad bazą pełnej kontroli.

Podobny system działa w Chinach
Oczywiście nasuwa to natychmiastowe skojarzenia z inwigilacją w Chinach. Nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwa tam już ok. 200 milionów kamer monitoringu. Niedługo będzie ich ponad 600 milionów, w tym aparaty o rozdzielczości 500 megapikseli, które znajdą poszukiwanego nawet na stadionie pełnym ludzi.

System rozpoznawania twarzy, oficjalnie zaprojektowany z myślą o obronie narodowej, bezpieczeństwie wojskowym i bezpieczeństwie publicznym, już dziś potrafi wyłapać twarz przestępcy na ulicy albo śledzić wybraną osobę praktycznie w całym mieście.

Od niedawna w Państwie Środka bez zeskanowania twarzy nie da się kupić nawet karty SIM. Oficjalnie rząd robi to w trosce o bezpieczeństwo obywateli. Nieoficjalnie: chce mieć pod ręką aktywność sieciową tak obywateli, jak przebywających tam obcokrajowców. To karkołomne zadanie, Chiny mają bowiem ok. 850 mln użytkowników internetu. To więcej niż wszyscy Europejczycy razem wzięci.