Drogi prąd to gwóźdź do trumny dla aut elektrycznych. Taniej będzie małym dieslem

Jakub Tomaszewski
Podwyżki prądu stawiają pod znakiem zapytania jazdę samochodami wprawianymi w ruch za pomocą woltów. Elektryki po prostu przestają być konkurencją dla pojazdów spalinowych w kwestii kosztu przejechania 100 km. Jedynym racjonalnym powodem używania takich aut pozostaje brak emisji CO2. Przynajmniej w miejscu, gdzie się poruszają.
Samochód elektryczny przestaje być w Polsce opłacalny. Wszystko przez podwyżki cen prądu. 123RF
Problem drogiego prądu dotyka nie tylko aut elektrycznych. Ten sam rodzaj energii napędza także elektrobusy, które miały w ambicjach rządu stanowić przedsmak elektromobilności w Polsce. Wzrost cen prądu przynosi kres promocjom na stacjach ładowania, gdzie operatorzy często oferowali do niedawna darmowe nasączanie baterii elektryków prądem.

Jak podaje Rzeczpospolita, pokonanie odcinka 100 km autem elektrycznym już teraz może kosztować nawet 50 zł, a niebawem ma być jeszcze drożej. 70 i więcej złotych to koszt blisko dwukrotnie większy niż w przypadku niewielkiego auta napędzanego nowoczesnym silnikiem diesla. Na swoich stanowiskach do ładowania już winszuje sobie stosowne opłaty Lotos, do końca czerwca tak samo zrobi Orlen.


Pieniądze, czas i infrastruktura w powijakach
Sens zakupu auta elektrycznego jako środka komunikacji na dalekie, ogólnokrajowe trasy, staje w związku z tym pod jeszcze większym znakiem zapytania. Jeśli do irracjonalnie wysokich cen prądu dodać infrastrukturę do ładowania aut (która jest w powijakach), a także zasięg, czas ładowania i ceny samochodów elektrycznych, wówczas rachunek zysków i strat może sugerować wybór silnika spalinowego.

Szczególnie, jeśli przyjrzeć się wielkości konsumpcji paliwa w napędach z gamy HCCI, Bluemotion, Skyactive czy innych podobnie oszczędnych opcji. Jeśli natomiast spojrzymy na poziomy emisji spalin aut z układami spryskiwania gazów wydechowych mocznikiem (tzw. AdBlue), z ręki może wypaść koronny argument za elektrycznym napędem w aucie.

Gdyby tego było mało, istnieje szereg problemów natury administracyjnej oraz fiskalnej, które powodują, że perspektywy na szybki rozwój infrastruktury do ładowania elektryków bledną. Do tego dochodzi wiecznie startujący program rządowych dopłat do aut na baterie.