Chaos wokół dopłat do elektryków. Klienci mogą stracić dziesiątki tysięcy złotych

Jakub Tomaszewski
Maszyna zamówień aut elektrycznych ruszyła. Dobrze naoliwiona dopłatami rządowymi, miała do roku 2025 wypuścić na polskie drogi milion samochodów. Aktualnie jest ich kilka tysięcy, a o nowe wcale nie tak łatwo, jak obiecywali włodarze. Dopłaty określone maksymalnie na 37,5 tys. zł faktycznie nie ruszyły, chociaż tysiące ludzi wpłaciło już za elektryki tłuste zaliczki. Dystrybutorzy i dealerzy zapełnili magazyny, a rząd może obciąć wysokość dopłat blisko o połowę.
Dopłaty do aut elektrycznych są opóźnione i mogą być zmniejszone prawie o połowę. 123 RF
Problemy mają przede wszystkim średnio zamożni zwolennicy ekologicznej jazdy na kilowatach. Jak poinformował nas jeden z czytelników pracujący przy organizacji łańcucha dostaw samochodów, wielu ludzi kuszonych specjalnie obniżonymi cenami aut elektrycznych i dofinansowaniami wpłaciło zaliczki na elektryki.

Zachęcały do tego sygnały płynące ze strony rządu. W grudniu 2019 roku Ministerstwo Energii miało inicjatywę wesprzeć gotowym rozporządzeniem, na mocy którego ruszyłby strumień dofinansowania.

Obiecanki
Dopłaty obiecano osobom nieprowadzącym działalności gospodarczej. Miały one otrzymać na zakup aut elektrycznych środki w wysokości do 30 proc. wartości auta o cenie maksymalnej 125 tys. To nawet 37,5 tys. złotych więcej do rozdysponowania w domowym budżecie. Jak informuje nasz czytelnik, który prosi o anonimowość - na fali rządowych obietnic masa ludzi uiściła opłaty rezerwacyjne na auta elektryczne.


W ślad za tym ruszyły zwiększone zamówienia dealerów, a dalej dystrybutorów. Zwiększono stany magazynowe, ale przede wszystkim znacznie obniżono ceny niektórych modeli. Promocje sięgały kilku, lub nawet kilkunastu procent. Wszystko po to, by poszczególne marki zmieściły się chociaż z częścią swoich modeli pod poprzeczką ustaloną przez rząd na 125 tys. złotych.

W ten sposób w gamie aut o cenie naciągniętej w dół do granic możliwości znalazły się m. in. Opel Corsa-e, jego francuskie wcielenie, czyli oparty na tej samej płycie podłogowej Peugeot e-208, nowy Renault ZOE, a przede wszystkim mocno przeceniony Nissan Leaf.

Wybór między "grypą a anginą"
Importer tego ostatniego zaczął ściągać do kraju egzemplarze z innych części Europy, by sprostać rosnącemu popytowi. Decyzja o rezerwacji Leafa dyktowana obietnicami rządu objęła wolumen w wysokości dotychczasowej rocznej sprzedaży tych aut.
Honda E to miejskie auto elektryczne, które do sprzedaży trafi w tym roku.materiały prasowe Honda


Spośród setek klientów wpłacających na tej podstawie zaliczki tylko część zdecydowała się na dokończenie transakcji bez oglądania się na rządowe obietnice. Reszta żyje w niepewności i czeka na dalsze ruchy strony rządowej. Jeśli nie będzie dotacji, pozostaje im albo zapłacić nawet do 37,5 tysiąca więcej za auto albo zapomnieć o wpłaconych pieniądzach. To trochę tak, jakby wybierać między grypą a anginą.

Faktycznie nabór wniosków nie ruszył. Oficjalny powód to przeoczenie zwolnienia dotacji z podatku, tak jak to rozwiązano w przypadku dopłat do fotowoltaiki. Ustawodawca miał o tym... zapomnieć. Obowiązek odprowadzenia z powrotem do budżetu państwa pieniędzy, przed chwilą z niego otrzymanych, spowodowałby pomniejszenie dopłat o nawet 12 tys złotych dla beneficjentów, którzy wpadli w drugi próg podatkowy.

Dopłaty możliwe na przełomie marca i kwietnia
Dlatego konieczne stało się uchwalenie poprawki. Tak też zrobiono na początku roku, jednak przy okazji gruntownie przedyskutowano (na poziomie resortowym, tymczasem z pominięciem jakichkolwiek konsultacji społecznych oraz środowiskowych) wysokość dopłat.

– Konsultacje społeczne co do wysokości dopłat odbędą się, jak będziemy mieli projekt stosownego rozporządzenia. Obywatele i przedstawiciele branży będą mieli 7 dni na zgłaszanie ministerstwu swoich opinii. Później przygotujemy finalną wersję aktu prawnego i dopłaty mają szansę ruszyć na przełomie pierwszego i drugiego kwartału tego roku – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl rzecznik prasowy ministerstwa klimatu, Aleksander Brzózka

Zapytaliśmy rzecznika o realną wysokość przedyskutowanej na poziomie resortowym dopłaty do zakupu aut elektrycznych. – Ponieważ chcielibyśmy, aby po ulicach Polski jeździło jak najwięcej takich samochodów, a będziemy na ten cel mieć określony budżet, musimy nieco dostosować wysokość dopłaty. Myślę, że będziemy dysponować kwotą kilkudziesięciu milionów złotych na ten cel – odpowiedział.

Zamiast prawie 40 tys., nie więcej, niż 20 tys.
Zapytaliśmy jeszcze raz, o konkretną kwotę, jakiej może się spodziewać ekologiczny „Kowalski”. – W obliczu przygotowywania projektu i planowanych konsultacji społecznych na te chwilę nie chciałbym podawać konkretnej kwoty, ale myślę, że nie będzie ona wyższa, niż 20 tys. złotych – niechętnie wyjawił rzecznik.

Niedopatrzenie legislacyjne ze strony ministerstwa pociągnęło za sobą nie tylko, kilkumiesięczne już teraz, opóźnienie w uruchomieniu dopłat, ale prawdopodobnie zaowocuje też istotnym obniżeniem kwoty dofinansowania. Zamiast pierwotnych 37,5 tysiąca, które w najgorszym wypadku – po opodatkowaniu w drugim progu – stałoby się dwudziestoma pięcioma tysiącami netto, w najlepszym razie stanie się 20 tysiącami.