Krążą plotki o zamknięciu wielkopowierzchniowych sklepów spożywczych. "Stanowczo dementuję"

Marcin Długosz
Większych skupisk ludzi trzeba unikać. A trudno obecnie znaleźć większe skupiska niż te w dużych sklepach spożywczych, gdy naród - poruszony informacją o zamknięciu szkół czy kin - ruszył gromadzić zapasy. Jednak do zamknięcia sklepów w obawie przed epidemią nie dojdzie, wbrew plotkom.
Tak wyglądały sklepowe półki 11.03.2020, czyli w dniu ogłoszenia przez Mateusza Morawieckiego zamknięcia polskich szkół. Fot. Adam Nowiński / naTemat.pl
Taki pomysł mógł się pojawić wśród zespołów, na których spadła główna odpowiedzialność walki z koronawirusem. Z jednej strony, ma jakiś sens, gdyż w sklepach pojawia się nagle więcej ludzi, a to duże skupiska ludzi najbardziej przyspieszają rozwój epidemii. Tym bardziej, że nakazano zamknięcie szkół czy miejsc grupujące wielu ludzi - jak kina.

Z drugiej strony, ewentualne zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych jeszcze by ją spotęgowało. Minister Jadwiga Emilewicz na Twitterze odniosła się do plotek, które nabrzmiewały przez całą środę. - Stanowczo dementuję pojawiające się fakenewsy. Wszystkie sklepy działają i będą działać normalnie! Nie ma mowy o zamykaniu żadnych placówek handlowych - napisała.

Zapasy na koronawirusa


Jeszcze w środę rano zapewniała, że nie ma konieczności gromadzić zapasów, a sama branża produkcyjna w Polsce działa na 80 proc. mocy i może zwiększyć tempo, zatem jedzenia narodowi nie zabraknie.


Epidemia koronawirusa według WHO nosi już znamiona pandemii, a organizacja ta - nauczona wcześniejszym błędem - skrupulatnie waży to słowo i nie rzuca nim bezpodstawnie. Jak pisał siostrzany serwis natemat.pl, w Polsce mamy już 44 przypadki zakażenia.