Polski start-up stworzył genialny gadżet dla tych, którzy muszą pracować podczas pandemii

Katarzyna Florencka
Niektóre firmy nie mogą zawiesić pracy podczas epidemii koronawirusa, oczywistym jest też, że na pełnych obrotach działają również takie miejsca pracy jak szpitale. Konieczność kwarantanny może sparaliżować działalność danego miejsca. Odpowiedź na ten problem ma polski start-up Estimote: noszone przez pracowników nadajniki, które mapują ich interakcje i mogą szybko powiedzieć, kto miał bliski kontakt z zarażoną osobą.
Nadajnik polskiego start-upu może szybko podać, kto miał bliski kontakt z osobą zarażoną koronawirusem. Fot. Estimote

Start-up z historią

Jeśli mowa o polskich start-upach, Estimote jest już dojrzałą, doświadczoną firmą. Od ponad 7 lat zajmuje się szeroko pojętym Internetem Rzeczy: był pierwszym startupem na świecie, który zaproponował kompletny pomysł na technologię beaconów – czyli niewielkich urządzeń transmitujących sygnał radiowy do pobliskich smartfonów i tabletów.

O firmie było głośno kilka lat temu, kiedy konsekwentnie rozszerzała ona swoją działalność w USA, zdobywając finansowanie od kolejnych inwestorów z Doliny Krzemowej. Potem przyszedł etap umacniania biznesu i o Estimote naturalnie zrobiło się trochę ciszej. Ale w żadnym wypadku nie oznacza to, że firma próżnowała.


– Od ponad 2 lat wdrażamy w Stanach Zjednoczonych tzw. "panic buttony", czyli swoiste przyciski bezpieczeństwa, które noszone są przez pracowników hoteli – mówi INNPoland.pl jeden z założycieli Estimote Jakub Krzych. – W niektórych stanach USA są to wymagane prawem systemy, aby zapewnić ochronę pracowników. Dla przykładu ktoś, kto się zajmuje przygotowywaniem pokoi hotelowych, w razie awantury lub ataku może dyskretnie nacisnąć taki przycisk. Precyzyjna lokalizacja piętra i numeru pokoju jest natychmiast przekazywana do ochrony – tłumaczy.

Sposób na koronawirusa

Teraz jednak Estimote znalazła dla swojej technologii zupełnie nowe zastosowanie. Jak wspomina Jakub Krzych, ponieważ firma ma wielu dostawców komponentów w Chinach, dość oczywiste było, że już od kilku miesięcy uważnie śledziła doniesienia o koronawirusie. I zdążyła się przygotować.

– Wykorzystaliśmy ten czas, aby przepisać oprogramowania tych istniejących urządzeń. W ten sposób powstały swoiste breloki dla pracowników, które zapisują czas interakcji pomiędzy załogą jeżeli podchodzą bliżej, niż 2 metry od siebie – tłumaczy szef Estimote.
Grafika stworzona przez Estimote pokazuje, w jaki sposób działają nadajniki.Fot. Estimote
W nowych urządzeniach wykorzystywana jest zarówno używana już przez firmę od lat technologia oparta o Bluetooth, jak i nowe systemy komunikacji z sieciami komórkowymi.

– Całość jest zaprojektowana z myślą o firmach, które muszą pracować pomimo ograniczeń – chodzi o produkcję żywności, leków, logistykę, itp. – mówi Jakub Krzych.

Mapa kontaktów

Każdy pracownik otrzymuje przypisany mu brelok z nadajnikiem. Nadajnikom nadane są numery seryjne, a informacja o tym, która osoba dane urządzenie otrzymała, zapisana są w osobnej bazie.

– Gdy pracownicy współpracują ze sobą lub biorą udział w tych samych spotkaniach, każdy nadajnik automatycznie zapisuje anonimowe dane rozgłaszane przez inne nadajniki. W ten sposób powstaje mapa powiązań pomiędzy pracownikami, a także ich czasem ekspozycji – opowiada Jakub Krzych.

Jak mnie zapewnia, całość jest anonimowa, a pracodawca nie ma możliwość sprawdzania, z kim się spotykaliśmy i jak długo to spotkanie trwało.

– Dopiero w momencie, gdy dany pracownik zgłosi symptomy lub ma stwierdzonego wirusa pracodawca dostaje listę osób, z którymi był w kontakcie wraz z łącznym czasem ekspozycji. Taki raport można przekazać do Sanepidu lub innych instytucji – tłumaczy.

Początek testów

Kilka dni temu współzałożyciel Estimote napisał na Facebooku o nowych nadajnikach i ogłosił, że firma poszukuje miejsc, które chciałyby przetestować technologię w naturalnych warunkach. Pytam o to, z jakim zainteresowaniem spotkało się ogłoszenie i jakie są moce przerobowe polskiej firmy. – Na ten moment mamy wyprodukowane w Krakowie kilka tysięcy urządzeń i rezerwujemy je do pierwszych klientów w Polsce i Stanach. Już teraz zgłosiło się wiele fabryk i szpitali gdzie mamy nadzieje, że system przyda się podczas kryzysu – stwierdza Jakub Krzych. Dodaje przy tym, że firma jest w stanie produkować dziesiątki tysięcy urządzeń.

– Ponieważ cała nasza platforma jest w pełni programowalna to nawet po tym jak kryzys się zakończy można łatwo przeprogramować zdalnie urządzenia, aby pełniły inną rolę, np. właśnie przycisków bezpieczeństwa lub innych systemów, które polepszą bezpieczeństwo lub produktywność w firmach – dodaje.