Propagandą sukcesu Duda długo nie pociągnie. Przez te obietnice mogą wzrosnąć podatki

Leszek Sadkowski
Z budżetem państwa już wcześniej nie było kolorowo, a przez wybuch światowej pandemii problem niebezpiecznie się pogłębia. A może być jeszcze gorzej, bo miliardowe koszty obietnic wyborczych wydają się coraz mniej realne do spełnienia. Ekonomiści obawiają się wręcz, że możemy liczyć na gospodarczy chaos.
FOR: Wszystkiemu towarzyszyła propaganda sukcesu, widoczna także w nieprawdziwych wypowiedziach Andrzeja Dudy 123rf.com
Od tego dobrobytu mogło zakręcić się w głowie - mnogość programów z plusem, które mają być utrzymane i kolejne, nowe benefity dla obywateli. Najkosztowniejszy to czternastki dla emerytów i emerytury stażowe. Do tego dziesiątki miliardów na lotniska, drogi i przekopy. Kluczowe jest oczywiście pytanie, kto za to zapłaci i z czego?

Podatkowa rozpacz

Ekonomiści nie mają litości dla dotychczasowej polityki gospodarczej rządowo-prezydenckiej partii. Z danych wynika bowiem, że okres prezydentury Andrzeja Dudy to okres szybkiego wzrostu wydatków państwa oraz zmian w podatkach koniecznych do ich sfinansowania.


- Podatki są jeszcze bardziej skomplikowane, a jednocześnie pomimo wszystkich zmian nie rozwiązano problemu już wysokiego opodatkowania najniższych płac. Wszystkiemu towarzyszyła propaganda sukcesu, widoczna także w nieprawdziwych wypowiedziach Andrzeja Dudy - ocenia Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

FOR oszacował, że w całej Unii Europejskiej tylko w Bułgarii system podatkowy jest bardziej skomplikowany i czasochłonny dla przedsiębiorców niż w Polsce. Duda podpisał zaś ponad 70 zmian podatkowych, w efekcie których czas, jaki przedsiębiorca rocznie traci na rozliczanie podatków wzrósł o 1/5.

Łaszek punktuje: - Rosnącym wydatkom państwa w czasie prezydentury Andrzeja Dudy towarzyszył wysyp ustaw ograniczających wolność gospodarczą. Poza spadkiem wolności gospodarczej (na 3 miejsce od końca w Unii Europejskiej) Polska spadła także w szeregu indeksów mierzących siłę demokracji czy swobody obywatelskie.

- Przykładem rosnącej ingerencji państwa w życie obywateli jest podpisany przez Andrzeja Dudę zakaz handlu w niedzielę. Efektem pogarszających się warunków dla przedsiębiorców było załamanie inwestycji - dodaje.

Po stronie przychodów-dochodów mamy więc pewien problem, który będzie narastał.

Rozdęte kancelarie

FOR zbadał też, o ile rocznie rosły wydatki państwa w przeliczeniu na mieszkańca Polski w trakcie kadencji poszczególnych prezydentów – do 2019 roku.

Bezapelacyjnym liderem jest Andrzej Duda z 976 zł. Za nim Lech Kaczyński - 887 zł, potem Aleksander Kwaśniewski - 411 zł oraz Bronisław Komorowski z 215 zł.

Znaczy to, że każdy z nas zrzucił się na kadencję Dudy w kwocie blisko 1000 zł. Lub inaczej, zrzucili się na to głównie najdłużej i najwięcej pracujący. I pytanie czy urzędnicy zdają sobie sprawę skąd biorą się pieniądze, które tak lekko sobie wydają?

- Prezydent RP, korzystając z prawa weta, może odgrywać rolę strażnika pieniędzy podatników, blokując nieodpowiedzialne wydatki. Niestety za kadencji Andrzeja Dudy miał miejsce największy wzrost wydatków publicznych w ostatnich 25 latach - wynika z szacunków Forum.

Kancelaria Prezydenta RP zaczynała się od 164 mln zł w 2016 roku. Dwa lata później jej budżet przekroczył 190 mln zł, a w tym roku dobić ma już do 200 mln zł.

Jeszcze lepsza w tym rankingu jest kancelaria premiera - ekonomistka Alicja Defratyka oszacowała, że za rządów PiS łączne jej wydatki zwiększyły się o ponad 0,5 mld zł w stosunku do wydatków KPRM za poprzednich rządów - kancelaria w latach 2015-19 wydała 1182,6 mln zł, w porównaniu do 644,5 mln zł w latach 2011-15.

Do tej sytuacji dobrze pasowałby cytat z filmu "Miś" - "Słuszną linię ma nasza władza".

Lotniska, dodatki, przekopy

Policzmy. Nowe lotnisko - CPK i szacowany koszt na 75 mld zł. Przekop Mierzei Wiślanej za 2 mld zł.

Kolejne "podarunki" to emerytury stażowe zapowiadane od kilku już lat. To by mogło kosztować jakieś 12 - 13 mld zł rocznie. Plus dodatek solidarnościowy dla osób, które straciły pracę i bon turystyczny. Lekko licząc 4 do 5 mld zł rocznie.

Niestety, o skali nieznajomości realiów gospodarczych i żelaznych zasad ekonomii świadczy choćby to, że Andrzej Duda oceniał w lipcu, iż deficyt finansów publicznych jest "znacząco poniżej średniej unijnej" - ubolewa FOR.

Tymczasem w 2019 roku wyniósł on 0,7 proc. PKB wobec średniej unijnej na poziomie 0,1 proc. PKB. Większość krajów UE nie miało w ogóle deficytu.

Ekonomiści po cichu przyznają (dodajmy, że z pewną zgrozą), iż ta ekipa o gospodarce ma dość mętne pojęcie. Zarówno prezydent, szef partii, minister aktywów państwowych, jak i nawet premier, który za fachowca od gospodarki powszechnie uchodzi choć z wykształcenia jest historykiem.

Obietnice Andrzeja Duda i sposób ich realizacji większość woli pominąć milczeniem, a np. na jego zapewnienia dotyczące wzrostu pensji do poziomu europejskiego, czyli co najmniej 2000 euro nawet nie próbują komentować.

Kto za to zapłaci?

Wiadomo, że do pozyskania środków na spełnianie kosztownych obietnic wyborczych nie ma wielu opcji. Jedną z nich jest pozyskanie środków europejskich na zażegnanie kryzysu, ale o to może być trudno.

Coraz więcej unijnych dyplomatów ocenia bowiem, że wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy dotyczące np. LGBT łamią prawa człowieka i sprawiają, że Polska powinna być raczej ukarana, a nie nagrodzona unijnymi miliardami.

- Polska drwi z naszych wartości i zostaje za to nagrodzona. To niedopuszczalne podczas gdy Europa Południowa ponosiła i ponosi tak duży koszt pandemii, kryzysu migracyjnego czy kryzysu klimatycznego - ocenił jeden z unijnych dyplomatów.

Kolejne rozwiązanie to cięcie wydatków, co może być raczej nierealne przy tak rozbudowanym systemie dotacji lub co bardziej realne - podwyżka podatków głównie dla tych, którzy finansują cały system, a nie należą do wyborców Dudy, o czym pisaliśmy niedawno w tekście - Bunt wielkich miast. "Dlaczego mamy finansować zacofane wsie i ich elektorat?".

Bezpłatny obiad

Marcin Materna, Doradca Inwestycyjny i Dyrektor Departamentu Analiz DM Millenium ocenia, że mamy poważny spadek dochodów budżetowych, a rząd gwałtownie zwiększa wydatki, w tym na prezenty typu bon turystyczny, jak gdyby w gospodarce i budżecie nic złego się nie działo.

- Podwyżki podatków powinny być rozważane jako ostateczność, wcześniej należałoby obniżać koszty budżetu czy szukać innych źródeł finansowania np. sprzedaży państwowych firm.

Nie da się ukryć, że kolejne lata zapowiadają się w mało różowych gospodarczo kolorach, a na wyborcze obietnice może po prostu zabraknąć środków. Pytanie kto wtedy zapłaci za zaproszenie na bezpłatny obiad, który fundowany jest dużej części elektoratu wspierającego obecny układ władzy?