Tak się buduje nowy socjalizm. Apanaże, lśniące biura, drogie samochody i delegacje

Leszek Sadkowski
Dziesiątki nowych funduszy, kolejnych inicjatyw i wysokie pensje dla swoich za, na przykład, nadzorowanie "łąki". Tworzenie wielu nowych funkcji i urzędów, po to, by "Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio". Wielkie lotnisko, mierzeje, koleje. Nawet w czasie kryzysu. Działania polskich władz coraz bardziej przypominają budowanie nowego socjalizmu.
Powrót do PRL-u. Z biegiem lat widać coraz więcej analogii. Kancelaria Premiera / Domena Publiczna

Fundusz Niskoemisyjnego Transportu

Do rachunków nieznanego szerzej Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, instytucji, która dysponowała ogromnymi pieniędzmi i miała zachęcić do kupowania samochodów z napędem elektrycznym, zajrzała senacka komisja środowiska.

Na jej prośbę wiceminister klimatu Piotr Dziadzio ujawnił, że przez dwa lata działalności instytucja wydała 743 tysiące złotych jedynie na własne zarządzanie.

- I choć 31 lipca na koncie funduszu było aż 581 milionów złotych, nikt, kto ubiegał się o wsparcie, nie dostał ani złotówki - podał Onet,który nagłośnił sprawę.


Wiceminister Dziadzio przyznał, że system zakładał skomplikowaną procedurę realizacji wniosków o płatności, który zmuszał do współdziałania fundusz, Ministerstwo Klimatu, Bank Gospodarstwa Krajowego i NFOŚiGW. Dziś Fundusz, który nie pomógł nikomu, oprócz własnych pracowników, jest likwidowany przez PiS.

A wszystko zaczęło się od tego, gdy 4 lata temu ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski obiecał, że do 2025 roku na polskich drogach będzie jeździł "milion samochodów elektrycznych", jak przypomina w rozmowie z portalem inicjator zapytania do ministerstwa, senator Stanisław Gawłowski.

Tymczasem aut elektrycznych mamy obecnie tylko nieco ponad 6 tys., co daje nam jedno z ostatnich miejsc w Europie.

Lewicowe działania "prawicowego "rządu

Bartosz Węglarczyk z Onetu ocenia, że słowa "lewica" i "prawica" nie znaczą dziś w Polsce nic. Komentując tekst o rządowym funduszu, który miał wspierać sprzedaż samochodów elektrycznych w Polsce i który jest właśnie likwidowany, bo przez dwa lata nie wypłacił ani złotówki dofinansowania, za to wydał górę pieniędzy na swoje własne funkcjonowanie, stwierdził, że obecny rząd prowadzi najbardziej lewicową politykę gospodarczą od 1989 r.

- Opiera się ona na prostym założeniu - państwa ma być w życiu obywateli jak najwięcej, to państwo podejmuje najlepsze decyzje, to państwo ma największe doświadczenie i jest najbardziej wydolne w prowadzeniu interesów - pisze Węglarczyk.

I stąd kolejne państwowe instytucje, stąd kolejne firmy, budowanie koncernów. - Za chwilę będziemy mieli sieć sklepów spożywczych prowadzonych przez państwo, czekam już tylko na Polski Koncern Obuwniczy oraz Narodowe Centrum Gier Komputerowych - dodaje.

- Politycy kładą rękę na wszystkim. Tak już było w PRL-u, gdzie kazano nam myśleć: może i ten PRL może ma minusy, ale przecież fajnie żyje się w kraju, w którym dostajesz od państwa wszystko, co jest potrzebne do przeżycia, a w zamian masz tylko nie podskakiwać i machać flagą wtedy, kiedy należy nią machać (bo w innych sytuacjach takie flagi to straszne zagrożenie dla Polski, moralności, miru domowego i smoka wawelskiego) - ocenia Węglarczyk.

Zaś ile jest przeróżnych funduszy, instytucji, fundacji podobnych do Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, trudno dziś powiedzieć.

Miliardy na CPK

Wyliczankę podobieństw do PRL-u można jednak kontynuować. Wyborowe pensje, liczne sekretarki, lśniące biura, drogie samochody i sprzęty, zagraniczne i krajowe delegacje, kolejne premie, dodatki, nagrody - za to wszystko płacimy z naszych podatków.

W bardzo podobny sposób funkcjonowała kiedyś klasa rządząca - towarzysze z KC PZPR oraz, na mniejszą skalę, z KW PZPR.

Podobnie jak było za PRL, tak i dziś w cenie jest propaganda sukcesu. Czym więcej wzniosłych, pustych na ogół słów, tym lepiej. Bo taki przekaz trafia do starszych, pamiętających Polskę Ludową oraz słabiej wykształconych, bardziej podatnych na propagandę i poszukujących "silnej ręki dobrego cara".

Niedawno prezydent Duda i premier Morawiecki na wspólnej konferencji dotyczącej budowy CPK górnolotnie zapewniali, że wielka inwestycja wydatnie przyczyni się do rozwoju gospodarczego całej Polski.

Koszt inwestycji szacuje się łącznie już na ponad 120 mld zł. Na dzisiaj. Jutro może być więcej, tym bardziej, że apetyty rosną.

W Centralnym Porcie Komunikacyjnym zarabiają ok. 40-50 tys. zł miesięcznie - podawały niedawno media. I tak np. "Fakt" skupił się na zarobkach członków zarządu CPK. - O zarządzaniu taką łąką marzyłby każdy pasterz. Ogromne połacie zieleni w centralnej Polsce, łany zbóż, rechoczące żaby, śpiewające ptaki, szum wiatru i marzenia... o tym, że kiedyś powstanie tam gigantyczne lotnisko - ironizowała gazeta.

Ale w okolicy "próżno szukać inżynierów, koparek i robotników. Gdy zapowiadano tę inwestycję ludzie odpowiedzialni za realizację obiecywali, że prace rozpoczną się w 2021 roku. Już wiadomo, że będą dwa lata poślizgu" - podał "Fakt".

Lotniczy kryzys


Podobnie jak działo się w PRL, jedną z największych, o ile nie największą inwestycję w historii współczesnej Polski, rozpoczęto od powołania spółki i jej zarządu... oraz przyznania im ogromnych pensji.

Mikołaj Wild, obecny prezes CPK bagatelizuje swoje 49 tys. zł miesięcznie twierdząc, że za pełnienie takiego stanowiska dobra pensja się należy, bo inwestycja jest bardzo ważna dla Rzeczpospolitej.

Biorąc pod uwagę to, że w zarządzie jest obecnie pięć osób, podatnika kosztuje to 2,5 do 3 milionów złotych rocznie. Tylko że większość podatników nawet nie wie, że za to płaci.

Tymczasem wiadomo już, że kryzys i pandemia doprowadziły do tego, że linie lotnicze padają jak muchy, bo brak im pasażerów. Z przetrwaniem problemy może mieć też żyjący ze sporych budżetowych kroplówek LOT.

Ważne pytanie na dziś jest takie: - czy w dobie pandemicznego kryzysu potrzebne są nam tego rodzaju wydatki za pilnowanie "łąki", kopanie w mierzei czy nadzorowanie przeróżnych funduszy-widm?

Tym bardziej, że w bliskiej okolicy CPK są 4 lotniska (Okęcie, Modlin Radom, Łódź), aut elektrycznych praktycznie nie mamy, a przez przekop w mierzei mało kto będzie przepływał.

Kosztowny przekop Mierzei Wiślanej

Na koniec słów kilka o wspominanym już przekopie. Rząd twierdzi, że ta inwestycja nie jest zagrożona i będzie kontynuowana, a z ostatnich szacunków wynika, że łączny koszt inwestycji to ok. 2 mld zł. Wiosną 2019 r. rząd szacował koszt przekopu na "zaledwie" 880 mln zł.

Ktoś, kto pamięta jeszcze czasy PRL-u, widzi z biegiem lat coraz więcej analogii. Bo ten rząd jest, de facto, rządem socjalistycznym w ujęciu gospodarczym. Mamy wielkie, słomiane inwestycje, propagandę sukcesu, nadużywanie wzniosłych słów, tropienie przebiegłych wrogów, demaskowanie różnych spisków i wszelakich spekulantów.

"Zbudujemy nowy most imienia przewodniczącego". Ironizując, można by powiedzieć, że historia właśnie zatacza koło. Tylko czy na pewno o to chodziło?