Pandemia pożarła więcej etatów niż ostatni duży kryzys. A najgorsze dopiero przed nami

Marcin Długosz
Już teraz pandemia pożarła więcej etatów niż ostatni duży kryzys. A wciąż czujemy wakacje, wciąż nie widzimy ciemnych chmur. Prawdziwy kryzys dopiero nadejdzie i mocniej nas poobija.
Pandemia już teraz zdemolowała rynek pracy bardziej niż ostatni kryzys ekonomiczny. A przecież kryzys dopiero nadchodzi Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Pozornie informacje są pozytywne. Bo z najnowszych danych GUS wynika, że zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw (dotyczy 6,2 mln zatrudnionych osób ze wszystkich 16 mln pracujących) zwiększyło się w lipcu o ok. 66 tys. etatów. Licząc lipiec i czerwiec - 78 tys. etatów. W uproszczeniu, w ciągu wakacji odrobiliśmy jakieś 30 proc. pierwszej rzezi na rynku pracy wywołanej lockdownem .

Pandemia koronawirusa pożarła etaty

Trend jest pozytywny. Mniej wesoło się robi, gdy spojrzymy na sektor pracy szerzej. Jak podają Pracodawcy RP, w całym okresie lockdownu zatrudnienie w sektorze zmniejszyło się o 272 tys. etatów (okres od lutego do maja). Tymczasem w czasie poprzedniego wielkiego kryzysu z lat 2008/09 w podobnym okresie ubyło w Polsce 142 tys. etatów. Biorąc pod uwagę, że czeka nas kolejny lockdown, którego długości trudno przewidzieć, zostaniemy jeszcze trochę poturbowani, zanim faktyczny kryzys nadejdzie.


- Rynek pracy jest obecnie pod wpływem dwóch czynników. Z jednej strony ograniczany był czasowo wymiar etatu dla pracowników, część pracowników była na zasiłkach opiekuńczych. Nie skutkowało to zwolnieniem pracownika, ale było odzwierciedlone w statystyce etatów. Z drugiej strony bezdyskusyjnie recesja spowodowała, że w wielu firmach rozpoczęły się i trwają zwolnienia - pisze dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.

Kolejny problem to brak wiedzy na temat faktycznej skali zwolnień, do tego część branż wciąż działa w trybie awaryjnym (np. hotelarstwo, eventy), co może jeszcze gwałtowniej skomplikować statystyki.

- Rynek pracy reaguje na recesję czy spowolnienie gospodarcze z dużym opóźnieniem. Faza spadkowa trwa też znacznie dłużej. To jest fakt obserwowany nie tylko w polskiej gospodarce. Tak było w czasie kryzysu finansowego w latach 2008-2009. Spadki zatrudnienia trwały wówczas dużo dłużej niż spadki produkcji. Powrót do poziomów przedkryzysowych również - mówi dr Sławomir Dudek.

Przypomnijmy, że nie tylko brak informacji z niektórych sektorów rozmywa cały obraz sytuacji na rynku pracy. W INNPoland pisaliśmy o pewnej oddolnej, rozpaczliwej metodzie zachowania pracy - otóż rośnie liczba L4, które pracownicy biorą niejako prewencyjnie. Mają nadzieję - w najgorszym razie po zwolnieniu - otrzymywać jeszcze jakiś czas zasiłek.