Polacy ugotują się we własnych domach. Nie jesteśmy przygotowani na piekielne temperatury
Za kilkadziesiąt lat możemy się w naszych mieszkaniach dosłownie ugotować. To nie żart: polskie budownictwo po prostu nie nadąża za tempem zmian klimatycznych. Deweloperzy budują przede wszystkim tak, aby było ciepło zimą – rzadko kiedy pamiętając o tym, że powinno być również chłodno latem.
Czytaj także: Mają nas za "brudasa" Europy. Polska już dawno przekroczyła limit emisji dwutlenku węgla
W ostatnich latach mieliśmy przedsmak zmagań, które czekają nas w przyszłości: suszy oraz powracających fal coraz większych upałów. Problem w tym, że nasze domy w większości nie są do tych wyzwań przygotowane.
Domy nie na te temperatury
Zachodzące w klimacie zmiany zupełnie zaprzeczają starym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie mądrościom. I nie były to wcale mądrości bezsensowne. W sumie trudno się dziwić, że zakorzeniona jest w nas obawa przed długimi tygodniami kilkudziesięciustopniowych mrozów.Problem jednak leży w tym, że choć takie zimy odchodzą w zapomnienie, wciąż poszukujemy przede wszystkim domów, które nas przed nimi ochronią. W rezultacie Polacy lubią więc budować tak, aby w najzimniejszych miesiącach roku nie zakładać za dużo swetrów i równocześnie nie wyczyścić sobie za bardzo kieszeni opłatami za ogrzewanie – i zakładają, że latem jakoś to będzie.
A potem w panice wydzwaniają do firm instalujących klimatyzację. Choć to tak naprawdę żadna niespodzianka: już dzisiaj wiemy, że upały będą coraz gorsze.
– W skali około 30 lat, fale upałów będą znacznie większym problemem niż zimno – stwierdza w rozmowie z INNPoland inż. Jakub Wójcik, niezależny ekspert współpracujący z Krajowym Ośrodkiem Zmian Klimatu. – W naszych domach będzie wtedy po prostu bardzo trudno mieszkać, szczególnie latem: budynki, zwłaszcza te starsze, będą się zwyczajnie przegrzewać.
Największymi problemami w Polsce staną się susza oraz wysokie temperatury latem.•Fot. Josh Hild / Pexels
Kwestia wentylacji
To wina braku odpowiedniej izolacji termicznej ścian i dachów, niezacienionych okien, które "łapią" dodatkowy strumień ciepła słonecznego oraz starych systemów wentylacyjnych. W miastach dochodzi też brak zieleni, przez który nagrzewają się ulice, chodniki i ściany budynków. Wszystko to jeszcze bardziej podnosi temperaturę i tak już ciepłego letniego powietrza.Czytaj także: Sposób na upał? Ogród na dachu i bluszcz na ścianie. Tak radzi sobie świat – oprócz Polski
Tradycyjnie budowane domy i bloki mają tzw. wentylację "grawitacyjną": działa ona zimą, kiedy w pomieszczeniu jest dużo cieplej niż na zewnątrz. Różnica temperatur wymusza wówczas przepływ powietrza, usuwając wilgoć i zasysając świeże powietrze z zewnątrz.
Problem polega na tym, że latem ten proces ustaje – a bez dobrego przepływu powietrza w budynku nie ma co liczyć na przetrwanie najgorszych upałów.
– Co ciekawe, od dwóch lat obserwujemy w Polsce krajowy szczyt zapotrzebowania na energię nie zimą - na ogrzewanie, jak to było przez dekady, a właśnie latem - na klimatyzację – zauważa Wójcik. Jak tłumaczy, klimatyzacja niesie znacznie większe koszty niż ogrzewanie, gdyż energochłonność urządzeń chłodniczych jest 4-6 razy większa niż sprzętów grzewczych.
To co buduje się dziś, będzie oddziaływało na klimat i naszą kieszeń przez dziesięciolecia. Przegrzewające się budynki nie są zresztą wyłącznie polską bolączką. Istnienie takiego samego problemu w Wielkiej Brytanii – kraju, którego klimat jest wszak łagodniejszy od naszego – sygnalizował niedawno Bloomberg.
Eksperci, z którymi rozmawiał serwis, zwracali uwagę na to, że niewielu brytyjskich deweloperów buduje domy z myślą o rosnących temperaturach – a tymczasem w Londynie istnieje już ok. 80 proc. domów, w których będą mieszkać ludzie do 2050 r.
Dom na kryzys klimatyczny
No dobrze – ale co jeśli właśnie poszukujemy własnego lokum? Ciężko westchnąć i po prostu doliczyć do ceny mieszkania koszt klimatyzacji? Owszem, to jedna z możliwości. Nawet jednak na polskim rynku można znaleźć budynki mieszkalne lepiej od innych przygotowane na zmiany klimatyczne.Upały to tylko jedno. Jedną z konsekwencji trwającej w Polsce od lat suszy mogą być problemy z przerwami w dostawach prądu. To kolejny problem, który będzie postępował.
Kluczowe jest więc to, aby miejsce, w którym chcemy zamieszkać, było mądrze zaprojektowane i zbudowane – np. budynki pasywne projektuje się tak, aby ich izolacja chroniła przed zimnem i przegrzewaniem, a bardzo niskie zapotrzebowanie na energię można w dużym stopniu pokryć własną produkcją prądu np. z paneli fotowoltaicznych.
Warto szukać miejsc produkujących energię z paneli fotowoltaicznych.•Fot. Jose G. Ortega Castro / Unsplash
Tymczasem środowisko naturalne jest w stanie "przyjąć" jedynie ok. 1 tonę CO2 rocznie – nasz ślad węglowy jest więc aż piętnaście razy za duży.
Czytaj także: Uwierzyliśmy w bajkę o ekologii. Mamy tylko dwie opcje, trzeciego wyjścia nie ma
– Za wielkość śladu węglowego Kowalskiego odpowiada przede wszystkim wybrany przez niego sposób transportu oraz decyzja o tym, w jakim typie budynku zamieszka: czy to będzie miejsce dobrze izolowane, z nowoczesną wentylacją – czy też odziedziczony po dziadkach niedocieplony domek z 1960 roku – tłumaczy Wójcik.
Budynki energooszczędne
Pozostaje jednak jeszcze problem tego, jak ten "właściwy" dom znaleźć. Nie jest to wcale tak oczywiste: polskie przepisy są dość liberalne jeśli chodzi o kwestie takie, jak zapotrzebowanie budynku na energię.– Zdarza się, że widzę reklamę "energooszczędnego" budynku o zapotrzebowaniu 75 kWh/m2 na rok – teoretycznie wszystko się zgadza, ale trudno nie zauważyć, że w Holandii najwyższe dopuszczalne zapotrzebowanie to 15 kWh na metr kwadratowy mieszkania na rok– opowiada Wójcik.
O ile nowo budowane obiekty są w miarę energooszczędne, o tyle większość Polaków mieszka w 5,5 mln budynków budowanych od XIX wieku do lat 80. XX wieku, kiedy to nie stosowano żadnej izolacji, a poziom ich energochłonności to aż 300-400 kWh na metr kwadratowy na rok.
Jak jednak zauważa Wójcik, w interesie dewelopera nie jest budowanie za wszelką cenę budynków energooszczędnych. – Oni chcą przede wszystkim zbudować jak najszybciej i jak najtaniej, trudno się temu w sumie dziwić. To w ekonomicznym interesie jego klienta jest znalezienie mieszkania, w którym za kilkanaście lat będzie go stać na rachunki za energię – dodaje.
Dobrze jest więc na etapie poszukiwań nowego lokum pytać deweloperów o zapotrzebowanie danego budynku na energię. – Warto myśleć tutaj przyszłościowo. Nawet jeśli teraz koszty energii są dla nas akceptowalne – to będą one rosły rok w rok – podkreśla ekspert.