Ekspert bezlitośnie o jednym terminie ferii. "Dlaczego nie dać turystyce odżyć?"

Katarzyna Florencka
Rząd zdecydowanie pośpieszył się z decyzją o zorganizowaniu ferii zimowych w jednym terminie dla całego kraju – uważa były główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz. Według niego, można było poczekać – i dać choć trochę odrobić straty branży turystycznej.
Były główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz uważa, że decyzja o feriach została podjęta za szybko. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Zgodnie z decyzją rządu, ferie zimowe 2021 potrwają od 4 do 17 stycznia – termin będzie jeden dla wszystkich województw. Ponadto, jak zapowiedział minister zdrowia Adam Niedzielski, aż do końca ferii hotele i pensjonaty na pewno nie wznowią pełnej działalności.

Czytaj także: "Rozkładam ręce, nie dodrukuję pieniędzy jak w Warszawie!". Burmistrz Szczyrku o dramacie górali

Choć w ostatnich czasach rząd krytykowany jest głównie za podejmowanie różnych decyzji z dnia na dzień i w ostatniej chwili, tym razem sytuacja się odwróciła. Były szef GIS Andrzej Trybusz uważa bowiem, że z wyznaczeniem terminu ferii – oraz decyzją o tym, czy zorganizować je w jednym terminie dla całego kraju – można było wstrzymać się do okresu po świętach Bożego Narodzenia.


– Jeśli by się okazało, że sytuacja epidemiologiczna poprawia się w istotny sposób, to dlaczego nie rozłożyć ferii wzorem lat poprzednich w różnym czasie dla różnych województw i dać turystyce jakoś odżyć – powiedział PAP Trybusz.

Ocenia przy tym, że pomimo obostrzeń, wiele rodzin i tak wyjedzie na ferie w ramach "wyjazdu służbowego": – Widzieliśmy już grupki młodzieży ciągnące "walizki służbowe do hoteli – zauważa.

Służbowy wyjazd do hotelu z oświadczeniem

Teoretycznie hotele mogą aktualnie przyjmować jedynie osoby w podróżach służbowych. Goście masowo obchodzą jednak ograniczenia w hotelarstwie, meldując się w recepcjach na "wyjazdy służbowe" z rodziną.

– Można u nas przenocować, tylko niestety tak jak wszędzie pobyt odbywa się w celach "służbowych". W praktyce nie ma problemu, podpisuje się tylko oświadczenie, że właśnie jesteście służbowo i to tyle – to usłyszał Krzysztof Sobiepan z INNPoland, kiedy sprawdzał, jak w praktyce działają rządowe ograniczenia.