"Praktycznie nie sprzedajemy". Sprzedawca choinek szczerze o biznesie i... absurdzie z VAT-em

Katarzyna Florencka
Dlaczego w marketach 99 proc. choinek doniczkowych sprzedaje się w worku obwiązanym sznurkiem? Jak to się dzieje, że przez pandemię sprzedawcy choinek notują straty? Ile choinek w tym roku kupują Polacy? M.in. na te pytania w rozmowie z INNPoland odpowiada Marcin Kaczmarczyk, producent bożonarodzeniowych drzewek.
Pandemia dała się we znaki również sprzedawcom choinek. Fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta
Jak w tej chwili wygląda sytuacja w choinkowym biznesie?

Marcin Kaczmarczyk, Centrum Ogrodnicze Ekodrew – Rośliny u Marcina: Łatwo na pewno nie jest. Wiele firm w tym roku zamknięto, pracują zdalnie – nie potrzebują więc choinek. A to właśnie sprzedaż do firm zapewniała nam ciągłość biznesu. Sezon zaczynaliśmy w październiku: pierwsze zamówienia potrafiły przyjść nawet w pierwszej połowie miesiąca. Choinki szły do sklepów wielkopowierzchniowych, do salonów meblowych, samochodowych, bardzo wiele dużo szkół kupowało je przed Mikołajkami.

Nie ma szans na to, żeby klient indywidualny "nadrobił" tę liczbę choinek, która idzie do firm, do szkół, do restauracji czy do hoteli. W ostatnią sobotę nawet sporo się u nas działo, przyszło wielu klientów – ale teraz, w tygodniu, jest po prostu słabo. Praktycznie nie sprzedajemy. Dzisiaj do południa sprzedałem trzy choinki – w zeszłym roku byłoby to 30.


Czyli raczej nastawiają się państwo na straty?

Straty będą na pewno – ale takie ryzyko jest jednak wpisane w handel choinkami. Pamiętam jeden rok, kiedy na choinkach straciłem 50 tys. zł. A było to z 10 lat temu, kiedy były to bardzo duże pieniądze – i potem cały rok pracowaliśmy na to, żeby się odkuć.

Czytaj także: Święta tuż-tuż, a w domach celebrytów choinki już ubrane. Oto jak wyglądają drzewka polskich gwiazd

Na szczęście działam nie tylko w choinkach: prowadzę duże centrum ogrodnicze, które pozwala zająć się też innymi rzeczami.

A ile zajmuje wyhodowanie jednak choinki?

Zależy od tego, jaką ma mieć wysokość. Jeśli mówimy o typowej mieszkaniowej, która mierzy od 1,8 m do 2 m: wyhodowanie świerku to kwestia 5-6 lat, natomiast jodła zajmuje ok. 7-9 lat.

A ile choinek rośnie u was w jednym momencie?

Na miejscu produkujemy świerk srebrny, który zajmuje powierzchnię ok. 1 ha. Cały czas rośnie tam ok. 5-7 tys. drzew. Co roku na sprzedaż idzie ok. 1,2 tys. świerków – są one przekopywane do doniczek tak, aby potem mogły być przesadzone.

Nie ukrywajmy jednak: nie ma żadnego punktu handlowego, który hoduje choinki zupełnie sam. Jeśli chce się mieć duży wybór, to trzeba wspomagać się innymi ogrodnikami. O ile świerk jest więc nasz – i jego sprzedaż możemy rozplanować, dostosować do popytu – to choinki cięte, jodły kontraktujemy z Danii jeszcze w sierpniu, najpóźniej na początku września.

Dlaczego nie produkować ich w Polsce?

Powód jest prozaiczny: nasz klimat nie jest po prostu sprzyjający dla jodły. Mamy zbyt ostre zimy, potem jeszcze wiosenne przymrozki – drzewka nie mogą przez to ładnie wyrosnąć.

Zresztą to właśnie z jodłami jest teraz największy problem. Zazwyczaj sprzedajemy ok. 2-3 tys. sztuk rocznie – więc ich liczba jest znacząca. A decyzję o zamówieniu trzeba było podjąć wcześnie, żeby dostać jeszcze ładne choinki.

Duża jest w tym roku konkurencja w biznesie choinkowym?

O tym przekonamy się pewnie już za chwilę. W okolicach 10 grudnia jak grzyby po deszczu zaczynają wyrastać przygodni sprzedawcy, którzy sprzedażą choinek zajmują się z doskoku – szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak to niektórzy robią, że mając firmę budowlaną, są w stanie zejść z budowy, przywieźć skądś choinki, stanąć na ulicy i je sprzedawać.

Jeśli takie stoiska pojawią się i w tym roku, dla wszystkich będzie to oznaczać znacznie słabszą sprzedaż. Zwłaszcza, że wielu takich niedzielnych sprzedawców nie wystawia faktur czy paragonów. A na takiej choince ciętej jest 23 proc. VAT...

Ile?!

Sam tego zupełnie nie rozumiem! Na rośliny ma pani VAT 8 proc. – a na ściętą choinkę 23 proc. Między innymi dlatego na rynku pojawiły się choinki w doniczkach, które dzięki temu są już fakturowane na te 8 proc.

Czytaj także: Miasta wydają miliony na świąteczne świecidełka. Zabrzańska firma wskoczyła na falę i nie wyrabia się z zamówieniami

Dlatego też w marketach można znaleźć choinki w doniczkach, ale nieukorzenione. Na zdrowy rozum nikomu taka choinka nie jest potrzebna: przecież nie da się jej później przesadzić.

Doniczka z ziemią służy tylko za stojak, żeby drzewko jakoś się trzymało. To wszystko wkłada się zresztą do worka foliowego, dzięki czemu ta choinka nie będzie wypadać – jeśli pani zwróci na to uwagę, to w marketach 99 proc. choinek doniczkowych sprzedaje się w worku obwiązanym sznurkiem.

Ale przynajmniej unika się tego VAT-u…

Tyle tylko, że potem duży problem mają firmy, które na te cięte choinki wystawiają faktury, paragony: ten podatek to jednak spora kwota. Jeśli sprzedam choinkę za 100 zł, to zostanie mi w kieszeni 80 zł. Jeśli ktoś sprzeda taką samą choinkę na targu bez faktury – też zostaje mu się 80 zł. Ale to do mnie przyjdzie klient i powie, że u mnie jest drożej.

Nie wyłania się raczej z pana opowieści obraz najłatwiejszego biznesu…

Prawdę mówiąc, z całej mojej działalności to właśnie sezon choinkowy jest najcięższy, przede wszystkim psychicznie Aż do ostatniej chwili człowiek musi czekać, stresować się: uda się sprzedać te wszystkie choinki czy jednak nie?

Nie jest więc łatwo, ale dalej w choinkach działamy: mamy do nich sentyment, robimy to od lat, zawsze dają coś do roboty w grudniu, coś się dzieje. Czerpiemy nich również poczucie dumy: w pewnym momencie udało nam się tak rozreklamować naszą firmę, że z tych choinek jesteśmy w okolicy dobrze znani – i to też zachęca do działania.