Obietnice PiS to "dudy" smalone. Oto dlaczego niższy wiek emerytalny to dziś fikcja

Katarzyna Florencka
Przed kilkoma laty PiS z triumfem obniżał wiek emerytalny – a tymczasem dzisiaj ponad 300 tys. osób otrzymuje z ZUS głodowe świadczenie. W sytuacji, w której Polacy będą musieli pracować jeszcze długo po 60. i 65. roku życia, niższy wiek emerytalny to fikcja – mówi nam dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
Obniżony przez PiS wiek emerytalny to dzisiaj już fikcja. Fot. Marcin Stepien / Agencja Gazeta


Na koniec grudnia 2020 r. aż 310,1 tys. osób w Polsce pobierało emeryturę niższą niż emerytura minimalna. Jeszcze 9 lat wcześniej takich osób było aż 13 razy mniej. Komu grozi tzw. głodowa emerytura – i czy naprawdę będziemy musieli pracować po 50 lat? Zapytaliśmy o to prezesa Instytutu Emerytalnego.


W tym momencie emeryturę mniejszą niż minimalna pobiera grubo ponad 300 tys. osób – co doprowadziło do takiej sytuacji? To przez obniżenie wieku emerytalnego?

Dr Antoni Kolek, Instytut Emerytalny: Oczywiście, to jedna z konsekwencji tej decyzji. Co prawda główną konsekwencją niskiego wieku emerytalnego jest obniżenie średniej wartości emerytury – ale na pewno jest grupa osób, która po osiągnięciu 60. czy 65. roku życia od razu skorzystała z uprawnień emerytalnych, nawet jeśli nie miała wymaganego do minimalnej emerytury stażu pracy.

A jak to się stało, że tego stażu pracy nie miała?

To osoby, które mogły mieć np. przerwę na wychowanie dzieci albo trafiły na bezrobocie z powodu likwidacji zakładów pracy, których było wiele w latach 90.

Pamiętajmy też, że bardzo dużą grupę Polaków, którzy właśnie teraz będą przechodzili na emeryturę, ówczesna sytuacja zmusiła do pracy "na czarno” – lub też ze względu na specyfikę ich pracy, nie była ona oskładkowana, np. była to druga umowa cywilnoprawna albo umowa o dzieło.

Czytaj także: Przez miesiąc żyłem za swoją przyszłą emeryturę. Oto czego się nauczyłem

Już zaraz bardzo dużo osób może więc wejść w wiek emerytalny i mocno się zdziwić. Bo przecież całe życie pracowali, płacili podatki, chodzili do pracy w normalnych godzinach. To jest nierozwiązany problem naszego państwa: co zrobić z takimi osobami? Czy powinny mieć prawo do rekompensaty?

Ale zaraz – skąd rekompensata, skoro to efekt takich, a nie innych przepisów, które wtedy obowiązywały?

Rzecz w tym, że państwo widzi już, że to było złe! Mówimy o pełnym oskładkowaniu umów cywilnoprawnych, które zapewne prędzej czy później się wydarzy – więc państwo już po fakcie stwierdza, że brak składek jest zły.

Rekompensata to jeden z pomysłów – choć oczywiście trzeba by na nią wygospodarować spore pieniądze. Z drugiej strony, to jest kwestia sprawiedliwości społecznej: państwo powinno uregulować w systemie emerytalnym osób status, które pracowały, ale nie są w stanie otrzymać nawet najmniejszej emerytury, często nie ze swojej winy.

Ale przyszłość też nie rysuje się różowo – kilka tygodni temu prezes ZUS ostrzegała dzisiejszych 20-30-latków, że będą pracować przez 50 lat. Czy przypadkiem nie pokazała tą wypowiedzią, że niski wiek emerytalny jest już dzisiaj tylko fikcją?

Ależ oczywiście, że tak! Tak dokładnie jest. Państwo gwarantuje jakieś minimum osobom, które spełniają określone warunki – ale nie jest to kwota zapewniająca godne życie.

Tak powinniśmy na to patrzeć: w pewnym sensie można powiedzieć, że w ten sposób działa u nas coś w rodzaju emerytury obywatelskiej.

Jeśli natomiast będziemy chcieli mieć więcej niż minimum – a to naprawdę małe pieniądze, w tym roku (po waloryzacji) to tylko 1250 zł brutto – to będziemy musieli dużej pracować.

Za chwilę zresztą będziemy mieć jeszcze problem osób samozatrudnionych. Dzisiaj płacą oni składki od najniższej możliwej podstawy wymiaru, więc kiedy przejdą na emeryturę za kilkanaście lat, wielu z nich odkryje, że ich świadczenie jest naprawdę bardzo niskie.

Choć w sumie i tak samozatrudnieni będą w lepszej sytuacji niż osoby, które pracują na umowach o dzieło…

Dokładnie – ta grupa w ogóle nie będzie miała wyrobionego jakiegokolwiek stażu pracy, nie mówiąc już o składkach emerytalnych. Mówimy tutaj o naprawdę różnych grupach zawodowych: artystach, prawnikach, dziennikarzach. No dobrze, to w takim razie: są w ogóle sposoby na rozwiązanie tej sytuacji?

Tak, jest ich nawet dość dużo. Wszystko zależy od tego, jakim wartościom hołdujemy i jakie wartości chcielibyśmy "dać na sztandary". Jeśli na przykład naszą naczelną wartością jest zapewnienie wszystkim godnej emerytury, to faktycznie powinniśmy iść w stronę pełnego oskładkowania wszystkich naszych dochodów.

Można też wybrać rozwiązanie w drugą stronie, wprowadzając pełną dobrowolność ubezpieczenia emerytalnego – ale w tym wypadku osoby rezygnujące z ZUS nie powinny liczyć na jakąkolwiek pomoc państwa.

No i oczywiście jest jeszcze rozwiązanie pośrednie: dążenie do oskładkowania wszystkich umów przy równoczesnym rozwijaniu innych form oszczędzania na przyszłość, indywidualnego lub grupowego: czyli IKE, IKZE, PPE lub PPK.

A które z tych rozwiązań jest najwłaściwsze w Polsce?

Moim zdaniem, biorąc pod uwagę strukturę wiekową naszego społeczeństwa, rozwiązanie zapewniające wszystkim wysokie państwowe emerytury jest nie do zrobienia – po prostu ten system bardzo szybko by zbankrutował.

Czytaj także: Już za 4 lata zabraknie pieniędzy na emerytury. "Państwo sięgnie po oszczędności Polaków"

Z drugiej strony, nie sądzę też, żebyśmy byli społeczeństwem na tyle samodzielnym, aby można było pozostawić pełną dobrowolność systemu emerytalnego.

Czyli raczej w Polsce najwłaściwszy jest ten złoty środek, o którym mówiłem: pełne oskładkowanie wszystkich tytułów do ubezpieczeń społecznych przy jednoczesnej popularyzacji dodatkowych form długoterminowego oszczędzania. Inaczej problemy mogą być jeszcze większe.