O tym powinni zrobić film. Amatorzy ograli grube ryby i zarobili na giełdzie miliony

Grzegorz Koper
Historia o walce Dawida z Goliatem ma już tysiące lat. Mimo to wciąż jest popularna, bo pokazuje, że mniejszy i słabszy ma szansę w starciu z większym i silniejszym. Jest również po dziś dzień aktualna, co pokazały właśnie ostatnie wydarzenia na nowojorskiej giełdzie. W tej historii małe płotki skrzyknęły się i wspólnymi siłami wygryzły grube ryby.
GameStop uratowane dzięki małym płotkom. Ilustracja: Gabriela Giegiel


Po jednej stronie stoją głównie mali gracze, w tym internauci skupieni wokół redditowej podstrony r/wallstreetbets. Po drugiej – poważni inwestorzy, a wśród nich duże fundusze. Wszystko rozbija się o spółkę GameStop, czyli amerykańską sieć sklepów, które zajmują się sprzedażą gier i elektroniki.

"Szortowanie"

W trakcie pandemii i coraz popularniejszego e-commerce - co szczególnie dotyczy gier, które po prostu można kupić na jednej z popularnych platform i pobrać przez Internet - tego rodzaju interes nie jest uznawany za przyszłościowy. Mogło to być jednym z powodów dla których duże fundusze inwestycyjne obstawiały, że kurs spadnie, czyli go "szortowały".


Co to oznacza? W dużym uproszczeniu chodzi o pożyczanie akcji, by je sprzedać. Następnie po czasie odkupić i zwrócić właścicielowi. Dla łatwiejszego zrozumienia skomplikowanych mechanizmów posłużymy się prostym przykładem.

Wyobraźmy sobie, że Tomek ma jabłko warte 100 zł. Henio uważa, że owoc kolegi nie będzie tyle warty w przyszłości i jego cena spadnie. Pożycza więc jabłko od Tomka i sprzedaje je na rynku za 100 zł. Po czasie okazuje się, że miał rację i cena jabłka spadła o połowę. Wtedy Henio odkupuje owoc za 50 zł i oddaje go pierwotnemu właścicielowi. Dzięki temu zostaje z 50 zł w kieszeni.

Tego typu akcja obarczona jest ryzykiem, bo przecież nikt nie może mieć pewności, że cena jabłek czy akcji faktycznie pójdzie w dół. Może się utrzymać na podobnym poziomie lub nawet wzrosnąć. Wtedy pożyczający straci.

GameStop w górę

Coś podobnego miało miejsce w przypadku GameStop. Duże fundusze obstawiały, że cena akcji spółki spadnie. Na ich drodze stanęli jednak tzw. redditorzy, czyli członkowie społeczności serwisu Reddit, działający na podobnej zasadzie, co nasi rodzimi wykopowicze. Skrzyknęli się i z różnych pobudek zaczęli kupować papiery GameStopu.

Jedni faktycznie widzieli w GameStop możliwość długoterminowego zarobku ze względu choćby na dołączenie do jej zarządu Ryana Cohena, który był znany z sukcesów w e-commerce. Inni chcieli zagrać na nosie poważnym inwestorom. Potem dołączyli ci, którzy zwietrzyli szybką okazję w narastającej hossie.

Cena papierów spółki rosła wraz z liczbą chętnych do kupna. Sytuacja w pewnym momencie stała się na tyle poważna, że zmusiła "szortujących" inwestorów do ograniczenia strat i rychłego odkupienia akcji. To jeszcze bardziej nakręciło wzrosty.

I tak akcje GameStopu szybowały. Przed 13 stycznia wyceniane były poniżej 20 dolarów za sztukę. Potem stopniowo rosły (w połowie stycznia do ok. 35 dolarów), żeby 25 stycznia wystrzelić do nieco poniżej 150 dolarów i spaść.

Dzień później akcje skoczyły lawinowo. A już 27 stycznia cena za sztukę przekroczyła w pewnym momencie 370 dolarów. Potem wartość papierów spółki spadła, ale dalej utrzymywała się powyżej 300 dolarów. Co warte odnotowania, przez większą część 2020 r. akcje GameStopu oscylowały w okolicach 4-5 dolarów za sztukę i poważniej zaczęły zyskiwać dopiero od września.

Zawirowania na giełdzie były tak zauważalne, że odniósł się do nich nawet Elon Musk. To już samo w sobie mogło jeszcze dolać oliwy do ognia. Zrobił to w charakterystyczny dla siebie lakoniczny sposób. Zalinkował do wspomnianej wyżej podstrony społeczności Reddita i napisał "Gamestonk!!", co jest grą słów łączącą nazwę spółki GameStop i memiczne określenie na akcje ("stonks" jako celowo przekręcone angielskiego "stock"). Jedną z ofiar nagłej hossy stał się duży fundusz inwestycyjny Melvin Capital. Jego menadżer przekazał CNBC, że fundusz musiał we wtorek 26 stycznia zamknąć swoją krótką pozycję. Nie znamy wysokości jego strat. Serwis informuje, że dwa inne fundusze przekazały mu prawie 3 mld dolarów, by wspomóc jego finanse.

Tam gdzie ktoś traci, są też tacy, co zyskują. The Daily Beast pisze o użytkowniku Reddita, którego pies potrzebował operacji kolana. Weterynarz liczył sobie za nią 4 tys. dolarów. Redditor nie miał tylu pieniędzy, więc swoje oszczędności włożył w akcje spółki. Postanowił, że sprzeda papiery w chwili, gdy tylko uzyska odpowiednie środki. Udało mu się.

"Nienaturalne"

Z GameStop związane jest też inne duże nazwisko. Jeśli widzieliście film Big Short, to na pewno kojarzycie bohatera granego przez Christiana Bale'a - Michaela Burry'ego. To on należał do tych, którzy przewidzieli załamanie kredytów subprime. To zresztą przyczyniło się do kryzysu finansowego w 2008 r. Wtedy, wierząc w swoje analizy, odpowiednio "szortował" wbrew panującym trendom i finalnie znacznie powiększył majątek swój i swoich klientów.

Czytaj także: Bohater "Big Short" o walce z COVID-19. "Nic nie usprawiedliwia takich metod"

Finansista znowu miał nosa - lub mu się poszczęściło. Jak donosi Business Insider kontrolowane przez niego Scion Asset Management miało we wrześniu 1,7 mln akcji GameStop. Cała sytuacja chyba jednak zaskoczyła znanego inwestora. Bloomberg przytacza, że ten określił teraźniejsze wydarzenia związane z akcjami spółki jako "nienaturalne, szalone i niebezpieczne".

Trudno się dziwić tym słowom. Nawet pewnie sam Michael Burry nie przewidywał, że cena akcji szybko wzrośnie tak wysoko i to z tak osobliwych powodów. Choć wielu się cieszy z możliwości "wyleszczania" inwestycyjnych gigantów, to pozostaje pytanie - co potem? Historia giełdy zna przypadki szybkich wzrostów i spektakularnych upadków.

Obecnym kupującym nikt nie zagwarantuje, że cena akcji się utrzyma lub wzrośnie. Tak samo zresztą, jak nikt wcześniej nie gwarantował poważnym funduszom, że cena akcji spadnie. Jeśli akcje zaczną pikować w dół, to osoby, które za późno wycofają się z inwestycji ze zwycięzców dołączą do przegranych całej sytuacji.

Niestety gra na giełdzie jest skomplikowana i niełatwa do przewidzenia. Gdyby było inaczej, to co drugą ulicę mieszkałby milioner albo sama giełda po prostu nie miałaby racji bytu.

Potęga social media

Choć ta historia jeszcze nie znalazła swojego końca, to już pokazuje jak social media i Internet zmieniają rzeczywistość. Dawniej granie na giełdzie było zarezerwowane dla nielicznych. Choć teoretycznie prawie każdy mógł zainwestować w papiery wartościowe, to w praktyce oznaczało to poświęcenie niemałej ilości czasu na zakup, sprzedaż i zdobycie odpowiednich informacji.

Zlecenia składało się osobiście lub telefonicznie. A doniesienia giełdowe i kursy akcji należało sprawdzać w gazetach albo za pomocą poczty pantoflowej. Teraz jest inaczej i każdy może w prosty sposób zainwestować na giełdzie. Wystarczy zainstalować apkę maklerską i założyć konto.

Ze zbieraniem informacji też nie ma problemu. Internet jest pełen stron skupiających giełdowych graczy i ekspertów. W prosty sposób można skonsultować wybór akcji, zachęcić innych do kupna lub skrzyknąć się tak jak na Reddicie. Pozostaje pytanie, jak w przyszłości grube ryby zareagują na rękawice, którą ostatnio rzucili im internauci.