“Nie chcemy, by Zakopane kojarzyło się z wylęgarnią trzeciej fali”. Hotelarze mają apel do turystów

Natalia Gorzelnik
Zakopane nie ma ostatnio zbyt dobrego PR-u. Większości Polaków kojarzy się z epicentrum popijawy i lekkomyślnych hulanek. Sceny z pandemicznej “fiesty w Zakopanem” obiegły zresztą niemal cały świat. Na reakcję władz nie trzeba było długo czekać - coraz więcej polityków wspomina o możliwym powrocie obostrzeń. A hotelarze drżą ze strachu przed kolejnym lockdownem.
Na Krupówkach tłumy ludzi. Ale ciężko o maseczki. Fot. Marek Podmokly / Agencja Gazeta

"Pandemiczne Zakopane"

– Głównie chodzi o noszenie maseczek i przestrzeganie regulaminów wewnątrz hoteli – mówi Wojciech Budzowski, dyrektor zarządzający grupą hotelową Nosalowy Dwór. Jak zastrzega, większość gości w jego obiektach zachowuje dystans społeczny i dostosowuje się do pandemicznych obostrzeń. – Wygląda to zdecydowanie lepiej od tego, jaki obraz Zakopanego jest prezentowany w mediach – tłumaczy.


Hotelarz podkreśla, że słynna “fiesta z Zakopanem” trwała wyłącznie około kwadransa. Później towarzystwo zostało rozpędzone przez policję. – To był incydent. Byłem wtedy na miejscu i wiem, że ruch na dolnych czy górnych Krupówkach był w tamtym momencie umiarkowany. Bardzo dużą niesprawiedliwością jest ocenianie całej branży przez pryzmat tego jednego wydarzenia – podkreśla.
– Z doniesień medialnych po tym incydencie wynika, że w hotelach jest jedna wielka impreza i burdy – wtóruje Szymon Kukulski, dyrektor generalny hotelu Belvedere. – My natomiast obserwujemy zupełnie co innego. Turyści w ogromnej większości respektują nakazy i obostrzenia.

Hotelarze obawiają się jednak, że legendarna fiesta może zaważyć na decyzji rządu w sprawie ponownego zamknięcia obiektów.

– Każdy przekaz medialny dotyczący sytuacji na Krupówkach - a sprawa była nagłaśniana bodajże nawet w Indiach - przekłada się na późniejsze decyzje rządzących. Nikt z nas nie chce, aby Zakopane stało się synonimem “wylęgarni” trzeciej fali pandemii. Ale przez to, jak znaną miejscowością jest Zakopane, wszyscy łatwo podchwycili to, że dzieją się u nas dantejskie sceny – mówi Szymon Kukulski.
Czytaj także: Jeżeli wrócą obostrzenia, sami będziemy sobie winni? Prezydencki minister o "fieście w Zakopanem"
– Mam nadzieję, że na konferencji prasowej nie usłyszymy, że to hotele są winne trzeciej fali pandemii – mówi Wojciech Budzowski. – Nie chcielibyśmy, żeby przedsiębiorcy, którzy stosują się do reguł sanitarnych i ponoszą ogromne koszty zabezpieczenia swoich obiektów, którzy pilnują gości i pracowników i bardzo się starają, ponosili tego konsekwencje. Żeby cały ich trud był zniweczony przez zachowania grupy nieodpowiedzialnych ludzi.

Grzechy turystów

– Goście hotelowi są i tak o wiele bardziej zdyscyplinowani niż podczas otwarcia turystyki w wakacje – zastrzega Wojciech Budzowski. – Sytuacje z poważnym łamaniem obostrzeń są incydentalne. Notorycznie natomiast musimy upominać niektórych o to, żeby nosili maseczki. Takich “opornych” jest może około 20 procent. Są oni jednak cały czas dyscyplinowani przez obsługę.

Co może grozić za nie noszenie maseczki? Jak zaznacza dyrektor generalny sieci - nawet przymusowe zakończenie pobytu i prośba o opuszczenie obiektu.

– Takie sytuacje zdarzały się w ubiegłym roku. Nie możemy narażać zdrowia i bezpieczeństwa swoich pracowników, a przede wszystkim pozostałych gości, przez jedną upartą osobę, która nie potrafi dostosować się do regulaminów – zastrzega.

Wojciech Budzowski tłumaczy, że zabezpieczenie sanitarne hoteli to kolejny, potężny koszt jaki ponosi branża.

– To po pierwsze koszty bezpośredniego zabezpieczenia sanitarnego - maseczek, płynów, środków do zamgławiania (dezynfekcji pomieszczeń - przyp. red.). Takie podstawowe elementy, przy naszej skali działalności, kosztują dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie.
Wojciech Budzowski, dyrektor zarządzający grupą hotelową Nosalowy Dwór

"Kolejnym, potężnym kosztem, jest logistyka wydawania posiłków. Nie działają restauracje, więc serwujemy bezpośrednio do pokoi. To oznacza ogromne ilości jednorazowych sztućców, opakowań, wózków serwisowych... Nie licząc nawet zaangażowanego w ten proces personelu. My, przy 50 proc. obłożenia w naszych obiektach, mówmy o około 600 gościach. Więc proszę sobie wyobrazić serwisowanie 600 śniadań bezpośrednio do pokoi o konkretnych godzinach, kiedy tylko goście sobie zażyczą."


Zadymy w Zakopanem?

Ostry reżim sanitarny i 50 procent obłożenia pozwalają hotelom wyłącznie na przetrwanie i wypracowanie jakiegokolwiek obrotu. – My panicznie boimy się kolejnego zamknięcia, ale nie możemy powiedzieć, żeby obecna sytuacja pozwalała nam na odrobienie strat – zaznacza Szymon Kukulski.

Co ciekawe, 50-procentowe ograniczenia dotyczą wyłącznie obiektów skategoryzowanych, czyli takich, którym przyznawane są “gwiazdki”. – Duże, nieskategoryzowane obiekty, które często nie różnią się niczym od hoteli - poza tym, że nazywają się “pokoje do wynajęcia”, ale tych pokoi może być w jednym budynku po kilkadziesiąt - mogą działać na 100 procent. Natomiast rozporządzenie wprowadziło wymogi wyłączne dla hoteli, pensjonatów i moteli – wytyka Kukulski.

Jeden z hotelarzy, który pragnie zachować anonimowość, mówi wprost - tego typu kwatery prywatne i obiekty o niższym standardzie są niestety “wylęgarnią melanżu” w Zakopanem.

– To one dodają ognia do tego, co dzieje się w mieście. W hotelu łatwiej jest przypilnować przestrzegania zasad czy regulaminu. Do tego typu obiektów wybiera się również określony typ klientów. To raczej rodziny z dziećmi lub pary. Osoby, którym zależy na komfortowym wypoczynku w odpowiednich warunkach – słyszę.

– Tabuny spragnionych imprezy, nierozważnych "melanżowiczów", to raczej kwestia tanich kwater. Tych samych, których właściciele rzadko podejmują działania, by swoich gości “ogarnąć”. Bo na takich wypadach polega ich biznes – kwituje hotelarz.