Główny grzech PiS-u. Przez ten efekt rządów Kaczyńskiego będziemy cierpieć latami [OPINIA]

Mateusz Czerniak
Liczne afery, m.in. z żelaznym Marianem Banasiem na czele, klękanie przed Kościołem, występy anty-LGBT. Wszystkie te szkodliwe społecznie popisy partii rządzącej trudno przecenić i wybrać spośród nich najbardziej spektakularny. Jednak mam wrażenie, że to jeszcze coś innego będzie miało najgorszy wpływ na polskie społeczeństwo w dalekosiężnej perspektywie.
Rządy Jarosława Kaczyńskiego mają wiele wad. Ale jedna wydaje mi się najgorsza. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Czym w ogóle ma być państwo dla obywateli? Państwo powinno być podmiotem, poprzez który zapewniamy społeczeństwu ramy funkcjonowania – wolność, bezpieczeństwo, praworządność, samorealizację, itd.

Do tego potrzebujemy sprawnych instytucji, które są w stanie te rzeczy zagwarantować. Tym samym stan takich instytucji decyduje o naszym zaufaniu do państwa. O jakich instytucjach mowa? O służbie zdrowia, o systemie publicznej edukacji, o sądach, o policji… No, już chyba wiecie, do czego dążę. No bo w jakim stanie są one obecnie?

Zdejmij mundur, przeproś matkę

Zacznijmy od policji. Czy trzeba komukolwiek tłumaczyć, jak bardzo Prawo i Sprawiedliwość zrujnowało opinię tej instytucji wśród społeczeństwa?


Można to zresztą pokazać na twardych liczbach – w sondażu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS) przeprowadzonym w listopadzie ubiegłego roku tylko 44,1 proc. ankietowanych stwierdziło, że darzy policję zaufaniem. Natomiast w identycznym sondażu 3 lata wcześniej podobnego zdania było 64,2 proc. odpowiadających.
Czytaj także: Cała policja nosi na twarzy kominy. Pytamy, czy dostosują się do nowych wymagań rządu
Zmiana ta jest oczywiście wynikiem zachowania służb mundurowych na protestach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego na temat jednej z przesłanek aborcyjnych. Policja wielokrotnie brutalnie traktowała protestujących w sytuacjach zupełnie niewymagających użycia tego rodzaju środków i zdawała się celowo eskalować konflikt. Dodatkowo funkcjonariusze byli przez obóz władzy traktowani jak prywatna ochrona prezesa Kaczyńskiego.

Jak to wpłynie na samo społeczeństwo, jest oczywiste – Polacy nie ufając policji, nie będą się czuli bezpieczni. Nie będę czuli, że ta instytucja ich chroni, a wręcz odwrotnie. Do jakich patologii prowadzi tego typu kierunek, mogliśmy zobaczyć w USA (choć tam dotyczy to najbardziej mniejszości), a także we Francji podczas protestów Żółtych Kamizelek.

(O)sądy

W sprawie rozmontowywania sądownictwa przez Prawo i Sprawiedliwość napisano już tyle stron, że ciężko tu będzie coś dodać. Ale z drugiej strony ze względu na to, jak dużo się w tej kwestii wydarzyło, tak naprawdę mało kto odnajduje się w zawiłościach tej kwestii.

I to właściwie działało przez lata na korzyść PiS-u. Niby wszyscy słyszeli, że upartyjniają sądy, ale mało kto ODCZUWAŁ to na własnej skórze już tu i teraz. Jednak wyżej wspominany wyrok w sprawie aborcji zmienił ten stan rzeczy i pokazał, jak wielką władzę mogą dać sądy na smyczy partii.

I może być niestety tak, że ten efekt rozciągnie się na opinię Polaków na całe sądownictwo i zostanie z nami na dłużej niż sam PiS. W wyżej wspomnianym sondażu zaufania IBRiS, zaufanie do sądów zadeklarowało jeszcze mniej ankietowanych niż do policji – jedynie 34,1 procent.

Na dłuższą metę może być też niestety tak, że obywatele zaczną sądownictwo postrzegać jako dodatkowe "zbrojne" ramię władzy, po które można sięgnąć, żeby dać obywatelom po głowie. Nikt bowiem nie zagwarantuje nam, że następcy PiS-u nie pomyślą: skoro tamci posunęli się tak daleko, to dlaczego my nie?
Czytaj także: Turbo 500+ dla każdego. Polacy popierają, ale to nie jest najlepszy pomysł

Fiskus

Tak, zdaje sobie sprawę, że Polacy nie cierpią skarbówki od zawsze, a nie od 2015 r. i że są ku temu powody, bo prawo podatkowe w Polsce nie należy do najprostszych i najbardziej uporządkowanych. Ale nie o tym teraz.

Chodzi tutaj o same podatki i składki. Ich też Polacy nienawidzą i to też nie od dziś, ale podczas panowania PiS-u stopień narzekania na nie osiągnął chyba szczytowy poziom. I chyba wiem, gdzie tutaj jest Pi(e)S pogrzebany.

Polityczna korupcja

Polacy łączą kropki. I widzą, że niestety pieniądze, które płacą w podatkach, są w jakiejś części marnotrawione.

Kiedy na czele Ministerstwa Zdrowia, które odpowiada za całą ochronę zdrowia Polaków, staje człowiek, który wykorzystuje swoją pozycję, żeby jego brat mógł zarobić miliony… no, nie może to wzbudzać chęci do płacenia wyższej składki zdrowotnej.

Podobnie było ze słynnymi 2 mld na TVP, głośną niedawno sprawą zawrotnej kariery prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka oraz jego ludzi, i jego bajecznymi zarobkami, czy podatkiem medialnym, którego projekt był ordynarnym politycznym narzędziem.

Krótko mówiąc – ludzie widzą, że budżet państwa jest przez PiS traktowany jak własna partyjna kieszeń, a podatki jak narzędzie walki politycznej. I dlatego nie jest dziwne, że Polacy się niechętnie do budżetu dokładają i patrzą na wszelkie propozycje podwyżek podatków czy nowych ”danin”, nawet jeśli nie miałyby dotknąć ich samych.

Potwierdzają to dane. Z sondażu, który przeprowadził w grudniu ubiegłego roku Polski Instytut Ekonomiczny, wynika, że o ile społeczeństwo opowiada się za bardziej progresywnym systemem podatkowym niż teraz obowiązujący (więcej stawek), to chce jednocześnie… obniżki stawek podatkowych. Dla wszystkich.
Czytaj także: Co kryje "Nowy Ład" Morawieckiego? Ta rewolucja jest potrzebna [OPINIA]

Ochrona zdrowia i edukacja

I to jest akurat bardzo zła wiadomość. Bardzo zła wiadomość m.in. dla naszego systemu edukacji i ochrony zdrowia. Dlaczego? Bo są one niedofinansowane. I z tego wynika wiele ich problemów.

Zgodnie z najnowszymi dostępnymi danymi Eurostatu (na 2018 r.) na ten temat Polska jest jednym z państw najmniej wydających na system ochrony zdrowia w UE. Jest tak zarówno w relacji do PKB (6,33 proc.), jak i w przeliczeniu na jednego mieszkańca (830 euro). W przypadku tej pierwszej statystyki zajmujemy 24 miejsce na 27 krajów członkowskich UE, a w przypadku drugiej 25.

Jaki to ma efekt? Tego chyba nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, szczególnie teraz, w czasie pandemii. Przede wszystkim brakuje nam teraz lekarzy, a zatrzymanie młodych medyków w kraju, kiedy płaci im się głodowe pensje, jest po prostu niemożliwe.

Jednocześnie mamy tutaj do czynienia z zamkniętym kołem. Polacy widzą słabo działającą służbę zdrowia, więc nie chcą płacić na nią wyższych składek i podatków, a jako że nie chcą płacić, to choćby nie wiadomo jakie roszady w reformach i zarządzaniu poczynić – ochrona zdrowia nadal będzie słaba. I tutaj trzeba podkreślić, że równie wielką winę za ten stan rzeczy ponosi Platforma Obywatelska, która przez 8 lat nie zrobiła w tej spawie nic.
Czytaj także: Nie ma na służbę zdrowia, jest na Kurskiego i TVP. Na co zabraknie w przyszłorocznym budżecie?
Podobnie wygląda to w systemie edukacji. O ile tutaj na tle średniej unijnej wypadamy dobrze (z danych na 2018 r. wydawaliśmy 5 proc. PKB, przy średniej UE 4,7), to nasze wydatki na ten cel... spadają, bo 3 lata wcześniej wynosiły 0,3 proc. więcej. Dodatkowo jeśli spojrzy się na kraje z najlepszym systemem edukacji w UE, to od razu zobaczymy, że wydają one znacznie więcej od reszty państw na ten cel.

Trudno więc, żeby dzisiaj w Polsce do zawodu nauczyciela garnęli się najzdolniejsi i z najlepszymi predyspozycjami, skoro zarobią tam ułamek tego, co w sektorze prywatnym w korporacji. A w nowoczesnych gospodarkach to od wykształcenia społeczeństwa zależy gospodarczy rozwój.

Ale wróćmy do podatków – ktoś musi bowiem za to wszystko zapłacić prawda? Sęk w tym, że w Polsce dzisiaj system podatkowo-składkowy jest degresywny – bogatsi oddają państwu mniejszą część dochodu niż średniacy i mało zarabiający.

Dlatego o ile np. podwyższenie kwoty wolnej od podatku tak, żeby objęła ona niskie dochody, jest postulatem zrozumiałym, to obniżenie podatków najbogatszym, które popierają Polacy, jest zwyczajnie postulatem wbrew interesowi społeczeństwa. Postulatem, który moim zdaniem cementuje swoim postępowaniem PiS.
Czytaj także: Znany dziennikarz TVN24 chce płatnych studiów w Polsce. Ale chyba nie wie, jakie będą skutki

Więcej grzechów (nie)pamiętam

Jednym zdaniem, jeśli Kaczyński miałby na spowiedzi wyznać grzech główny swoich rządów, to byłoby nim to, że PiS swoim postępowaniem zabija zaufanie do instytucji państwa, podkopuje ich fundamenty i sprawia, że Polacy mogą w przyszłości jeszcze mniej chętnie je wspierać.

Co trzeba podkreślić, instytucji takich jest zresztą więcej niż te, które wymieniłem. Mamy bowiem przecież jeszcze np. sanepid, który musi egzekwować rozporządzenia rządu, które nie mają prawidłowego umocowania prawnego czy liczne państwowe spółki, z których PiS zrobił Familiadę.

Ale niech będzie, że więcej grzechów nie pamiętam. Bo na cały rachunek sumienia Zjednoczonej Prawicy nie starczyłoby czasu i miejsca.