Miliony z Unii mogły trafić do przedsiębiorców. Były senator PiS sprawił, że dostał je Kościół

Natalia Gorzelnik
Miliony z unijnych pieniędzy, które miały wesprzeć przedsiębiorców i samorządy, trafiło do parafialnych spółek na Podkarpaciu na budowę instalacji fotowoltaicznych. Czas płynie, a budowa instalacji w części z nich nawet się nie rozpoczęła. Na czele projektu stoi związany z Kościołem były senator PiS.
Były senator Kazimierz Jaworski stoi na czele projektu parafialnych farm fotowoltaicznych. Fot. Wojciech Kardas/Patryk Ogorzalek / Agencja Gazeta

Parafialne elektrownie

O sprawie donosi "Superwizjer". Redakcję miał zainteresować tematem jeden z widzów, który przekazał, że na Podkarpaciu utworzono program, który wykluczył przedsiębiorców.
Superwizjer TVN

“Biznes mały, średni, mikro został pozbawiony możliwości dofinansowania. Prezesem każdej ze spółek, które dostały dofinansowanie jest ksiądz proboszcz danej parafii. W każdym z tych przedsięwzięć, które otrzymały dotację, jest były senator.”

Głównym pomysłodawcą ma być Kazimierz Jaworski - były prawicowy senator trzech kadencji i działacz Akcji Katolickiej na Podkarpaciu.

Od 2015 jest prezesem spółki Sieć Parków Energii Słonecznej, w skrócie SPES. Spółka została założona przez dziesięciu księży proboszczów z Podkarpacia, jednym z nich był brat senatora, a jej pierwszym prezesem - bratanek.


Jaworski zaczął szefować spółce zaraz po zakończeniu kadencji senatora. Kiedy ruszył unijny program na budowę odnawialnych źródeł energii, wystąpił o dotację. Aby pieniądze przeznaczone dla przedsiębiorców i samorządów mogły trafić do parafii, wymyślono sprytny plan.
Superwizjer TVN

Spółka kierowana przez byłego senatora pomogła powołać blisko 300 spółek parafialnych. Następnie spółki, jako przedsiębiorcy, złożyły wnioski o dotacje. Ostatecznie dofinansowanie otrzymało blisko 60 z nich, co stanowi prawie 40 procent wszystkich beneficjentów.

Wszystkie spółki parafialne są takie same. Prezesem jest zawsze proboszcz, a siedziba spółki to plebania. 95 proc. udziałów w spółce ma parafia, a 5 proc. spółka-matka kierowana przez byłego senatora.

W efekcie z ponad 130 mln zł przewidzianych na cały program, blisko 40 mln zł ma trafić do spółek parafialnych. To ogromne dofinansowanie, którego nie dostałby z pewnością żaden pojedynczy podmiot.

Jak korzystają na tym parafie?

Pierwsza parafialna instalacja została oddana do użytku dwa lata temu w Iskrzyni. Kosztowała blisko 1 mln zł brutto, z czego prawie 85 proc. to dofinansowanie z Unii. Od 2 lat powinna produkować prąd i w całości sprzedawać go do sieci. Jednak proboszcz Iskrzyni nic na ten temat nie wie i przekazuje, że instalacja na razie nie działa.

Podobnie jest w innych parafiach, które przystąpiły do unijnego konkursu. W części z nich budowy farm nawet jeszcze nie ruszyły. W przypadku części instalacji terminy zakończenia i rozliczenia dotacji minęły w ubiegłym roku.

Spośród 56 planowanych instalacji z dotacji rozliczyły się do tej pory cztery parafialne spółki. Tymczasem na tak zwanej liście rezerwowej jest wciąż wielu przedsiębiorców, którzy spełnili wszystkie warunki, ale zabrakło im punktów.

– Wniosek złożyliśmy około pięć lat temu i tak czekaliśmy, aż w końcu przyszła odmowa - mówi dla Superwizjera współwłaściciel huty szkła artystycznego "Zorza" Jacek Ginalski.

Zakład działa od 20 lat, zatrudnia ponad 100 osób. Miesięczny koszt energii wynosi około 20 tysięcy złotych. Właściciel tłumaczy, że gdyby udało się zrealizować projekt przy unijnym wsparciu, wpływy z instalacji fotowoltaicznej pokrywałyby koszty energii.

Przedsiębiorców dziwi to, że farmy parafialne nie są budowane ani na potrzeby parafii, ani w ich bezpośrednim sąsiedztwie - sporo powstaje kilkadziesiąt kilometrów od siedzib parafii.

Jacek Nowocień z Departamentu Wdrażania Projektów Infrastrukturalnych Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie podkreśla, że urzędnikom nie wolno nikogo dyskryminować.

– Oczekuje pan (dziennikarz Superwizjera - przyp. red.), że system będzie z natury dyskryminował podmioty utworzone przez inne osoby prawne. Nie mamy takiej możliwości i wydaje się, że byłoby to sprzeczne z elementarnym założeniem tych funduszy – przekazał w programie.

Dziennikarzom nie udało się porozmawiać z żadnym z proboszczów.

Majątek Kościoła

Jak pisaliśmy w InnPoland, Kościół Katolicki jest największym posiadaczem ziemskim na świecie. W jego majątek wlicza się 70 milionów hektarów ziemi na całym świecie. To obszar większy, niż cała Francja. I nie chodzi tylko o grunty rolne, ale także o parcele w najdroższych lokalizacjach Londynu, Paryża i Nowego Jorku.
Czytaj także: Majątek wielkości całego państwa. Policzono, ile ziemi ma Kościół rzymskokatolicki
W Polsce od lat parafie, diecezje, seminaria duchowne oraz zakony na tzw. Ziemiach Północnych i Zachodnich mają otrzymywać od państwa tysiące hektarów ziemi. – To wszystko jest warte miliardy złotych – przekonuje poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek.

Jak informował na swoim Twitterze, majątek Kościoła z tzw. Ziem Odzyskanych to 76 tys. hektarów ziemi warte aż 3,5 miliarda złotych. Poseł przeliczył, że za te pieniądze można by wybudować ok. 700 żłobków, które pomieściłyby wszystkie dzieci w Polsce.
Czytaj także: Majątek wielkości całego państwa. Policzono, ile ziemi ma Kościół rzymskokatolicki