Ten kraj nałożył podatek na bogaczy. Efekt zaskoczył wszystkich
Ekonomiści Marie Bjørneby, Simen Markussen i Knut Røed opracowali analizę zatytułowaną "Does the Wealth Tax Kill Jobs?” (Czy podatek majątkowy zmniejsza zatrudnienie?), na temat efektów serii reform podatku od majątku wprowadzonych w latach 2007-2017 w Norwegii. Wnioski, do jakich doszli naukowcy, są niezwykle zaskakujące.
Naukowcy, analizując efekty tych reform, nie tylko nie znaleźli żadnych dowodów na tezę, że podatek od majątku w Norwegii negatywnie wpłynął na inwestycje i zatrudnienie w firmach, ale wręcz przeciwnie. Odkryli oni pozytywną zależność między wysokością podatku a wzrostem zatrudnienia.
Jakie może być wyjaśnienie tego zjawiska? Ekonomiści przypuszczają, że w przypadku firm nienotowanych na giełdzie i niemających tym samym rynkowej wyceny, zatrudnianie pracowników jest sposobem na obniżenie jej wartości wyliczanej do celów opodatkowania (pieniądze wydane na wynagrodzenia nie są uwzględniane w wycenie firmy).
Podatek majątkowy – co to jest?
Podatek majątkowy jest formą podatku płaconego co roku od wartości całego posiadanego przez nas majątku. Są różne propozycje dotyczące progów i wysokości stawki takiego podatku. Wzbudza on coraz większe zainteresowanie na całym świecie zarówno wśród ekonomistów, jak i polityków.Są różne propozycje dotyczące progów i wysokości stawki takiego podatku. Ekonomiści Landais, Saez, Zuckman proponują na przykład, że podatek majątkowy miałby objąć w Europie 1 proc. najbogatszych. Jego głównym celem byłoby jednak spłacenie zadłużenia, które było konieczne dla ratowania gospodarek w kryzysie, miałby on więc czasowy 10-letni charakter.
Ekonomiści proponują więc, żeby najbogatszy 1 proc. UE (majątek powyżej 2 mln euro) płacił przez ten okres 1 proc. podatku rocznie od wartości majątku, najbogatszy 0,1 proc. 2 proc rocznie (powyżej 8 mln euro), a miliarderzy 3 proc.
Taki podatek generowałby roczny dochód o wysokości 1 proc. PKB UE.
Podatek majątkowy w ostatnim czasie zbiera coraz większe poparcie wśród obywateli. Dla przykładu w Stanach Zjednoczonych w sondażu ze stycznia ubiegłego roku, tego rodzaju rozwiązanie poparło aż 64 proc. ankietowanych.