Od niego wiesz wszystko o 500+. Oto ekonomista, z którego researchu korzysta cała Polska

Katarzyna Florencka
"Jak podaje ekonomista Rafał Mundy" to fraza praktycznie co chwilę pojawiająca się w polskich mediach. Nic w tym dziwnego: Mundry od wielu lat przystępnie prezentuje na Twitterze naszą gospodarczą rzeczywistość, wskazuje powiązania, komentuje suche dane... Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że tej niesamowitej pracy nie wykonuje osoba zatrudniona w jednej z organizacji gospodarczych – a po prostu zwykły pasjonat.
Ekonomista Rafał Mundry ma dar przedstawiania skomplikowanych danych w prosty sposób. instagram.com/munraf
Przez lata pana działalności na Twitterze zebrała się naprawdę gigantyczna kolekcja danych o gospodarce. Ale jak to się w ogóle zaczęło? Pewnego dnia obudził się pan i stwierdził, że od dzisiaj będzie śledził dane z różnych ministerstw?


Rafał Mundry: Przyznam szczerze: ja po prostu bardzo lubię kolekcjonować cyferki i tabelki Excela! (śmiech) Od zawsze fascynowała mnie też makroekonomia i polityka gospodarcza – czyli wielkie, zagregowane wartości, dzięki którym opisujemy gospodarkę: to takie rzeczy jak budżet państwa, podatki, inflacja, PKB, pieniądz…

Takie dane śledziłem od bardzo dawna, pierwsze Excele mam jeszcze z 2008 roku. Kiedy założyłem Twittera, stwierdziłem po prostu, że fajnie będzie się tym wszystkim dzielić – i tak to robię. Staram się udostępniać dane na bieżąco, kiedy tylko się pojawiają – choć ostatnio mam na to mniej czasu i z tego powodu moje tempo jest wolniejsze.

Zbieranie i analiza tych danych są dla pana odskocznią od codzienności?

Nie do końca: obecnie jestem księgowym w banku, więc wykorzystuję na bieżąco dane finansowe. Nie są to oczywiście dane makroekonomiczne, które opisują polską gospodarkę – ale obsługa Excela czy analiza danych jest czymś, co robię na co dzień.

Nie jest to dla mnie zresztą specjalny problem. Jak wspominałem, po prostu lubię to robić – a dzięki temu, że umiejętności te stosuję w pracy, jestem w tym dość biegły. Choć zdecydowanie są w pracy lepsi ode mnie!

A jest w tym jakaś misja edukacyjna?

Tylko i wyłącznie! (śmiech) Od tego zresztą zacząłem: kiedy po magisterce zdecydowałem się na studia doktoranckie na Uniwersytecie Wrocławskim, powód był tak naprawdę tylko jeden. Od razu zresztą powiedziałem to promotorce mojej pracy magisterskiej, która niechętnie przyjmowała doktorantów: na doktorat chciałem iść dla dydaktyki, od zawsze marzyłem o prowadzeniu zajęć ze studentami.

Zresztą to był bardzo ciekawy okres dla ekonomistów – czasy kryzysu, bankructwa Grecji – więc było naprawdę dużo okazji do tłumaczenia ludziom ekonomicznych tematów. W pewnym momencie musiałem jednak podjąć ciężką decyzję: doktorat i uczelnia – czy też zarabianie pieniędzy w sektorze prywatnym. I w ten sposób znalazłem się tam, gdzie jestem.

Powiedziałabym jednak, że wciąż mamy… interesujący ekonomicznie okres. Przysłowiowy zwykły Kowalski już dawno musiał się zgubić w tym, co się dzieje z polskim budżetem.

Powiem pani, że to problem również dla mnie. Jeżeli chodzi o dane dotyczące budżetu państwa, ustawy bardzo szybko się zmieniają, wiele rzeczy wychodzi poza budżet.

No i okazuje się, że dane, które udostępniam od wielu, wielu lat tak naprawdę ostatnio zaczęły… mijać się z rzeczywistością. Nagle okazuje, że po prostu są to dane "pudrowane". Odczuwam z tego powodu coraz większą niechęć – obawiam się, że mogę w ten sposób uczestniczyć w niechcianej propagandzie. Aby podać pełny obraz, trzeba podawać dodatkowe informacje o funduszach pozabudżetowych – a tego jest sporo. Dlatego ostatnio staram się publikować dane dotyczące zadłużenia państwa, bo z nimi takich problemów nie ma. 

A skąd taki rozstrzał tematów: w pana postach koło siebie znajdziemy analizy budżetu państwa i śmiertelności w Polsce…

Ależ śmiertelność i cała demografia to również ważny determinant w makroekonomi! Dlatego właśnie uwielbiam makroekonomię: to bardzo szeroka dziedzina, na którą niby składają się tylko cyferki w Excelu, niby nie ma się czym emocjonować – ale potrafi nam naprawdę dużo powiedzieć o świecie w którym żyjemy.

Oczywiście, nie powinna być jedynym źródłem wiedzy. Sam uważam, że makroekonomiczne dane najlepiej konfrontować z rzeczywistością: co jakiś czas wybrać się na wizytę do rodziny czy znajomych, do małego miasteczka i przekonać się, jak to wszystko funkcjonuje w praktyce. Duże liczby dobrze pokazują kierunek, w jaki idzie gospodarka, ale potrafi się w nich zagubić prawdziwy obraz życia.

Ciekawi mnie jeszcze jedno: dużo czasu zajmuje zbieranie danych na kolejne wpisy?

Nie odczuwam tego w ten sposób: jak wspominałem, zbieranie i analizowanie danych to moje hobby. Mam w tym duże doświadczenie i nie sprawia mi to większego problemu.

Przez pewien czas byłem również dziennikarzem – publikowałem teksty w "Pulsie Biznesu" i w Bankierze – i nie ukrywam, że bardzo wiele mnie to nauczyło. Do dzisiaj wykorzystuję nawyk sprawdzania harmonogramu prac instytucji finansowych, terminów, w których publikowane są dane makroekonomiczne. To niby oczywistość, ale pomaga trzymać rękę na pulsie.

W redakcji nauczyłem się też biegłości w składaniu wniosków o dostęp do danych w trybie informacji publicznej – i jest to naprawdę super rzecz, bo z instytucji publicznych można wyciągnąć prawdziwe cuda!

Na przykład?

Weźmy takie 500 plus. Z ekonomicznego punktu widzenia informacje o realizacji tego programu to prawdziwa żyła złota: w końcu mówimy o 4 mld zł, które co miesiąc zasilają gospodarkę.

W jednej z interpelacji poselskich (które też swoją drogą są kopalnią informacji!) pojawiła się bardzo interesująca informacja na temat dzieci obcokrajowców, które otrzymują 500 plus. I okazało się, że wśród nich znajduje się jedno dziecko z obywatelstwem… Watykanu!

I fantastyczną sprawą jest to, że naprawdę każdy może te informacje wyciągnąć. Trzeba tylko pamiętać, żeby wnioski pisać "po urzędniczemu", stosując terminologię używaną w ustawach i rozporządzeniach. Nie można pytać ogólnie: wtedy instytucja, której zadajemy pytanie, może nie wiedzieć, o co chodzi – lub udawać, że nie wie, o co chodzi. Sam tak zresztą miałem: zadawałem pytania o rezultaty programu wsparcia in vitro, ale po „normalnie” zadanym pytaniu nikt nie miał pojęcia, o co chodziło. Ale gdy zacząłem prosić o dane na temat uzyskanych ciąż mnogich i pojedynczych z programu takiego i takiego, zgodnie z rozporządzeniem z dnia tego i tego – to od razu znalazł się na to odpowiedni raport.

Dane, które prezentuję, może więc zdobywać każdy – kluczem jest tutaj wytrwałość. No i otwartość państwa na jawność życia publicznego za nasze podatki. I mam nadzieję, że ta jawność i możliwość spytania o wszystko urzędników nie zostanie ukrócona, bo coraz częściej pojawiają się głosy, że obecna ekipa chciałby tą jawność ograniczyć. Byłaby to dla nas wszystkich wielka szkoda.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl