Finansowa ruletka jak z horroru. Igrzyska w Tokio będą straszakiem dla innych miast

Katarzyna Florencka
Miliardowe straty, niszczejące stadiony i kredyty spłacane przez lata – to nie czarny, ale realistyczny scenariusz krajobrazu po igrzyskach olimpijskich. Największa sportowa impreza świata już za chwilę rozpocznie się w Tokio, ale nie będzie okryta taką glorią, na jaką liczyli organizatorzy. Może za to ostatecznie odstraszyć innych kandydatów.
Igrzyska w Tokio organizowane są gigantycznym nakładem finansowym – i nie ma większych szans na to, że impreza nie przyniesie strat. Fot. Unsplash / Obed Hernández
Nie ma na świecie większej imprezy niż Igrzyska Olimpijskie: uczestniczą w nich sportowcy z kilkuset krajów, ich zmagania oglądają tysiące kibiców na miejscu i miliony przed telewizorami. Ogromna skala oznacza jednak również niebotyczne koszty. Pięć igrzysk, które zorganizowano pomiędzy 2007 a 2016 rokiem, kosztowało średnio 12 mld dolarów (46 mld zł) – nie biorąc pod uwagę kosztów budowy infrastruktury transportowej czy biznesowej, niezbędnych przy tak gigantycznym wydarzeniu.


Tokio 2020 miało być triumfalnym powrotem imprezy do Japonii, nawiązaniem do letnich igrzysk z 1964 roku, podczas których Kraj Kwitnącej Wiśni dumnie zaprezentował się światu po podniesieniu się z wojennej pożogi. Skończyło się pandemią, bezprecedensowym przełożeniem imprezy, zakazem wstępu dla kibiców z zagranicy oraz ogromną falą społecznego niezadowolenia – i to na długo przed ceremonią otwarcia.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski od lat ma coraz większy problem z przekonaniem kolejnych miast, że igrzyska to gra warta świeczki – a przykład Tokio może ostatecznie odstraszyć te, które do tej pory się wahały.

Koszt organizacji igrzysk

Straty finansowe z powodu igrzysk olimpijskich to w gruncie rzeczy nic nowego: pod kreską kończy zdecydowana większość organizujących je miast. Ekonomiści z Uniwersytetu w Oxfordzie wyliczyli w zeszłym roku, że od 1960 roku każdy olimpijski budżet przekraczany jest średnio o 172 proc. Nie ma chyba na świecie innej imprezy, w której pierwotny budżet traktuje się jako swobodną deklarację minimalnego wkładu własnego.

Najboleśniej odczuł to kanadyjski Montreal. Gospodarz letnich igrzysk olimpijskich w 1976 roku przekroczył swój budżet o oszałamiające 720 proc., a zaciągnięte na tę okazję kredyty spłacał do… 2005 roku. Słabe wspomnienia ze "swojej" Olimpiady ma również Grecja: gigantyczne wydatki na igrzyska w Atenach w 2004 roku osłabiły tamtejszą gospodarkę i przyłożyły się do kryzysu finansowego, w którym kraj pogrążył się kilka lat później.

Chciałoby się powiedzieć, że wszystkiemu winni zapewne skorumpowani urzędnicy – ale choć w wielu przypadkach jedną z olimpijskich spuścizn rzeczywiście są procesy osób odpowiedzialnych za organizację, ich oportunizm to tylko jedna z wielu rzeczy, które mogą pójść nie tak. Źródło problemów jest zupełnie inne, a jego imię to: Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

MKOl znany jest z tego, że sam daje (relatywnie) niewiele, natomiast od organizatorów oczekuje gwiazdki z nieba. W teorii miasta konkurujące o miano gospodarza igrzysk dwoją się i troją, aby przekonać MKOl, że mają wystarczającą infrastrukturę do organizacji największej sportowej imprezy świata.

W praktyce obiecują, że w ciągu 7 lat zbudują wszystko, czego oczekuje komitet olimpijski (jednym z wymagań jest baza co najmniej 40 tys. miejsc hotelowych). I podpisują najbardziej niekorzystny kontrakt świata.

Po oficjalnym wyborze gospodarza igrzysk możliwość wycofania się z organizacji jest niewielka lub żadna, a deadline – nienaruszalny. Sam MKOl nie kłopocze się też zbytnio rosnącymi kosztami imprezy: za ich pokrycie odpowiada bowiem miasto-organizator. Komitet zajmuje się sprzedażą praw do transmisji i innymi sposobami spieniężenia igrzysk, przez co nie odczuwa wielkiej potrzeby ograniczania kosztów.
Budżet Igrzysk Olimpijskich w Tokio

– Szacunkowy koszt Tokio 2020 to 15,4 mld dol. (59,1 mld zł)
– Tylko krajowi sponsorzy wnieśli do budżetu ponad 3 mld dol. (11,5 mld zł)
– Wkład MKOl to ponad 800 mln dol. (3 mld zł)
– Decyzja o niewpuszczaniu zagranicznych kibiców to dla Japonii strata ok. 5,5 mld dol. (21 mld zł) przychodu

Czy można zarobić na igrzyskach?

Nie oznacza to jednak, że każde igrzyska olimpijskie nieuchronnie wiążą się z gigantyczną dziurą w budżecie kraju, który na kilkanaście dni staje się centrum światowego sportu. Najlepszym przykładem jest historia Los Angeles 1984.

To igrzyska, których nikt nie chciał organizować: finansowa katastrofa Montrealu 1976 odstraszyła praktycznie wszystkich chętnych poza amerykańską metropolią. Jej włodarze mieli znacznie lepszą pozycję negocjacyjną niż jakiekolwiek inne miasto i zaproponowali zupełnie nową koncepcję imprezy.

Los Angeles 1984 były pierwszymi prawdziwie komercyjnymi igrzyskami. Zamiast wydawać grube miliony na niepotrzebne obiekty sportowe, LA wykorzystało istniejącą już infrastrukturę: prawie wszystkie konkurencje odbyły się w obiektach działających od lat. Budowę dwóch nowych obiektów w pełni sfinansowali prywatni sponsorzy, a sprzedaż praw telewizyjnych przyniosła 286,9 mln dol. Do dziś Igrzyska w LA pozostają najbardziej dochodowymi w historii.

To właśnie kontrolowane przez MKOl prawa do transmisji są największym źródłem przychodów z igrzysk olimpijskich. Odpowiadają za ok. 73 proc. wszystkich wpływów finansowych i rosną w każdym kolejnym cyklu olimpijskim. Prawa do transmisji z igrzysk w Londynie w 2012 roku przyniosły aż 2,6 mld dol. Oprócz tego za 18 proc. przychodów odpowiadają najwięksi olimpijscy sponsorzy, zaś inne źródła (w tym sprzedaż biletów) dokładają pozostałe 9 proc.

Tylko w przypadku niektórych z tych ostatnich zysk dzielony jest pomiędzy MKOl a gospodarza igrzysk. Zysk z praw do transmisji i pieniądze od największych sponsorów trafiają bezpośrednio do MKOl. Organizacja zostawia sobie 10 proc., a resztę pieniędzy przekazuje na rozwój olimpijskich sportów.

Czy igrzyska są warte swojej ceny?

Po co w takim razie w ogóle organizować u siebie igrzyska? Odpowiedź brzmi: prestiż. Włodarze miast walczących o honor organizacji igrzysk olimpijskich nie łudzą się, że impreza przyniesie im krocie – wszyscy mają natomiast nadzieję na to, że to właśnie u nich powtórzy się historia olimpijskiego "Kopciuszka". Mowa o Barcelonie, która wzięła na siebie organizację letnich igrzysk w 1992 roku.

Miastu udało się wypracować "skromny" zysk w wysokości 10 mln dol., ale w tej historii pełni on rolę zaledwie skromnego przypisu. Miasto wykorzystało bowiem igrzyska do gigantycznych inwestycji, które kompletnie zmieniły jego oblicze i zapoczątkowały jego przemianę w jedną z najpopularniejszych turystycznych destynacji w Europie. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale przed igrzyskami Barcelona nie miała… ani jednej plaży!

Znacznie więcej jest jednak historii o negatywnych skutkach igrzysk dla miejsc, które je zorganizowały – a opór wobec pomysłu organizacji nie jest wcale wynalazkiem osób, które nie pałały entuzjazmem na myśl o Krakowie 2022. W historii zmagań olimpijskich jest bowiem jedno miasto, które organizację igrzysk odrzuciło już po tym, jak zostało wybrane na ich gospodarza.

Mieszkańcy amerykańskiego stanu Kolorado miażdżącą większością odrzucili w 1972 roku możliwość dokładania dalszych publicznych funduszy na organizację zimowych igrzysk w Denver w 1976 roku. Wściekłość obywateli wzbudziły zarówno galopujące koszty, jak i nonszalancja, z którą organizatorzy traktowali kwestie środowiskowe.

Koniec końców, nie udało się zebrać wystarczająco dużo prywatnych sponsorów i organizatorzy musieli poinformować MKOl, że nie zdołają spełnić swoich deklaracji.

Zapytani o konkretne ekonomiczne korzyści dla gospodarzy igrzysk, zwolennicy imprezy zazwyczaj będą prognozować więcej miejsc pracy, napływ turystów i ogólny impuls dla rozwoju gospodarki, wynikający ze zwiększonych inwestycji. Problem w tym, że przeprowadzane już po igrzyskach analizy ekonomistów wcale nie wskazują na to, że którakolwiek z tych korzyści jest gwarantowana.

Badania Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju sugerują, że wzrost zatrudnienia jest zazwyczaj przejściowy, a nowe stanowiska w większości obejmują osoby już wcześniej zatrudnione – niewielki jest więc wpływ igrzysk na walkę z bezrobociem. Pewniakiem nie są nawet korzyści turystyczne: miasta takie jak Londyn, Pekin czy Salt Lake City po igrzyskach odnotowały wręcz spadek liczby gości.

Koszt igrzysk w przyszłości

MKOl jest świadomy rosnącej niechęci miast do organizacji igrzysk. Eksperci od dłuższego czasu ostrzegają, że koszt imprezy powoli staje się nie do udźwignięcia przez demokracje, w których wydatki publiczne są lustrowane – na realizację zasady "zastaw się, a postaw się" mogą sobie pozwolić głównie państwa autokratyczne.

Już w 2014 roku MKOl opublikował tzw. Agendę Olimpijską 2020 (kilka miesięcy temu przyjęta została jej nowa wersja): listę rekomendacji, która mają zmienić sposób organizacji igrzysk. Znalazły się tam m.in. postulaty zmniejszenia kosztów wydarzenia przez zmniejszenie kosztów kandydowania, zachęcanie do korzystania z istniejących już obiektów i opracowywania strategii zrównoważonego rozwoju.

Czas pokaże, czy rekomendacje te znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ekonomiści ostrzegają jednak, że konieczne mogą być znacznie odważniejsze kroki: część sugeruje, że igrzyska powinny być organizowane jedynie w najbogatszych krajach, pojawiają się też głosy sugerujące, że wydarzenie mogłoby być organizowane w jednym, konkretnym mieście.

Pewne jest jednak, że przykład Tokio 2020 – igrzysk, które pokazały, że miasto może zostać zmuszone do organizacji wydarzenia nawet przy zupełnie pustych stadionach i przy sprzeciwie ponad 80 proc. obywateli kraju – na długo pozostanie w pamięci decydentów. I to może być najważniejszym dziedzictwem tej opóźnionej Olimpiady.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl