Szara strefa uprawy… ziemniaka. W Polsce kwitnie kartoflane podziemie

Natalia Gorzelnik
“Lewe” ziemniaki zalewają polskie bazary. Chodzi o kartofle, które nie zostały wcześniej przebadane przez odpowiednie służby. Polskie uprawy są trawione przez poważną chorobę bakteryjną. By uniknąć kontroli, rolnicy sprzedają ziemniaki bezpośrednio konsumentom.
To, że warzywo jest "bezpośrednio od rolnika" okazuje się nie zawsze być atutem. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Poważna choroba polskich ziemniaków

Uprawa ziemniaków schodzi do szarej strefy, gdzie nie jest rejestrowana i sprawdzana przez urzędy i służby odpowiedzialne za kontrolowanie ich jakości - informuje money.pl. Chodzi m.in. o weryfikację, czy nie są zakażone bakteriami, co ma być bardzo poważnym i powszechnym problemem na polskich polach.

Z powodu choroby - bakteriozy pierścieniowej ziemniaka - wywoływanej przez Clavibacter sepedonicus, od kilku lat przyblokowany jest polski eksport. Chore ziemniaki psują się od środka – mają przebarwienia, które zamieniają się w brejowatą substancję, wyciekającą z wnętrza kartofla. Bakteria może zaatakować ziemniaki na polu, w magazynie, może przetrwać w glebie.


Kilkanaście lat temu bakterioza poważnie zachwiała uprawą ziemniaków w Finlandii, sto lat temu zniszczyła uprawy w USA. W Europie niszczy ziemniaki głównie w Polsce i Rumunii. I dlatego naszych kartofli nie chcą kupować inne kraje.
Jak przekłada się to na polskie uprawy? To trudno stwierdzić, bo w prezentowanych danych pojawiają się potężne rozbieżności. Jedne dane (Zakładu Agronomii Ziemniaka Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin) mówią o ok. 320 tysiącach hektarów, inne (GUS) o 230 tysiącach a kolejne (ARiMR) o niecałych 186 tysiącach. To może oznaczać, że w Polsce kwitnie ziemniaczane podziemie.

Szara strefa polskiego ziemniaka

W przypadku upraw ziemniaka, należy zgłaszać areały powyżej 1,5 hektara. Obecnie zarejestrowanych jest ok. 60 tys. upraw, w rzeczywistości jest ich jakieś 5 razy więcej.

– Z 1,5 ha pola można uzyskać nawet 45 ton ziemniaków. To o wiele za dużo jak na potrzeby przeciętnego gospodarstwa. Zresztą ziemniaki są dziś zbyt drogie, by używać ich np. jako paszy dla świń. Gdzieś się więc podziewają. Najprawdopodobniej trafiają do obrotu na targowiskach czy giełdach – mówi w portalu, pragnący zachować anonimowość, ekspert od hodowli ziemniaków.

Obecnie trwają zwiększone kontrole PIORIN - instytutu odpowiedzialnego za rośliny i nasiennictwo - na przykład w punktach gastronomicznych. Sprawdzane są oznakowania ziemniaków i kody gospodarstwa. Plony sprzedawane bezpośrednio konsumentom - na giełdach czy bazarach - zwykle ich nie mają.

Bakteria Clavibacter sepedonicus nie jest groźna dla człowieka. Ginie podczas obróbki termicznej, do jej zabicia wystarczy 60-70 stopni Celsjusza.

Sprzedaż czereśni

Jak pisaliśmy w InnPoland, polskie czereśnie osiągnęły rekordowo niskie ceny, jednak sadownicy mają gigantyczne problemy ze sprzedaniem owoców. Według AgroUnii, w sklepach królują czereśnie sprowadzane z Turcji.
Czytaj także: Polskie czereśnie tanie jak nigdy, ale nikt ich nie kupuje. Rolnicy są załamani
Najniższej jakości odmiana Poznańska kosztuje w skupie po 3 zł i mniej za kilogram, zaś najwyższej jakości owoce rolnicy sprzedają po 6-7 zł za kilogram. Na nic to się jednak nie zdaje: chętnych do zakupu czereśni praktycznie nie ma. Część owoców będzie musiała się w związku z tym zmarnować.

"Największa sieć sklepów zaopatrująca Polaków nie jest zainteresowana kupowaniem polskich czereśni" – podaje organizacja na Twitterze. Na dowód pokazuje wystawione w sklepie kartony czereśni pochodzących z Turcji.