8 ofert pracy informatyka z bajeczną wypłatą. "Gdzie jest haczyk?" – pytamy eksperta IT

Krzysztof Sobiepan
Jeśli myślicie, że informatycy zarabiają grube pieniądze "za nic" – mylicie się. Przeglądając oferty laik zazwyczaj widzi tylko płace. 10 tys. zł, 15 tys. zł czy 20 tys. zł za miesiąc pracy to standard, a ci lepsi mogą liczyć na nawet 60 tys. zł. Porozmawialiśmy z informatykiem mającym 11 lat doświadczenia, co sądzi o wskazanych przez nas 8 przykładowych ofertach pracy, kuszących informatyków bajeczną pensją.
W internecie często można znaleźć bajeczne oferty pracy w IT. Fot. 123rf.com

Ekspert ocenia oferty pracy w IT

Karol Zalewski, senior software developer w Ciklum to informatyk mający 11 lat doświadczenia w branży. O sobie mówi, że jest deweloperem z dość nietypową ścieżką kariery. Nie jest mistrzem w żadnej konkretnej umiejętności, ale potrafi je ze sobą łączyć, co jest bardzo atrakcyjne dla jego pracodawców.

Zaczynał na Politechnice Gdańskiej od wspieranego przez Unię Europejską projektu dotyczącego przetwarzania danych z miejskiego monitoringu. Był odpowiedzialny za tworzenie frameworku dla algorytmów sztucznej inteligencji w języku C++. Następnie zaczął rozwijać się w C++, dołączając do tego umiejętności kodowania w języku Java.


Od pięciu lat specjalizuje się w Cloud Application Development - łączy wspomniane umiejętności koderskie z tak zwaną kulturą pracy DevOps, czyli działaniami mającymi na celu tworzenie oprogramowania przy ścisłym związku rozwoju jego nowych funkcji i utrzymania poprawnego działania aplikacji na co dzień. Mówiąc krótko: zna się na rzeczy.

Karol poprosił mnie by podkreślić, że ilu informatyków, tyle opinii na temat rynku IT. On podzielił się z nami swoim zdaniem, ale w żadnym wypadku nie jest to prawda objawiona. Jedynie jego punkt widzenia.

Czytaj także: A gdyby tak rzucić wszystko … i zostać programistą? Oni to zrobili - i wcale nie żałują

Oferty pracy w IT – ile zarabiają informatycy?

INNPoland: Spojrzałeś na oferty pracy, które wysłałem?

Karol Zalewski: Mam je przed sobą. Widzę sporo linków do No Fluff Jobs. Od razu powiem, że ten serwis jest znany z tak zwanych sweet dealów. Często przestawiają bardzo dobre oferty pracy, ale prawdę mówiąc - w IT jest jak w innych branżach. Liczy się też sieć kontaktów.

Do mnie mnóstwo osób zgłasza się po znajomości, dopytując, czy słyszałem o ciekawych ofertach i czy mógłbym ich gdzieś polecić. Albo odwrotnie: mówią, że w danej firmie kogoś szukają i jest tam dla mnie miejsce. Jak jesteś doświadczony, rekruterzy potrafią sami wysyłać ci po kilka ofert dziennie.

No Fluff Jobs i Just Join IT to jednak całkiem niezłe serwisy z ofertami. Początkujący programista śmiało może tam szukać pracy. Pochwalam też trend, że na serwisach firmy chwalą się widełkami płac. To po porostu oszczędza czas – i deweloperów i firm poszukujących kadry.

Co trzeba umieć, by zostać informatykiem?

Jeśli miałbym wymienić podstawowe umiejętności, by zostać informatykiem, nie jest ich wiele. Obowiązkowo należy znać język angielski. Podstawowe umiejętności z zakresu korzystania i administracji dotyczących systemów operacyjnych, podstawy IT, czyli zrozumienie danych i algorytmów. Plus znajomość jednego z wiodących języków programowania: Java, Python czy nowsze jak Go czy Rust.

Z takimi pakietem jesteś w stanie podjąć większość początkowych ofert pracy. Nawet jeśli nie jesteś samodzielnym koderem, jesteś w stanie np. dobrze kogoś wspierać. Nie musisz być od razu przodownikiem pracy i rozwiązywać skomplikowanych problemów. Jeśli dobrze wspierasz kogoś z większym doświadczeniem, umożliwiasz mu jeszcze wytrwalszą pracę – to jesteś warty zatrudnienia.

I to tyle? Bycie pomagierem nie brzmi zbyt imponująco.

Powiem przewrotnie. W IT najważniejsze jest to, by przynosić do zespołu jakąś wartość. Specjalnie nie mówię tu o konkretnych umiejętnościach, bo wartość dodaną można generować na tysiąc różnych sposobów. Nawet przez pomoc komuś innemu.

Zazwyczaj każda osoba generuje wartość dzięki dość unikalną kombinację zdobytej wiedzy o programowaniu, nabytego doświadczenia oraz układu osobistych predyspozycji – m.in. inteligencji, ale też inteligencji emocjonalnej.

Często krzywdząco myśli się o informatykach jako robotach klepiących w klawiaturę. A czasy tzw. brilliant jerks, gdzie kod tworzyli samotni geniusze bez kontaktu ze światem, dawno już minęły. IT to przede wszystkim praca z ludźmi. Człowiek może mieć IQ wychodzące poza skalę, ale mało kto będzie go chciał zatrudnić do swojego zespołu, jeśli po prostu jest dupkiem.

Przejdźmy do konkretów. Pierwsza oferta to po prostu Java deweloper, z widełkami 11-16 tys. zł na umowie o pracę. Co sądzisz?
Fot. No Fluff Jobs
Nie jest to najwyższa kwota jak na Warszawę. Zgaduję, że dałoby się zaleźć coś podobnego z wyższymi zarobkami. Widełki są dość szerokie, ich dolna część nie jest atrakcyjna. W Trójmieście taki rozstrzał to dość typowa kwota na poziom mid developera.

Trzeba wspomnieć, że w IT mamy pewną ustaloną drabinkę – podstawa to junior, mid i senior developer. Ten środkowy szczebel jest jednak bardzo różnie rozumiany przez firmy. Przyjęło się, że midem określa się osoby, które nie przejmują jeszcze odpowiedzialności nad dużymi fragmentami projektu i nie mają roli prowadzącej, jak senior, ale z drugiej strony, mają już sporą techniczną wiedzę, której nie ma jeszcze junior i mają dużą samodzielność i plan na siebie.

Prawdę mówiąc sadzę, że jakbyś się zawziął, ten poziom wiedzy byłbyś w stanie zdobyć w rok. Inna sprawa, że firmy raczej nie chcą zatrudnić na mida ludzi bez żadnego doświadczenia. Osoby na poziomie mida określiłbym jako dobrych rzemieślników z paroma latami kodowania za pasem.

Jak zauważyłem, dyplom ze studiów informatycznych jest jedynie w kategorii "mile widziane".

Warto o tym wspomnieć, bo duża liczba firm nadal wymaga ukończenia przynajmniej licencjatu. Na szczęście to się zmienia i obecnie da się znaleźć pracę bez formalnego wykształcenia w kierunku IT. Coraz więcej pracodawców nie chce tego "papierka", a ceni ponadto doświadczenie i wiedzę. Na świecie są bowiem świetni specjaliści, deweloperzy, hakerzy, "biali" hakerzy, którzy nie spędzili dnia na uczelni.

Skoczmy do drugiej oferty. Inżynier testujący oprogramowanie za 13,4-18,5 tys. złotych.
Fot. No Fluff Jobs
Twórcy oferty szukają osoby, która jest w stanie sama testować, ale też tworzyć programy, które automatycznie będą sprawdzać inne programy.

W tym przypadku mamy zestaw Java oraz Selenium, czyli framework do testowania aplikacji webowych. Wymagań obowiązkowych nie jest zbyt dużo, ale w małym słówku Java kryje się bardzo wiele.

Samego języka Java możesz się nauczyć w miesiąc lub dwa. Z każdym językiem wiążą się jednak tzw. biblioteki standardowe oraz cały ekosystem narzędzi standardowych. I to potrafi być bardzo dużo nauki. Szczerze mówiąc, sam nie znam całości na pamięć. Powiem tak – i junior, i senior znają Javę. Sęk w tym, jak ją znają.

W oczy rzuca mi się też B2B. W IT ludzie bardzo lubą tę formę zatrudnienia. W porównaniu z umową o pracę to niebo a ziemia. Specjaliści cenią B2B, bo dużo więcej pieniędzy zostaje im w kieszeni. Mam pod ręką kalkulator płac – przeliczmy.

Załóżmy 20 tys. zł pensji. Netto na UoP w przybliżeniu wynosi 160 tys. zł rocznie, czyli miesięczna wypłata ok. 13,3 zł. Na B2B aktualnie mamy 15 proc. ryczałt. Czyli po podatku 17 tys. zł, od których trzeba odliczyć ZUS. Wszystko robię w przybliżeniu, ale wyszło mi 15 500 zł. Czyli w kieszeni zostaje ci 2,2 tys. złotych więcej.

Oferta numer trzy, czyli .NET Developer. 10-15 tys. zł.
Fot. No Fluff Jobs
.NET to platforma programowania autorstwa Microsoftu. C# to język, mówi się, że jest to odpowiedź Microsoftu na Javę. Nie jestem w stanie napisać w tym nawet linijki kodu, ale są ludzie którzy bardzo chwalą sobie ten język wraz z całym ekosystemem za nim stojącym.

Wymaganiem jest też JavaScript, od razu mówię, że ma niewiele wspólnego z Javą. Zasadnicza różnica to taka, że Java jest silnie typowana, JavaScript to język dynamiczny. W Javie zawsze mówimy "ta zmienna przetrzymuje tylko tekst, a ta konkretnie liczby".

W JavaScript tworzysz zmienną, wrzucasz coś do niej i język już w trakcie tego procesu rozpoznaje – to przypomina tekst, a to liczbę. Działa to na zasadzie rozpoznawana i interpretowania. Jeśli coś kwacze jak kaczka, chodzi jak kaczka i ma pióra jak kaczka – najprawdopodobniej jest kaczką.

Niezwykle ciekawy jest TypeScript. To język, który jest typowany, a na sam koniec, w dużym uproszczeniu, jest z automatu tłumaczony na JavaScript. Jest więc bardzo przydatnym pomostem między językami typowanymi a dynamicznymi.

Jedna rzecz mnie zaciekawiła. Oferta chwali się tym, że programista będzie miał dwa monitory. To jest benefit?

W obecnych czasach dwa monitory to standard, nie ma się za bardzo czym chwalić. Co ciekawe, taka drobna informacja może być niezłym papierkiem lakmusowym oferty. Jeśli firma oferuje tylko jeden monitor, może oznaczać, że są to straszne skąpiradła. Albo fizycznie nie ma miejsca, czyli wiesz, że będziesz pracował stłoczony w półmetrowym cubiclu.

Miałem już w pracy trzy, cztery a nawet pięć monitorów, licząc z ekranem laptopa. Wielu ludzi docenia setup na dwa monitory, ja obecnie pracuję na jednym, ale ogromnym i z wysoką rozdzielczością. Nie ma zasady, że im więcej monitorów tym lepiej.

Zauważyłem jeszcze, że pod monitorami jest informacja o metodologii miejsca pracy. To bardzo ważne, jeśli nie kluczowe. Code reviews: Bitbucket już dużo ci mówi. Ogólnie programiści pracują w zespołach. Technika recenzji kodu polega na tym, że jedna osoba pisze np. nową funkcjonalność programu. Gdy uważa, że skończyła, daje swoje zmiany do recenzji… pozostałych programistów.

Jak to działa?

Każdy może dodać komentarz, zapytać się dlaczego jest tak, a nie inaczej, zasugerować poprawkę albo wskazać literówkę. Dzięki temu cały zespół wie, jak będzie wyglądać nowa funkcja. Jedni mogą się czegoś nauczyć, inni zapytać. Nie dość, że się rozwijają, to na koniec powstaje lepszy kod.

Można też wspomnieć np. o pair programming. Zespół jest dzielony na dwuosobowe komórki. Jeden siedzi przy klawiaturze i klepie kod. A drugi patrzy mu przez ramię i mówi "stary, co ty robisz" albo "spróbujmy to zrobić inaczej, mam pomysł". A po jakimś czasie następuje zamiana.

To trudna technika, bo trzeba dobrać pasujących do siebie ludzi i to jeszcze na podobnym poziomie doświadczenia. Gdy działa, jest naprawdę świetne. Jeśli jednak różnica jest duża, to jeden się nudzi, a drugi nic nie rozumie. A najgorzej jak dokleją ci kogoś "z charakterkiem", z kim nie da się pracować.

To czwarta oferta. .Net Engineering Manager, 28,5 – 30 tys. PLN.
Fot. No Fluff Jobs
Ooo, to jest sweet deal. (śmiech). Nie chodzi tu nawet o poziom senior developera. Kluczowe jest tu słówko "manager". Od osoby na takim stanowisku wymaga się już dobrych umiejętności zarządzania zespołem, często ma na głowie wiele teamów jednocześnie.

W IT jest mnóstwo sposobów pracy, ale zwykle jest zespół, który sam wybiera sobie reprezentanta. Ten tzw. team leader jest takim sekretarzem i reprezentantem swoich kolegów – oczywiście też ich nadzoruje i dogląda.

Manager może mieć pod sobą nawet sześć takich zespołów, rozmawiać z sześcioma team leaderami. On określa też kogo zatrudnić, jakie będą mieli zarobki i jaka może być ścieżka rozwoju danych pracowników.

Kiedyś mówiło się – pójdziesz na zarządzanie, będziesz managerem. W IT działa to nieco inaczej. Masz stadko inżynierów i oni sobie robią kod przez parę lat. Potem każdy staje przed wyborem. Jeśli chcą rozwijać techniczne umiejętności, wtedy stają się specjalistami, np. Tech Leadami, architektami oprogramowania. Druga ścieżka wiąże się z umiejętnościami miękkimi – to są managerowie IT. Z mojego doświadczenie wynika, że często są to ludzie wykazujący się empatią, zrozumieniem dla problemów innych, dobrze rozwiązujący konflikty.

Do IT trudno jest moim zdaniem zatrudnić dobrego managera z zewnątrz, spoza tego świata. On musi przynajmniej na pewnym poziomie rozumieć techniczne aspekty tej pracy. Ktoś bez przygotowania może świetnie zarządzać, ale po prostu nie będzie rozumiał problemów, wyzwań i codzienności swojego zespołu. Dlatego zwykle inżynierów z najlepszymi predyspozycjami wysyła się na szkolenia menedżerskie, a nie zatrudnia kogoś i uczy go podstaw branży IT.

Oferta piąta. Expert Python Cloud Engineer, od 20 do 25 tys. zł. Coś niezwykłego?
Fot. No Fluff Jobs
To pierwsza oferta z Pythonem i może warto tu wspomnieć o pewnym fakcie. Cały czas słyszy się pytania o to, który język jest najbardziej przyszłościowy, którego się uczyć. Jest taka firma, która regularnie sprawdza najpopularniejsze języki programowania na świecie i tworzy tzw. Tiobe Index.

Aktualnie, na sierpień 2021 r., na pierwszym miejscu jest C, ale zanotowało spadek o ponad 4 punkty procentowe, do poziomu ok. 12,5 proc. Drugi w zestawieniu jest właśnie Python z lekkim wzrostem i 11,8 proc. Trzecia – Java ze spadkiem 4 punktów proc. i 10,4 proc.

C i C++ to języki, które istnieją od dekad. C od 1972, a C++ od 1983. Powstało w tym mnóstwo kodu, aplikacji, rozwiązań itp. I ktoś je nadal musi utrzymywać. Napisanie nowego programu to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Powiedziałbym, że stworzenie aplikacji to jakieś 20 proc. czasu i kosztów. Pozostałe 80 procent tych zasobów to eliminowanie powstających problemów, rozwój i wszystkie te działania, które sprawiają, że program działa i wykonuje swoje codzienne zadania.

A co powiesz o pensji – 25 tys. za samego Pythona? Dla mnie wydaje się sporo.

A mnie średnio wzrusza. Te widełki są standardowe jak na stolicę. Z drugiej strony wymieniony jest też Białystok – tam to już niezła kasa.

Tu trzeba zaznaczyć, jak wielką rewolucją w IT była praca zdalna wymuszona koronawirusem. Kiedyś przywiązanie do fizycznej lokacji było dużo większe. Chciałeś zarabiać dobrze w IT? Trzeba było siedzieć w Warszawie, Trójmieście albo we Wrocławiu.

Pandemia Covid-19 była prawdziwą rewolucją i "odkleiła" informatyków od biur. W tym momencie firmy promują remote work i polscy programiści coraz częściej w ogóle nie patrzą na oferty w kraju, tylko uderzają do źródła. Nowy Jork, Silicon Valley – sky is the limit.

Z szóstką zmieniamy serwis. Tak jak mówiłeś – oferta jest z USA. Head of Engineering Od 50 do 67 tys. zł za miesiąc.
Fot. Just Join IT
Jak wspomniałem, Just Join IT też jest niezły do szukania ofert. Ale prawdę mówiąc, jak na Nowy Jork, nie są ogromne pieniądze. Mamy minimum ok. 156 tys. dolarów rocznie – to nie jest bardzo dużo. Mają też "option plan". Czyli oprócz zwykłej pensji będą ci dodawać akcje firmy.

W Silicon Valley standardem jest np. 100 tys. dolarów rocznie, ale też bardzo duże pakiety akcji firmy i bonusy, często znacznie przewyższające "podstawę". Niektórzy bardzo sobie to cenią, bo akcje pozwalają m.in. ominąć progresywne skale podatkowe – w przypadku Polski po przekroczeniu progu danina skacze nam z 17 proc. do 32 procent.

Nazywam opcje na akcje "złotą klatką". Im więcej akcji firmy A posiadasz, tym bardziej twoje pieniądze zależą od jej powodzenia. Więc nawet jeśli konkurencja z firmy B zaoferuje ci super ofertę, to często zostaniesz w obecnej. Dużo akcji proponuje np. Intel w Trójmieście. Ja unikam takich rozwiązań.

Co jeszcze rzuca ci się w oczy?

Wiesz, z USA pojawia się kolejny problem – remote work jest super, ale… strefy czasowe. W Polsce jest o 6 godzin później niż w Nowym Jorku. Pracę na ich "nine-to-five" kończy się więc o 23:00. To jeszcze do przeżycia, ale w Indiach różnica to już 10 godzin, w Chinach – 12. Nie każdy potrafi się dostosować.

A widzisz. Dopiero doczytałem. To nie zwykły programista tylko Head of Engineering – czyli już prawdziwy kozak. Do takiej osoby należą już bardzo istotne decyzje technologiczne, ludzkie itd. Poza tym, oczywiście, musi on mieć szerokie doświadczenie techniczne.

W wymaganiach mamy wpisane zarządzanie zespołem front-endu i back-endu, budżetowanie, spotkania z topowymi menedżerami w firmie. Myślę, że filtrowanie kandydatów będzie tu bardzo ostre i wieloaspektowe. Na pewno będą sprawdzać skillsy technologiczne, managerskie, ale ważny będzie też tzw. culture fit.

Osoby z rożnych części świata po prostu mają różne wyobrażenia, oczekiwania i przyzwyczajenia. Czasem potrafią się świetne dogadywać, a czasem żyć jak pies z kotem. Od tego jak ludzie się zachowują, komunikują, jak myślą i jak ze sobą współpracują wiele zależy. Tu ciekawostka – wymagają płynnego rosyjskiego, więc pewnie cały ich zespół jest rosyjskojęzyczny.

Oferta siódma. Cloud Software Engineer w Warszawie. Uwagę zwracają ogromne widełki 35-70 tys. zł.
Fot. Just Join IT
Widziałem ją i nawet zastanawiam się, czy nie złożyć tam aplikacji (śmiech). Wymagania dotyczą znajomości poszczególnych platform chmurowych – GCP, AWS, Azure. Do tego Go lub Java i Kubernetes… i tyle. To są osiągalne wymagania.

Wczytajmy się w szczegóły.Optymalizacja usług chmurowych wymaga już niezłego pomyślunku. Wymagane jest też 5 lat doświadczenia w paradygmacie cloud native. "MBA is a plus". Master of Business Administration – widać w którą stronę podążają myśli pracodawcy.

Wymagają też ponad dwa lata doświadczenia w Kubernetes. To nieźle, biorąc pod uwagę, że istnieje on dopiero od 7 lat. Kubernetes to jest w ogóle moja specjalizacja. To taka platforma do zarządzania tzw. aplikacjami kontenerowymi, odseparowanymi od siebie. Od pewnego czasu jest on naprawdę bardzo trendy w IT i ta fala będzie moim zdaniem rosnąć. I jak widać pracodawcy tego poszukują.

Tajemnica widełek też się rozwiązała. Do całości wynagrodzenia wliczają: base salary, czyli podstawę. Potem bonus target or sales commission target, czyli cel który można osiągnąć lub nie. No i jeszcze opcje na akcje. Wszystkie trzy liczą do maksimum 70 tys. zł.

Przepraszam, ale ja nadal zbieram szczękę z podłogi po tym 70 tys. zł miesięcznie.

Człowiek się przyzwyczaja. Wiesz, mam nawet pewną teorię. Polska jest dość biednym krajem w porównaniu do Zachodu. Ale mamy całkiem niezłą lokalizację, położenie geograficzne. Jesteśmy blisko Europy Zachodniej, w Unii Europejskiej, nie jest nam nawet tak daleko do Ameryki – tu chodzi mi nie tylko o bliskość geograficzną, 7 godzin różnicy czasu, ale też o bliskość kulturową.

To odróżnia Polskę od m.in. Indii, gdzie koszt pracy jest jeszcze niższy, ale trudniej o znalezienie wymarzonego eksperta, bo ludzi jest tam po prostu niewyobrażalna liczba. To jak szukanie igły w stogu siana. Tam dość sporą barierą są już różnice kulturowe, strefa czasowa tez nie pomaga.

Wracając – przedsiębiorca z USA ma spokojnie czterokrotnie większą siłę nabywczą niż polski. To nie jest tak, że firmy informatyczne oferują ekspertom złote góry. To są dla nich normalne, słuszne pieniądze. Wielkie wrażenie robią na nas, bo jesteśmy biednym krajem. I po prostu wszyscy wokół zarabiają mniej.

Ocieram łzy i lecimy do numeru 8. Python Software Engineer, senior od 38,7 do 63 tys. zł. Tym razem Izrael, Tel Awiw.
Fot. Just Join IT
Tak, to miejsce gdzie sporo się dzieje jeśli chodzi o scenę IT. Intel ma tam sporo swoich siedzib, zarówno oddziałów, jak i startupów. Dla programistów – całkiem fajne miejsce. Widzę, że wymaganiem jest tu "master w startupach" - nie za bardzo wiem, co to w ogóle znaczy. Podejmę próbę wyjaśnienia, co to może oznaczać.

Startup najczęściej ma niezłe finansowanie i musi osiągnąć dany cel w określonym czasie. Do tego zazwyczaj mają bardzo mały zespół. Często jest tak, że w takim zespole każdy musi być bardzo dobry w tym co robi i nie ma miejsca na nawet jednego zbędnego pracownika. Praca po 12-14 godzin dziennie, też w weekendy – to norma.

Nie bez powodu w startupach robią zwykle ludzie młodzi. Oni są tacy nieco żądni wrażeń, mogą sobie jeszcze na to pozwolić. Z wiekiem człowiek przestaje się wyrabiać – to jest dużo stresu i nawet mały błąd może urosnąć do miary ogromnego problemu.

W startupie nie ma miejsca na "słuchajcie, a ja jednak chciałbym robić coś innego". Jesteś jednoosobową armią, codziennie gasisz pożary, wszyscy polegają na tobie, być robił swoją robotę i tylko w ten sposób wszystko trzyma się nad powierzchnią wody. Moim zdaniem nie masz wtedy czasu na cokolwiek… w tym własny rozwój.

No właśnie – a co jak startup upadnie?

Tak, jak dla mnie 99 na 100 startupów upadnie. Jak zaproponują ci akcje, zaraz może się okazać, że te udziały są po prostu bezwartościowe. Mogą też zaoferować dobre pieniądze i potem się nie wypłacić. To jest ryzyko związane z tym typem biznesu.

Ale jeśli okaże się, że pracujesz dla tego jednego unicorna, niedługo jego akcje mogą być bezcenne, a ty będziesz zarabiał bajeczne sumy. To zakład na zasadzie high-risk, high-reward.

Tu chodzi już o indywidualną skłonność do ryzyka. To cecha charakteru – każdy ma nieco inny jej poziom. Osobiście nie zdecydowałbym się na pracę dla startupu, bo cenię sobie jakość życia, work life balance z dominacją "life". Ale są ludzie, którzy jadą np. do Tajlandii, gdzie koszty życia są śmiesznie małe i pracujądla startupów. I żyją jak królowie.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl