Antykoncepcja, która atakuje plemniki jak... wirusy. "Bezpieczna i dyskretna"

Natalia Gorzelnik
Około połowy ciąż jest nieplanowanych – przekonuje profesor Deborah Anderson z Boston University Medical School, specjalistka od położnictwa, ginekologii i chorób zakaźnych. Ona i jej zespół opracowują metodę antykoncepcji, która będzie równie skuteczna, a mniej szkodliwa od tej hormonalnej. Inspirowana jest... walką z COVID-19.
Naukowcy opracowują metodę antykoncepcji przy użyciu przeciwciał. Fot: 123rf

Atak na plemniki

Przeciwnicy antykoncepcji hormonalnej nie chcą jej stosować z wielu różnych powodów m.in. dlatego, że wymaga recepty, może wywoływać nieprzyjemne skutki uboczne, przerzuca ciężar odpowiedzialności za antykoncepcję na kobiety. Nie wspominając nawet o tym, że wymaga pamiętania o codziennej pigułce czy cokwartalnych zastrzykach lub przeprowadzenia inwazyjnego zabiegu wszczepiania implantu.

To wszystko sprawiło, że naukowcy intensywnie poszukują alternatywnych metod kontroli płodności, które byłyby łatwiejsze, bardziej dyskretne i nie wiązały się z mieszaniem w kobiecych hormonach.

Metoda, nad którą pracują badacze z Boston University Medical School wykorzystuje białka zwane przeciwciałami monoklonalnymi. Naśladują one nasz układ odpornościowy i atakują plemniki, zanim te dotrą do komórki jajowej. Przyczepiają się do plemników i powodują ich impotencję.

Antykoncepcja inspirowana COVID-19

O przeciwciałach monoklonalnych zrobiło się głośno w czasie walki z COVID-19. Są one wytwarzane przez ludzki układ odpornościowy w celu zwalczania infekcji. Wiążą się z określonymi miejscami na określonych “agresorach” atakujących organizm. Neutralizują patogeny, wysyłając jednocześnie do organizmu informację, że jest atakowany i musi wytworzyć więcej środków obronnych.

Część z nich powstaje naturalnie, inne wytwarzane są po ekspozycji na czynnik chorobotwórczy, na przykład poprzez szczepienie. Nauce - z coraz większymi sukcesami - udaje się je również wytwarzać w laboratoriach.

– To mają być krótkoterminowi obrońcy, a nie trwała zmiana układu odpornościowego; coś w rodzaju tymczasowych bramkarzy, którzy mogą zablokować drogę do celu niechcianym gościom - plemnikom – czytamy w Wired.

Deborach Anderson chciałaby, by w przyszłości mogły być one podawane w formie emulsji dopochwowej, skutecznej przez 24 godziny, dostępnej w aptece bez recepty. – Myślę, że to rozwiązanie może stać się popularne wśród kobiet, które miewają sporadyczne stosunki. Takim, którym zależy na antykoncepcji działającej dokładnie w momencie, w którym jej potrzebują.

Badania nad nową metodą antykoncepcji

Zespół przeprowadził już badanie kliniczne fazy I, podczas którego testowano bezpieczeństwo i dawkowanie na małej grupie zdrowych ochotników. Dziewięć kobiet codziennie przez tydzień aplikowało przeciwciała, ich wyniki porównano z grupą 29 kobiet, którym podawano placebo.

Kobiety w grupie badawczej miały takie samo pH pochwy jak te z grupy kontrolnej, nie zarażały się również żadnymi infekcjami bakteryjnymi. Stężenie przeciwciał pozostawało silne i aktywne przez 24 godziny, zapewniając kobietom ochronę przez około cały dzień po ich podaniu.

Przed naukowcami wciąż jednak mnóstwo pracy - muszą udowodnić, że metoda sprawdzi się w większych próbach wśród aktywnych seksualnie kobiet. Zanim gotowy produkt pojawi się na rynku, może minąć nawet dekada.

Zespół Deborah Anderson rozpoczyna również badania nad podawaniem przeciwciał w formie żelu antykoncepcyjnego, który można by nakładać na penisa. W przeciwieństwie do środków plemnikobójczych, które zazwyczaj stosuje się w pochwie, dałoby to mężczyznom możliwość antykoncepcji wykraczającą poza prezerwatywy i wazektomię.

Polacy a cyberseks

Jak pisaliśmy w InnPoland, Polacy coraz bardziej otwierają się na nowe technologie w łóżku. Są nie tylko pośrednikami, ale nawet podmiotami stosunków. Polakom obce nie są ani wymyślne, zaawansowane gadżety, ani służące do osiągania przyjemności roboty.
Czytaj także: Prof. Izdebski: Mam pacjenta, który zrezygnował z seksu z żoną i kupił sobie seksualną lalkę
Jak przekonuje w wywiadzie dla InnPoland profesor Zbigniew Izdebski, nasz stosunek wobec cyberseksu, czyli przeżywania podniecenia w trakcie rozmów przez internetowe komunikatory, znacznie się zmienił. Ogromny wpływ na to miała, oczywiście, pandemia. Zamknięcie w domu wpłynęło na wzrost przyzwolenia społecznego na uprawianie wirtualnego seksu.

Nowe możliwości otwierają również gadżety do seksu na odległość - możemy na przykład budować relacje z osobami znajdującymi się na innym kontynencie. - To więcej niż pewne, że branża nastawiona na dostarczanie przyjemności poprzez wprowadzanie różnych technologii związanych z seksem, będzie w perspektywie czasu rozwijać się i postępować jeszcze bardziej - tłumaczy profesor.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl