Nie ma komu zbierać jabłek w polskich sadach. "Wybierają Czechy, bo tam lepiej płacą"

Aleksandra Jaworska
Sytuacja w polskich sadach nie napawa optymizmem. Właśnie rusza sezon zbiorów jabłek i zatrzęsienie pracowników powinno być tej sytuacji stanem naturalnym. Tymczasem jest wręcz odwrotnie.
W polskich sadach pracowników jest jak na lekarstwo (fot. Marek Maliszewski/REPORTER)

Brakuje rąk do pracy w sadach

Sezon zbiorów jabłek zaczyna się dokładnie w połowie września. O tym, że zbiory w tym roku ruszą później niż zazwyczaj zdecydowała głównie pogoda. Co gorsze, najprawdopodobniej tegoroczne zbiory w polskich sadach będą też niższe niż w ubiegłym roku. Z szacunków Związku Sadowników RP wynika, że może to być ok. 3 mln ton owoców mniej.
Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie poważny problem samych sadowników. Najzwyczajniej w świecie brakuje rąk do pracy przy zbiorach. Zdaniem prezesa Związku Sadowników RP, przyczyn tego stanu rzeczy jest co najmniej kilka.


– Nie pomaga napięta sytuacja na granicy z Białorusią. Jednak największym problemem jest to, że ci, którzy już zdecydują się na przyjazd do Polski, podejmują pracę w innych, lepiej płatnych gałęziach gospodarki niż rolnictwo – wylicza w rozmowie z serwisem Money Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.

Jak podaje, część imigrantów zarobkowych nie chce pracować w Polsce. Jeśli mają możliwość, wyjeżdżają dalej za granicę: na Węgry, do Czechy, Słowacji czy do Niemiec.

– Kiedyś w moim sadzie pracowali głównie ludzie ze Wschodu. Teraz to przeszłość. Wynik pandemii? Niektórzy twierdzą, że w Polsce w porównaniu do innych krajów na pracy sezonowej zarabia się grosze. Do tego nie jest to lekka praca. Brak ludzi to dla nas duży problem, mimo wywindowanych stawek nie mam kogo zatrudnić – opowiada INNPoland sadownik z gminy Skarbkowa.

Pandemia uderzyła w saksy

Jak się okazuje, spada też liczba pracowników wysyłanych na saksy. Do wszystkiego przyczyniła się pandemia i rosnące koszty pozyskiwania kandydatów. O ile przed pandemią praca na saksach wydawała się atrakcyjna, o tyle zmiany na krajowym rynku pracy uderzyły w pracę sezonową za granicą. Powodów niechęci pracowników do podejmowania tego typu zajęć jest więcej.

– Rynek jest trudniejszy, a pozyskanie kandydata do pracy za granicą jest droższe niż wcześniej. Teraz pracownicy są świadomi swoich wyborów, dłużej podejmują decyzję o wyborze oferty, a także dokładniej sprawdzają agencje – twierdzi w "Rzeczpospolitej" Mikołaj Śliwiński, menedżer odpowiedzialny za międzynarodowe rekrutacje w agencji zatrudnienia Otto Work Force.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl