Polskie wiatraki wykręciły rekord produkcji. Branża OZE mówi o kłodach pod nogami

Krzysztof Sobiepan
Padł rekord pozyskiwania prądu z wiatru. W szczytowym momencie polskie wiatraki wykręciły 6GW energii i odpowiadały za jedną czwartą krajowego zapotrzebowania. Prądu było tak dużo, że szerokim strumieniem popłyną na eksport. Branża OZE wskazuje, że nasz potencjał wiatrowy jest znacznie większy, ale na razie jest przyblokowany przez prawo.
Od 2016 r. w Polsce praktycznie nie powstają nowe elektrownie wiatrowe (fot. 123rf.com)

Nowy rekord polskiej energii wiatrowej

Rekord produkcji energii z wiatraków zaobserwowano przez ostatnią gwałtowną pogodę. Porywy wiatru w czwartek 23 września ok. godz. 20.15 spowodowały ustanowienie rekordu chwilowej produkcji na poziomie 6,05 GW. Wcześniejszy trzymał się od grudnia 2020 roku i wynosił 5,7 GW – zauważa Business Insider.

Średnia produkcja na godzinę wynosiła 5,9 GW, a całkowite zapotrzebowanie na energię elektryczną wyniosło w tym czasie 22,6 GW. Jak liczy serwis oznacza to, że farmy wiatrowe odpowiadały za nieco powyżej jedną czwartą potrzeb – równo 26 proc.


Co ciekawe, nadwyżka energii sprawiła, że staliśmy się eksporterem netto energii. Nadprogramwy prąd popłynął m.in. do Niemiec, Czech i Słowacji. Wiatr jest niestety bardzo zmienny. Jeszcze w czwartek rano produkcja wynosiła tylko ok. 2 GW, a w sobotę wieczorem ma spaść nawet poniżej 1 GW.

Branża OZE wskazuje zaś, że takie sytuacje moglibyśmy wykorzystywać znacznie lepiej. Na razie inwestorzy mają jednak związane ręce. Wszystko przez polskie przepisy – ustawę odległościową z 2016 r.

– Bez zmian w prawie może nie powstać żadna nowa elektrownia wiatrowa – ostrzegał w sierpniu Janusz Gajowiecki, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Ustawa zawiera bowiem zasadę 10H, według której elektrownie wiatrowe mogą być lokowane od domów w odległości nie mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości wiatraka. Było to jak nóż w serce rozwijającej się branży – od wprowadzenia ustawy w Polsce nie rozpoczęto praktycznie żadnych nowych inwestycji w OZE z wiatru.

W przygotowaniu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii ma być obecnie liberalizacja tej zasady. Pozwalałaby ona na umieszczanie wiatraków w odległości minimum 500 metrów od zabudowań, za zgodą gminy.

Wg. Fundacji Instrat zmiana ta mogłaby 25-krotne zwiększyć dostępności terenów pod farmy wiatrowe i umożliwić budowę infrastruktury na dodatkowe 31 - 32 GW nowych elektrowni tego typu. Instrat dodaje, że mnogość barier administracyjnych może jednak sprawić, że do 2030 r. osiągniemy jedynie dodatkowe 12-13 GW.

Za dużo mocy z polskich paneli słonecznych?

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, moc zainstalowana w krajowych elektrowniach słonecznych – tych przydomowych i większych – już dziś przekracza 5,4 GW. To więcej, niż rząd przewidywał w polityce energetycznej państwa na rok 2025. Do tego dochodzi ponad 7 GW mocy w farmach wiatrowych.

"Okazuje się, że już doszliśmy do granic bezkosztowej integracji źródeł odnawialnych z krajową siecią. Przyłączanie kolejnych zielonych instalacji będzie pogłębiać ryzyko ograniczania przez operatora dostaw energii z elektrowni słonecznych lub wiatrowych" – wskazuje BI.

Tak właśnie stało się w tegoroczny poniedziałek wielkanocny, gdy mocno wiało, a w niektórych częściach kraju było bardzo słonecznie. Polskie Sieci Energetyczne (PSE) były zmuszone ograniczyć produkcję farm wiatrowych.

W sieci pojawiło się na tyle dużo energii elektrycznej w stosunku do zapotrzebowania, że nie dało się tego zrównoważyć zmniejszeniem produkcji w elektrowniach węglowych, które nie są tak elastyczne.

Eksperci szacują, że przy obecnym tempie wzrostu OZE, już za niespełna pięć lat możemy mieć ponad 20 GW mocy zainstalowanej w tych źródłach. Jeśli nie uda się uelastycznić systemu, wyłączenia zielonych instalacji mogą stać się normą.