Za zwykłą kartę mogą zapłacić tysiące złotych. Szaleństwo Pokémonów znów opanowało ludzi

Krzysztof Sobiepan
Zbieranie kart Pokemon stało się modne i przeżywa obecnie rekordy popularności. Wielu kolekcjonerów pamięta początki gry karcianej Pokemon TCG, inni wpadli na to hobby przez influencerów. Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda ten świat "od środka" – kolekcjonerów pytamy ile warte są ich zbiory, a sprzedawców pytamy jak działa ich biznes i ile zarabiają na tej karciance.
Wyglądają niepozornie, ale patrzycie na grube tysiące złotych w kartach Pokemon Fot. archiwum prywatne

Pokemon TCG - co to jest?

W ostatnim czasie coraz głośniej robi się o Pokemon TCG. W telegraficznym skrócie: jest to kolekcjonerska gra karciana, w której kupujemy zestawy kart do gry w małych paczkach zwanych "boosterami". Ich zawartość jest losowa i znaleźć w nich można zarówno pospolite, jak i rzadkie karty.

Gra zadebiutowała w latach 90. i od tego momentu jest rozwijana. Od paru lat zyskuje jednak drugą – a nawet i trzecią – młodość. Grą naturalnie są zainteresowane młode pokolenia. Ale, co ciekawe, do hobby z mocną nostalgią wracają też dorośli. W dzieciństwie byli zainteresowani Pokemon TCG, ale teraz podchodzą do tego nieco inaczej... bo mają dużo większy budżet.


Zagraniczne media i sieci społecznościowe pełne są przykładów "Poke-szaleństwa". Trzynastu dorosłych chłopów walczy o karty dla dzieci w Walmarcie – podśmiewa się jedno wideo. Inni z pogardą narzekają na skalperów – osoby, które wykupują cały zapas kart, by potem sprzedać je w internecie z sowitą marżą.

Dziennikarze podkreślają zaś, że fani są w stanie nocować pod sklepami tylko po to, by mieć odrobinę większą szanse na zdobycie upragnionych kart. A na miejscu walka bywa zacięta jak podczas Black Friday. Zdarzył się też przypadek mężczyzny, który blisko 58 tys. dolarów covidowej zapomogi... przepuścił na poke-karty.

Fenomen oczywiście nie ominął też Polski. Postanowiliśmy więc porozmawiać zarówno z kolekcjonerami, jak i ze sprzedawcami wystawiającymi karty na sprzedaż. Oto co nam powiedzieli.

Karty Pokemon warte 21,7 tys. złotych

Thrum pochodzi ze Szwajcarii, lecz obecnie mieszka w Polsce. Jak mówi, Pokemonami interesuje się od długiego czasu.

– Karty kolekcjonuję od samego początku, czyli kiedy wypuścili je w Europie w 1999 roku. W Szwajcarii nieco trudno było je zbierać bo dzieciaki z miejsca wręcz oszalały na ich punkcie. Trochę więc kolekcjonowałam za młodu, ale w twarde hobby przekształciło się to jakieś 2-3 lata temu. Była wtedy już dorosła... no i miałam kartę bankową – śmieje się nasza rozmówczyni.

Szacuje nam, że posiada około tysiąca kart. Uważa też, że to sporo mniej niż średnia dla kolekcjonera. Aktywnie sprzedaje też powtórki ze swojej kolekcji, by mieć dodatkowe środki na nowe karty. Ostatnio sprzedała jedną – złotą energię, typ psychiczny – za okrągłe 80 złotych.

Ciekawi nas, która z jej kart jest najdroższa.

– Mam foliowanego Blastoise'a z Base Set, czyli absolutnie pierwszego zestawu. Tekst jest po niemiecku, co nieco obniża wartość karty. Ale nadal mogłabym spokojnie dostać za niego około 500 franków. Jak liczę, to będzie powyżej dwóch tysięcy złotych. To i tak nic, bo są takie warte tysiące franków – wylicza.
Po niemiecku Blastoise to... Turtok. PocieszneFot. archiwum prywatne
Co język ma wspólnego z wartością? Okazuje się, że niemal wszystko.

– Co ciekawe, szwajcarskie karty są warte sporo mniej od tych dostępnych w Polsce! W krajach niemieckojęzycznych cały tekst tłumaczy się bowiem właśnie na niemiecki. Tutaj się tego nie robi, więc są międzynarodowe – z tekstem po angielsku. A te osiągają najwyższe globalne ceny – tłumaczy nasza rozmówczyni.

Skoro jesteśmy przy cenach – ile może być warta cała kolekcja Thrum? Jej sporą część mogliście zaobserwować w zdjęciu głównym artykułu.

– Moja cała kolekcja? No weź, takich pytań się nie zadaje! (śmiech). No dobrze, ostatnio to liczyłam. Daję jej 5 tys. franków, czyli... pewnie nieco ponad 21,7 tysiąca złotych. Prawdę mówiąc ciężko jest podawać takie liczby, bo ceny kart potrafią szybko się zmieniać – wyjaśnia hobbystka.

Czy kolekcjonerka jakoś ogranicza się w swoich zakupach? Przyznaje nam, że najwyższa pora nieco przystopować.

– Jeszcze w Szwajcarii miałam miesięczny budżet na karty, w przeliczeniu 400 złotych. To było zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza teraz, gdy zarabiam w złotówkach. Pewnie go obniżę. Wiesz jak to jest. 20 dolarów za kartę można jeszcze przełknąć, ale gdy widzisz, że to 80 złotych to mentalnie dużo ciężej coś kupić – wskazuje.

Ostatnio ceny kart Pokemon mocno poszły w górę. Zdecydowanie widać, że popyt szybuje, na co narzeka wielu zbieraczy. Co myśli o tym nasza rozmówczyni?

– Niektórzy kolekcjonerzy narzekają, że Pokemon Company zaczyna nieco "doić" swoich fanów. Nowe zestawy wychodzą co trzy miesiące, mają ogromną liczbę kart. Dawne komplety miały po 102, 86 kart. Najnowszy zestaw Fusion Strike ma mieć ich zaś ponad 260! – zaznacza.

Sama nieco się już poddała i wbrew znanemu sloganowi "Gotta Catch 'Em All" nawet nie myśli, by skompletować nowy zestaw.

– Ciężko idzie za tym nadążyć, a jeszcze ciężej znaleźć pieniądze na solidną kolekcję. Mnie to nie dziwi. Twórcy wyraźnie chcą wykorzystać obecny szał na karty Pokemon. Sama z najnowszych zestawów zbieram już tylko te karty, które osobiście mi się podobają, np. mają ciekawą grafikę. W końcu nie jestem ze złota – wzrusza ramionami.

Dodaje, że zbiera też użyteczne karty. Sama bowiem lubi tworzyć talię i grywać w grę, do której karty są przeznaczone. Ale zdarzają się też tacy, co tylko kolekcjonują kartoniki, tak samo jak monety, znaczki czy naklejki z piłkarzami.
Znany nam Turtok w otoczeniu innych wiele wartych kolegówFot. archiwum prywatne
– Nie rozumiem osób, które tylko kolekcjonują karty Pokemon. Podejście "wow, wydałem 200 dolarów na kartonik, który będę trzymał na półce i patrzył jak się kurzy" jest mi zupełnie obce. Dopiero jak zagrasz kartami zaczynasz naprawdę je doceniać. Jedne zaczynasz lubić bardziej, a innych nie znosić, przez to jak ci pomogły lub zawiodły cię w tej jednej partii. Tworzysz wspomnienia i jesteś z innymi ludźmi, na żywo widzisz się z innymi fanami Pokemonów – zwierza się nam.

Jak działa sklep z kartami Pokemon?

Jak mówi nam Kamil Sokołowski, właściciel krakowskiego Shop Gracz, w jego sklepie można kupić "wszystko, w co można zagrać".

Na półkach i w e-sklepie znajdziemy gry planszowe, tzw. gry bitewne (jak figurowy Warhammer 40K), podręczniki do gier wyobraźni RPG, a także gry na konsole. Nie zabrakło oczywiście gier karcianych jak nieśmiertelny Magic: The Gathering czy właśnie Pokemon TCG.
Shop Gracz to dużo więcej, niż półki i produkty. To też cała społeczność stałych bywalcówFot. facebook.com/shopgraczpl
– Karcianka z Pokemonami powstała w latach 90., w tym roku obchodzimy też 25-lecie tej marki. Od debiutu Pokemon TCG na rynku ja sam miałem okazje uczestniczyć w turniejach w Krakowie, gdy było to jeszcze super nowością. W tym czasie gry karciane w Polsce były dość drogą i niszową zabawą. Ale już wtedy miały oddanych fanów – wspomina.

Jego zdaniem, w tamtym czasie na Pokemony były po prostu wszędzie. Całe pokolenie wychowało się na serialu Pokemon emitowanym w Polsacie, a potem w TV 4. Sporą popularność zyskały też u nas gry na kolejne konsole GameBoy – Pokemon Yellow, Gold i Silver, Crystal oraz późniejsze. Wszystko to napędzało zainteresowanie karcianką.

– Jak z każdą marką, popularność Pokemonów z czasem ulegała fluktuacji. Po fali popularności następują okresy wyciszenia. Produkt się nudzi, potem powraca w wielkim stylu – i tak wkoło. Ja liczę, że około cztery lata temu mieliśmy ostatni "dołek". Od tego czasu mamy stały wzrost zainteresowania Pokemonami – ocenia Sokołowski.

– Obecnie Pokemony wyskoczyły ponad skalę, są bardzo rozchwytywane. Ale nie jest to unikalne tylko dla jednej marki. Takie są globalne trendy, teraz mamy ogólnie dobry czas i rosnące zainteresowanie różnymi produktami tego typu – zaznacza właściciel Shop Gracz.

Wspomniane 25-lecie Pokemon wiele mówi też przedsiębiorcom oraz kolekcjonerom chcącym zarobić na kartach.

– To marka z długą historią i przeżyła już ćwierć wieku. Można więc liczyć, że utrzyma się przez powiedzmy dziesięć kolejnych lat. To więc dość bezpieczna inwestycja, a nie moda, która może zniknąć za kwartał czy dwa. To ważne zarówno dla kolekcjonerów inwestujących w karty, jak i sprzedawców – wskazuje rozmówca INNPoland.

Jak grzmi internet, na 12 listopada zaplanowano premierę nowego zestawu Pokemon TCG – Fusion Strike. Jak hobbistyczny sklep przygotowuje się na takie wydarzenie?

– Tu niestety rozmija się teoria i praktyka. Tak, nominalnie data premiery to 12 listopada. Ale zainteresowanie produktem jest tak duże, że producentom jest ciężko nadążyć z podażą. Ja spodziewam się więc lekkiego poślizgu, dostawy kart lubią się przesuwać – ostrzega Sokołowski. Właściciel wskazuje, że producenci większości karcianek organizują premierę nowego dodatku co około kwartał. Nie inaczej jest w przypadku Pokemonów. Jak szybko rozejdzie się nakład?

– Ciężko to liczyć, ale daje Fusion Strike około tygodnia, może dwóch. Potem boostery będą wyprzedane. W naszym sklepie jest też tak, że 80 proc. dostawy idzie na sprzedaż, a 20 procent przeznaczamy dla sklepu – mówi właściciel.

Co to znaczy "dla sklepu"? Okazuje się, że nie chodzi tylko o szybki zysk z e-commerce, trzeba też zaopiekować się potrzebami lokalnych fanów.

– Bardzo dbamy o lokalną społeczność odwiedzającą nasz sklep, więc część boosterów trzymamy "pod ladą". Jak ktoś do nas przyjdzie, pofatyguje się – to dajemy kupić. Prowadzimy też regularne turnieje, gdzie wpisowym są boostery. Ludzie walczą o nie w drabince, a zwycięzcy mogą sobie wybrać coś z nowiutkich kart. Na to też potrzebne są nieotwarte pakiety – wymienia Sokołowski.

Rynek kart Pokemon jest jednak globalny. Wiąże się z tym cała światowa logistyka dostaw. Polscy fani często muszą więc niestety ustąpić innym, na przykład Amerykanom.

– Dwa rynki wiodące dla Pokemon TCG to Stany Zjednoczone i Europa – tu królują karty po angielsku, takie jak mamy też w Polsce. Dystrybutorzy często ustawiają jednak priorytet na USA, a Europa jest w drugiej kolejności. Stąd u nas częściej zdarzają się opóźnienia dostaw – wskazuje.

– W Azji mają podobne premiery, a jednak nieco inne. Karty są podobne, oczywiście w niezrozumiałym dla nas języku. Ale sposób ich wydania jest inny. Często jeden dodatek na rynek Zachodu na przykład w Japonii rozbijany jest na dwa mniejsze, organizowanych jest w ten sposób więcej premier – tłumaczy.

Kolejna kwestia to sama logistyka dostaw kart od producentów i dystrybutorów. To między innymi obecna sytuacja związana z zahamowaniem łańcucha dostaw, problemy w chińskich portach handlowych, ogólne wzrostowe trendy dostaw frachtowych, ale też po części pandemia COVID-19. To wszystko tworzy burzę, której efektem są opóźnienia w przekazaniu kart Pokemon do sklepów.

A jak wygląda łańcuszek dostaw w Polsce? Wśród kolekcjonerów krążą plotki, że jedna firma decyduje o całej dystrybucji w naszym kraju. Nie jest to jednak do końca prawda.

– Na Europę mamy obecnie siedmiu albo ośmiu dystrybutorów. Monopol mogą mieć dystrybutorzy na przykład kart w języku hiszpańskim, niemieckim. W Polsce mamy karty po angielsku, więc nie ma jednego hegemona, ale popyt też jest większy. Ja do sklepu zamawiam karty od różnych firm. To jest praktycznie mus – wskazuje.
Jak od kuchni wygląda przygotowanie na premierę nowego zestawu kart? Wszystko zaczyna się sporo wcześniej.

– Informację o nowym dodatku i możliwość zamówienia towaru zwykle otrzymujemy nawet sześć albo dziewięć miesięcy przed premierą. Następnie stopniowo ujawniają się "spoilery" – w sieci pojawiają się wizerunki kart, producent też zaczyna pokazywać nowy zestaw. Wtedy szydło wychodzi z worka i organizujemy przedsprzedaż – tłumaczy Sokołowski.

Plagą wielu premier są skalperzy, którzy wykupują towar z chęcią odsprzedania go dalej po zawyżonej cenie. Czy Shop Gracz jakoś z tym walczy?

– Osobiście nie przepadam za słowem skalper. Jak dla mnie termin ten stworzyli ludzie, którzy sami nie są wystarczająco przedsiębiorczy, a na dodatek czekają do ostatniej chwili na zakup towaru. Ale jako sklep mamy też ustaloną politykę wobec takich kupców. Reglamentujemy towar tak, by każdy mógł się choć trochę nacieszyć nowym zestawem – wskazuje nasz rozmówca.

– Dla mnie jako sprzedawcy dużo lepsze jest, jak sto osób kupi po jednym boosterze, niż jak jedna osoba kupi sto boosterów. Tak po prostu mogę zbudować większą bazę klientów, którzy mają przekonanie, że mogą u mnie dostać karty. Więc będą tu wracać przy kolejnych premierach – wyjaśnia szef Shop Gracz.

Ile najwięcej boosterów kart moglibyśmy kupić, gdyby naszła nas ochota? To nie takie proste. Sokołowski wyjaśnia, że sporo zależy od alokacji towaru. Złotą zasadą sklepu jest jednak ograniczenie do jednego opakowania zbiorczego na osobę.

W hurcie pojedyncze boostery pakowane są po 36 sztuk w tzw. displaye, a następnie 6 displayów (zwanych czasem także booster boxami) jest pakowany w tak zwany case, czyli opakowanie zbiorcze. Gdy z podażą jest naprawdę słabo, albo edycja jest mocno limitowana, ograniczenia potrafiły być jednak większe.

Czy karty Pokemon TCG to dobry biznes? Wszystko zależy, kiedy się o to zapytamy.
Zestawy kart Pokemon na 25-lecie marki cieszyły się sporym wzięciemFot. facebook.com/shopgraczpl
– Przy premierach dodatków, które są hitami, np. specjalnym na 25-lecie Pokemonów, sprzedaż kart stanowiła nawet 70-80 procent przychodów sklepu. Ale nie zawsze mamy kolejne debiuty. W czasie bez nowości odsetek potrafi spaść do 10-20 procent. Mamy tu więc do czynienia z cyklem, który zatacza kolejne koła – wskazuje właściciel Shop Pracz.

Kto gra i kolekcjonuje karty Pokemon? Wiemy już, że sporo dorosłych powraca do nich z nostalgią. Ale czy młode pokolenie jest równie zainteresowane?

– Pokemony od zawsze były rodzinną marką. Cały czas wychodzą nowe seriale, filmy, gry. Więc zbieracze Pokemon TCG to nie tylko dorośli. Uważam, że tych młodszych – dzieci, nastolatków – jest zdecydowanie więcej od tych wracających do Pokemonów nostalgicznie Oczywiście my doceniamy też dorosłych. To jednak są trochę inne typy gracza – rozgranicza Sokołowski.

– Młodsi są maksymalnie zajarani, wielokrotnie do nas wracają. Ale oczywiste mogą kupić mniej, więc dla nich liczy się jak najniższa cena. Starsi zwykle zamawiają więcej, bo mogą sobie na to pozwolić. Są też w stanie zapłacić więcej za jeden produkt, bo liczą się też dla nich nie tylko same karty, ale wszystko co wokół. Na przykład profesjonalna obsługa, szybkość wysyłki – wymienia właściciel Shop Gracz.

Nasz rozmówca przypomina, że Pokemony cały czas znajdują nowych odbiorców. Wskazuje tu na przykład na bardzo dobrze przyjęty film "Detektyw Pikachu".

Nie możemy też zapomnieć, że Pokemony to największa franczyza na świecie. Zarobiły już przeszło 92 miliardy dolarów. To wynik bijący na głowę takich tytanów, jak "Gwiezdne Wojny", uniwersum Marvela, Myszka Miki czy Mario.

Nasz rozmówca dodaje, że duży wpływ na popularność "Poksów" mają także gwiazdy internetu. Youtuber Logan Paul regularnie kupuje karty Pokemon za ogromne pieniądze i otwiera je przed kamerą. Co więcej, wielu popularnych polskich influencerów zaczynali swoją karierę właśnie od Pokemonów. Co ciekawe, paru z nich regularnie odwiedzało Shopa.

– Przez pewien czas u nas w sklepie w Pokemon TCG grała cała Ekipa. Tak, ta sama, co od lodów. Regularnie pojawiali się Friz, Tromba, Łuki i ktoś jeszcze. Pamiętam jak latały za nim dzieciaki – wspomina.

– To ma bezpośredni wpływ na popularność tej karcianki. Bo skoro twój idol w nią gra, naturalnie też chcesz to robić, zaczynasz samemu zbierać – wskazuje Sokołowski.

"Śmieszne jest to, że ceny kart Pokemon są zupełnie arbitralne"

Tadeusz ma około trzydziestki, a zamiłowanie do kart Pokemon ponownie odkrył dość niedawno.

– Pierwsze karty w życiu dostałem jak byłem dzieckiem – od mojej mamy. Oglądałem, rysowałem i grałem w Pokemony, więc z kart też się cieszyłem, chociaż wtedy ich nie zbierałem, jedynie dostawałem i nimi grałem bez zasad. Jak to dzieci mają w zwyczaju – wspomina stare dzieje.
Tadeusz bardzo lubi "linię duchów" (u góry). Ostrzy zęby na każdą kartę Gastly'ego, Hauntera i Gengara.Fot. archiwum prywatne
– W ostatnich latach zamiłowanie do kart powróciło. Tym razem rzeczywiście zacząłem je zbierać i kolekcjonować. Zainicjowało to kilka czynników. Granie w najnowszą odsłonę gry "Pokemon Sword and Shield", rozmowy o kartach, zobaczenie przypadkowych ilustracji w internecie i oczywiście nostalgia do kart, które były częścią mojego dzieciństwa – wymienia nasz rozmówca.

Jak liczy jego kolekcja może mieć na ten moment 3,5 tysiąca kart. Zaraz dodaje, że niepowtarzalnych ma pewnie z 1,6 tys. Wskazuje też, że booster boosterowi nierówny.

– Kupujesz powiedzmy 15 boosterów. Przy paru pierwszych każda karta to nowość, każda uzupełni miejsce w kolekcji. Ale przy kolejnych 10-15 i dalej, zdobywasz może jedną lub dwie nowe karty na booster, a czasem żadnej nowej. Więc potem ekscytujące momenty nieco spowalniają – mówi.

Jak dodaje, miesięczne wydatki na karty stara się trzymać poniżej 200 złotych. Chyba, że "coś bardzo mu się spodoba".

Zadajemy mu też parę pytań o wartość zbioru. Jak wylicza, kolekcję "jak jest" mógłby sprzedać za około 1,5 tys. złotych. Gdyby wystawiał ją karta po karcie, mogłoby to być nawet dwa razy tyle.

– Najbardziej wartościowa karta jaką posiadam? Charizard Vmax SSR Shiny Star – jest warta około 130-150 euro, ale zależy to od rynku. Na światowym jest droższa, na polskim tańsza. Jest nawet specjalna strona Mavin.io, gdzie można śledzić za ile ostatnio sprzedała się rzadka karta. Mój Charizard chodzi czasem po 460, a czasem po 60 dolarów – wskazuje.

Tadeusz nieco nas zaskakuje. Jego zdaniem całe zamieszanie, rosnące ceny boosterów kart, chore marże na serwisach aukcyjnych, a także niebotyczne wartości rzadkich kart… wszystko to tylko wytwór samych fanów.
Charizard Vmax SSR Shiny Star - zbitek słów wart ok. 1,8 tys. złotychFot. archiwum prywatne
– Śmieszne jest to, że ceny kart Pokemon są zupełnie arbitralne. Z jakiegoś powodu ludzie kochają Charizardy i te są zawsze najdroższe. Dodatkowo, im starsza karta, tym cenniejsza, bo ciężej jest ją dostać. Ich postrzegana rzadkość też ma wpływ na cenę, nawet jeśli karta nie jest realnie rzadka – wymienia.

Jego zdaniem skalperzy po prostu jawnie wykorzystują hobbystów takich jak on.

– Część problemu wysokich cen generują właśnie scalperzy, podobni do tych co nadal wykupują PlayStation 5. To samo dotyka branży Pokemon. Nie możesz nijak kupić w oficjalnym sklepie jednego zestawu z jakąś kartą, a potem widzisz prywatna osobę, sprzedającą to samo za prawie podwójną cenę... i ma takich zestawów powiedzmy 10 – żali się.

Wydaje się też, że do kolekcjonowania ma nieco inne podejście niż Thrum.

– Pewnie, że wolałbym, by karty potaniały. O ile fajnie, że inni ludzie interesują się tym samym co ja, to raczej kolekcjonowanie kart jest dla mnie dość prywatnym hobby. Głównie kolekcjonuję, ale zdarza mi się też od czasu do czasu nimi grać. Ogólnie zbieram jednak karty dla siebie, bez większych interakcji z innymi kolekcjonerami – tłumaczy.
Oprócz kart Pokemon kolekcjonerzy zbierają też gadżety. Tu stylowe klasery z grafikami Poke Ball, Master Ball i Great BallFot. archiwum prywatne
Pytamy się, czy kolekcjonuje zupełnie sam. Jak się okazuje, nie do końca.

– W moim wypadku osobą, z którą na przykład dzielę się powtórkami czy wspólnie cieszę się z rzadkiego "trafu" jest moja dziewczyna. Ona także kolekcjonuje, a jednocześnie dzielimy wszystkie nowe karty 50:50. Oczywiście, że spoko jest mieć osoby do wymiany kart, ale nie jest to jakoś super potrzebne, przynajmniej dla mnie – zdradza nam Tadeusz.

Zjada nas ciekawość. Kto ma większy zbiór?

– Wydaje mi się że mamy bardzo porównywalne kolekcje. Na przykład przez to, że się dzielimy powtórkami. Tak się jakoś składa, że ja mam nieco więcej szczęścia przy otwieraniu kart. Czasem jestem przez nią lekko znienawidzony, bo "mam farta", a ona nie – śmieje się.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl