Czipy pod skórą ma już tysiące osób. "W przyszłości mogą nam dać zdolności nadprzyrodzone"
Stoicie w kolejce do kasy i nagle ktoś przed wami zbliża do terminala… rękę? Choć technologia podskórnych czipów płatniczych nie jest nowa, to nadal wydaje się nam absolutnym cyberpunkiem. Postanowiliśmy spytać ekspertkę, czy już dziś możemy mieć "portfel w ręce" i jak może rozwinąć się technologia implantów z czipami.
Czipy płatnicze – przyszłość czy ciekawostka?
Co jakiś czas media jak pochodnia zapalają się do futurystycznego tematu – ma przykład wszczepianych pod skórę czipów. Dziennikarze interesowali się tym tematem już w 2016 roku, potem w 2019 i jak w zegarku – w 2021 r.Reportaże te często kończą się jednak na ciekawostce tygodnia i przedstawieniu osób ze wszczepami jako technologicznych freaków. W końcu kto "normalny" dałby sobie coś takiego zrobić?
Postanowiliśmy na poważnie podejść do tematu czipów i zapytać ekspertkę o to gdzie ta technologia jest na dziś dzień, jak może wyglądać jej przyszłość i czemu na pomysł instalacji sobie czipu większość z nas nadal reaguje z obrzydzeniem – fizycznym bądź moralnym.
Naszą przewodniczką jest dr Dominika Kaczorowska-Spychalska, dyrektor Centrum Mikser Inteligentnych Technologii na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego oraz ekspertka Instytutu Kościuszki. Specjalizuje się w biznesowych i społecznych aspektach nowych technologii m.in. sztucznej inteligencji (AI) Internetu Rzeczy (IoT) czy wszczepów płatniczych.
Czy jeśli jutro chciałbym wszczepić sobie czip płatniczy – mógłbym?
Ogólnie rzecz biorąc same czipy podskórne nie są absolutnym novum. Temat ten co jakiś czas wraca i obecnie mamy kolejną falę zainteresowania nimi. W Szwecji takie rozwiązanie pojawiło się już w 2014 roku. W tym kraju według szacunków jest już ponad 6 tysięcy zaczipowanych osób.
Na rynku mamy przykładowo – polską firmę Walletmor, która od 2021 r. oferuje wszczepy płatnicze. Można je zamówić i zainstalować, nawet w gabinecie medycyny estetycznej.
Jeśli chodzi o samą technologię to cały czas jest to standard Near Field Communication czyli NFC. Wykorzystuje ona fale radiowe do komunikacji z innymi urządzeniami na niewielkich odległościach – jest to zaledwie kilka centymetrów. Wiele smartfonów posiada taką funkcję i możemy nimi bardzo podobnie płacić w terminalach.
Czy jedyna nowość to umieszczenie czipa pod skórą? Gdybym nosił go na łańcuszku – to nie byłoby się czym zachwycać?
W tym rozwiązaniu nie chodzi tylko o to, jak zaawansowany technologicznie jest element, którym się posługujemy. Szczególnie ważne jest to, co umożliwia on użytkownikowi, kiedy już znajdzie się w jego ciele.
W przypadku wspomnianej już Szwecji nie chodziło tylko o płatności. Czipy służą tam bowiem jako wygodne identyfikatory, umożliwiające między innymi wejście do określonych pomieszczeń czy budynków, na przykład na siłownię.
Zwykle używa się do tego elektronicznej karty wstępu, ale niektórzy mogą po prostu przyłożyć dłoń do czytnika.
To nie wszystko, ponieważ szwedzkie koleje państwowe testowały możliwość zakodowania w nim biletu. I już nie trzeba szukać po kieszeniach papierowego świstka, a dotknąć dłonią czytnika trzymanego przez konduktora.
Umieszczenie urządzenia pod skórą jest więc w dużym stopniu podyktowane oczekiwaną wygodą. Używanie karty płatniczej czy karty wstępu wymaga kilku kroków i chwili na znalezienie portfela, wyjęcie odpowiedniego "plastiku" i tak dalej. To samo jest w przypadku płatności komórką. Rękę siłą rzeczy mamy zaś zawsze na wierzchu.
Kolejną kwestią może być chęć wyróżnienia się. Wtedy faktycznie chip umieszczony na łańcuszku nie będzie zachwycał.
Czy czipy mają szansę stać się powszechną technologią, czy raczej są skazane na bycie niszowym produktem dla zapaleńców?
Choć pod względem technologicznym mamy już możliwości ich instalacji, to rynek czipów podskórnych nadal raczkuje.
Firmy nadal są na poziomie ostrożnego testowania zainteresowania klientów, oceniania czy jest to technologia, w którą warto poważnie zainwestować i zacząć ją intensywnie rozwijać. Oczywiście nawet obecnie zdarzają się już osoby, które bardzo chcą mieć taki czip "tu i teraz".
Moim zdaniem, zanim ta technologia się upowszechni, potrzebnych jest jednak jeszcze parę udoskonaleń, kolejnych odsłon i innowacji. Krystalizacja tego pomysłu w dobry produkt konsumencki jeszcze nie nastąpiła, choć potencjał jest wielki.
Z tego co słyszę – inżynierzy są prawie gotowi na tę rewolucję, firmy też się do tego zbliżają. Ale czy gotowi są użytkownicy? Czy ludzie dadzą się przekonać, by im coś wszczepić?
Z naszych wspólnych badań z profesorem Łukaszem Sułkowskim z Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że zdania na ten temat są podzielone.
Ponad 36 procent z reprezentatywnej grupy tysiąca Polaków stwierdziło, że czipy płatnicze są może i przyszłościowym rozwiązaniem, ale jednocześnie nie wyobrażają sobie, by sami mieli poddać się procedurze wszczepienia takiego urządzenia pod skórę.
Myślę, że z jednej strony jesteśmy ciekawi takich czipów, ale z drugiej strony wprowadzenie ciała obcego do organizmu jest jednak mocną barierą.
Jeśli ktoś miałby dajmy na to opaskę płatniczą, kolczyk do płatności – to nadal są to elementy, które można zmienić, zdjąć, kupić nowe. W przypadku czipu to nie jest już takie proste – firmy nie mogą wymagać od klienta, że będzie co roku zmieniał czip i poddawał się może i mało inwazyjnemu, ale jednak zabiegowi.
Właściwie wydaje się, że ta inwazyjność jest obecnie głównym hamulcem dla szerszej akceptacji tej technologii.
Kiedy przestaniemy nosić portfele? Czy istnieje taki okres, za 10, 20, 30 lat, kiedy czipy płatnicze całkowicie zastąpią tradycyjne metody?
(śmiech) Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to pytanie padnie.
Ale udzielenie na nie odpowiedzi jest nawet nie tyle trudne co niemożliwe. Nie powiem też definitywnie "tak" albo "nie". Ale możemy zastanowić się nad "za" i "przeciw".
Po pierwsze – dynamika zmian w nowych technologiach jest niezwykle szybka. Czy mówimy tu o AI, wszczepach, IoT czy innych nowościach, które nie mają jeszcze nawet nazwy. Co więcej, nie znamy jeszcze kierunku tego rozwoju.
Czy czipy płatnicze się upowszechnią? A może za dwa lata powstanie jeszcze doskonalsza technologia i szybko o nich zapomnimy?
Po drugie, nie znamy jeszcze okoliczności, które w ogromny sposób mogą wpłynąć na naszą przyszłość. Sama pandemia COIVD-19 sprawiła ogromny zwrot w trendach i nowe sposoby myślenia o wykorzystaniu wielu technologii.
Już dziś mamy pierwszych pionierów, którzy widzą wielką przyszłość w czipach o zastosowaniu medycznym. Elon Musk bardzo głośno mówi o wszczepach do mózgu, ich testach na zwierzętach, a potem nawet na ludziach.
Jeśli takim osobowościom uda się osiągnąć to, co zakładają, to może być to przetarcie szlaków dla kolejnych firm i szybka droga do wzrostu popularności wykorzystania chipów w różnych sektorach rynku. Z drugiej strony, jeśli ich plany zakończą się fiaskiem, to może wpłynąć na całkowite odrzucenie tego pomysłu przez społeczeństwo.
Niektórzy eksperci są zdania, że czipy płatnicze będą powszechne już za 30-40 lat. Inni uważają zaś, że taka technologia będzie szeroko oferowana już za ok. 10 lat. Oferowana, nie znaczy jednak powszechna, bo kwestie podjęcia decyzji "tak, zaczipuję się" przez konsumentów to coś zupełnie innego.
Wspomnę tylko, że choć karty płatnicze uważamy już za banał, to nadal jednak istnieje grupa osób, które nie mają kont w banku i uznają tylko "gotówkę w ręku".
Czy czipy płatnicze staną się dla nas tak naturalne jak płacenie kartą czy odbieranie komórki?
Myślę, że jest to prawdopodobny scenariusz. Nie mówimy tu o konkretnej dacie, ale uważam, że trend popularyzacji takich rozwiązań będzie narastał. Czemu więc czipy nie mają się stać równie oczywiste jak smartfony?
By to nastąpiło musi się wydarzyć parę rzeczy. Po pierwsze jest to duża praca nad budowaniem świadomości i edukacją. Jeśli ludzie nie będą wiedzieli co może im dać taka technologia albo będą się jej obawiać, bo niewiele o niej wiedzą – wtedy czipy nie mają szans na przebicie się do mainstreamu.
Ludziom trzeba też jak najprościej pokazać praktyczne, codzienne zastosowania dla technologii. Dzięki smartfonowi mogę porozmawiać z bliskimi gdziekolwiek jestem, nie muszę być przy komputerze by wysłać im krótką wiadomość. To ogromne ułatwienia biorąc pod uwagę starsze alternatywy – budkę telefoniczną czy komputer stacjonarny.
Podobne, przekonujące argumenty trzeba znaleźć też dla czipów podskórnych.
A co ze stroną prawną czipów? Często przepisy muszą szybko nadganiać to, co wymyślą inżynierzy.
To dalsze okoliczności, które mogą w ogromny sposób wpłynąć na popularność czipów w przyszłości.
Nie wiemy jak do czipów płatniczych podejdą różne kraje. Jedne mogą na przykład prawnie zobowiązać swoich obywateli do posiadania czipu z dokumentem tożsamości. Inne mogą jednak całkowicie zakazać wykorzystywania tej technologii ze względu na obawy o prywatność czy inne kwestie ważne dla ich obywateli.
Wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby powszechniejsze wykorzystanie, a nawet promocja czipów podskórnych zaczęła się w Chinach wcześniej niż w innych krajach świata. Tam społeczeństwo kolektywne ma dużo większą tolerancję dla tego typu rozwiązań. Dużo mniej obawia się o swoją prywatność. Już funkcjonują tam systemy państwowe, które Europejczycy uznają za mocno inwazyjne.
Sprawa bliźniacza do ram prawnych to jednak ramy etyczne. Oba te wątki idą w parze. Musimy wiedzieć, gdzie przebiegają granice, których nie powinno się przekraczać.
Brak przemyślenia i skodyfikowania zasad etycznych dotyczących czipów sprawi, że użytkownicy będą tracić zaufanie do tej technologii aż wytworzy się masa krytyczna – nikt nie będzie ufał, że ta technologia będzie spełniać swoje zadania z jednoczesnym zachowaniem naszych praw.
Jak więc firmy mają nas przekonać, że warto mieć czip?
Tu możemy na przykład mówić o rozwoju funkcjonalności. Im więcej zadań taki czip będzie spełniać, tym więcej osób może przekonać się do korzystania z niego.
Jeśli czip ma być tylko płatniczy i zastąpi nam jedną kartę – to po co kłopotać się z zabiegiem jego implementacji, jak można jej po prostu używać? Ale jeśli możemy zapomnieć o noszeniu portfela, bo zakodowane na urządzeniu mamy – dokument tożsamości, prawo jazdy, kartę miejską, kartę do biblioteki, karnet na siłownię i więcej… Wtedy część z nas na pewno zacznie bardziej doceniać takie rozwiązanie.
Nawet jeśli obawiamy się o swoją prywatność, to nadal istnieją dodatkowe funkcje, które mogą nas zainteresować. Co jeśli z takiego czipu ratownicy medyczni mogliby odczytać naszą grupę krwi w razie wypadku? Albo choroby przewlekłe lub osobę do kontaktu? Taka drobnostka może zwiększyć nasze bezpieczeństwo na co dzień, a w razie tragedii nawet uratować życie.
Sądzę, że zwłaszcza w przypadku zastosowań medycznych i ratowania życia społeczna akceptacja takich czipów będzie dużo większa, niż dla mniej istotnych funkcji.
Producenci czipów muszą też ponad wszelką wątpliwość udowodnić bezpieczeństwo wszczepów. Takie kwestie jak potencjalne stany zapalne po wszczepieniu czy negatywny wpływ na ciało muszą zostać całkowicie wykluczone. Dopiero żelazna gwarancja bezpieczeństwa przekona kolejnych chętnych do tej technologii.
Inna rzecz to na przykład miniaturyzacja czipów. Na razie nadal mogą one niektórym wydawać się duże, więc po prostu nie chcą mieć takiego ciała obcego w organizmie. Ale jeśli czip byłby wielkości główki od szpilki – wtedy zaczęliby się zastanawiać.
W przypadku czipów personalne granice mogą być ostro zarysowane. Jedni mogą z chęcią przyjąć taki portfel w czipie. Ale co jeśli ktoś nie chce dzielić się danymi medycznymi? Albo obawia się, że policjant wbrew woli zeskanuje mu dowód "z ręki" podczas kontroli?
Myślę, że psychiczny komfort użytkownika także jest niezwykle ważnym elementem popularyzacji czipów.
Jeśli na czipie podskórnym zaczniemy na przykład kodować informacje identyfikacyjne, to zapewne policja zyskać może uprawnienia ich skanowania. A wielu osobom nie będzie się to podobało.
Tu sposobem rozwiania wątpliwości może być na przykład personalizacja tego, co znajduje się na czipie. Jedni mogą postawić granicę blisko – używać tylko funkcji związanych z ratowaniem życia.
Inni mogą chcieć posługiwać się czipem jako dowodem, ale obawiają się kradzieży pieniędzy. Zamawiają więc czip bez funkcji płatniczych. A jeszcze inni korzystają z całego wachlarza dostępnych funkcjonalności.
Inna kwestia to znowu – zmiany prawne i wyznaczenie granic. Być może pojawią się na przykład przepisy dotyczące zakazu czytania informacji z czipu bez zgody właściciela.
Skoro czipy podskórne funkcjonują na rynku od 2014 roku, to co może być zupełną nowością we wszczepach? Zestaw słuchawkowy w żuchwie? Ekran na siatkówce? Co czeka nas w przyszłości?
To kolejne pytanie, na które nie ma gotowej odpowiedzi. Uważam, że potencjał rozwoju kolejnych wszczepów w przyszłości będzie ograniczać tylko ludzka wyobraźnia.
Co więcej, na ten moment myślimy o futurystycznych rozwiązaniach teraźniejszych problemów i potrzeb. A co jeśli te się zmienią?
Może instalacja pod skórą zestawu do komunikacji będzie hitem za 20 lat. A może wcześniej wydarzy się jakiś przełom, który sprawi, że nikt nie będzie używał już telefonów tak jak dzisiaj.
Może ekran smartfona zastąpi wspomniany ekran na siatkówce. A co jeśli znajdziemy sposób na przesyłanie informacji z całkowitym pominięciem oczu?
Ludzie wchodzą w interakcje z technologią i w ten sposób zmieniają swoje potrzeby, co z kolei znów powoduje napływ nowych technologii. To znów sprawia, że przyzwyczajamy się do kolejnych rzeczy, a inne wychodzą z obiegu. A apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Stosunkowo od niedawna na rynku funkcjonują smartwatche. Niektórzy mocno przyzwyczaili się już do tego, że nie muszą sięgać po komórkę i najważniejsze komunikaty mają zawsze na zegarku. No właśnie, a co jeśli jakaś firma zacznie oferować podobną funkcję lecz informacje będą wyświetlać się bezpośrednio na nadgarstku?
Można sobie wyobrazić, że w przyszłości wszczepy potencjalnie mogą nam dać możliwości nadprzyrodzone. Czy polegać to będzie na intensyfikacji naturalnych procesów organizmu, czy specyficznej stymulacji mózgu? Kto wie.
W ten czy inny sposób wszczepy mogą nam jednak umożliwić pokonanie kolejnych barier stawianych przez naturę. Czipy w żuchwie czy siatkówce oka to myślę dopiero nieśmiały początek tego, co może nam zaoferować ta technologia.
Uważam też jednak, że nie powinniśmy się poruszać tylko w płaszczyźnie "co moglibyśmy zrobić". Świat już teraz pełny jest gadżetów, przy których inżynierzy tak bardzo skupiają się na tym, że mogą coś zrobić, że nigdy nie zastanowili się po co to robią.
Dla mnie równie ważne jest pytanie "co warto". Co warto zrobić, jaką technologię warto rozwinąć, wprowadzić na rynek, zainwestować w nią. Takie spojrzenie mówi nam o skutkach – tym co najszybciej zintensyfikuje nasz rozwój, a nie będzie tylko ciekawostką, o której zaraz wszyscy zapomną.
W naszej rozmowie przewinęło się słowo edukacja. Jak rozumiem nie jest to jedynie edukacja konsumentów, ale też prawodawców i firm?
Będę powtarzać w kółko – edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Bez niej nie ma rozwoju technologii. Moim zdaniem o nowych zdobyczach technologicznych trzeba informować i uczyć ich wszystkich uczestników rynku, także jego regulatorów.
O konsumentach już mówiliśmy – bez wiedzy o produkcie nie będą chcieli go kupić, a nawet mogą się go obawiać. Im trzeba dokładnie powiedzieć, co zyskają i jak mogą wykorzystać daną nowość.
Co więcej – same firmy mogą nie wiedzieć, jak użyć nowych zdobyczy technologicznych, by tworzyć jeszcze lepsze produkty i usługi. Co prawda giganci mają całe oddziały R&D oraz wydają ogromne pieniądze, by znajdywać nowe rozwiązania oraz zastosowanie dla nich. Ale nie zapominajmy, że na rozwoju technologii mogą też zyskiwać średnie, a nawet małe firmy.
Decydenci też nie są zawsze ekspertami od nowych technologii, a to na nich spoczywa obowiązek określenia co jest dozwolone, a co już zakazane.
Wiadomo, że dzieci obecnie "rodzą się ze smartfonem w ręku", a osoby starsze często mają problemy obsłużeniem nowych telefonów. Czy przyjęcie nowych technologii to może być też kwestia wymiany pokoleniowej?
Edukacja technologiczna ważna jest od najmłodszych lat. Jeśli od dziecka dorastam w otoczeniu określonych technologii i znam je "od zawsze", to siłą rzeczy stają się one dla mnie oczywiste, naturalne.
O nowych technologiach mówi się obecnie w szkołach, edukacja zdalna wymaga znajomości obsługi laptopa nawet od bardzo młodych uczniów. Jeszce przed pandemią coraz popularniejsze stawały się w szkołach laptopy, tablety zamiast podręczników czy interaktywne lekcje, tablice i tak dalej.
Po zakończeniu edukacji taki absolwent będzie miał dobrą wiedzę o technologiach, nie będzie się ich bał a przeciwnie – przekazywał wiedzę dalej i na własną rękę edukował tych, którzy mają jakieś braki. Tym sposobem kreuje się wokół nas nowa rzeczywistość.
Wracając do pytania – tak, obecni rodzice cały czas dziwią się, jak szybko ich dwulatki czy trzylatki intuicyjnie pojmują obsługę telefonu czy tableta. Trzeba jednak pamiętać, że te dzieci "geniusze" uczą się kopiując zachowania rodziców. Obserwowałam to u swoich. (śmiech)
Dziecko w tym wieku wie, że jeśli przesunie palcem po ekranie to zmieni się wyświetlany obraz, a tego oczekuje, chociaż nie rozumie, dlaczego tak się stało. Płynie z tego jednak ważna lekcja.
Przez doświadczanie i obcowanie z technologiami, wchodzenie z nimi w interakcje po prostu się ich uczymy. W wyniku licznych prób i błędów – zaznajamiamy się z nimi, stają się częścią naszego życia.
Dzięki takim lekcjom zaczynamy na własnej skórze rozumieć, czemu to rozwiązanie jest dla nas ważne i co może nam dać. Oswajamy się z technologią, chociaż kto wie, może to ona oswaja nas?
To pierwsza cześć wywiadu z dr Kaczorowską-Spychalską. W drugiej rozmawiać będziemy o tym, czemu boimy się nowych zdobyczy technologii i o tym jak się z nimi oswoić.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl