Przemiana Śląska w zagłębie elektrowni wiatrowych, gdzie barbórka staje się świętem... wiatru – tak przyszłość widzi solarpunk. Ten wyjątkowy ruch literacki, artystyczny i społeczny pokazuje, jak może wyglądać nasza przyszłość, pełna nowych technologi oraz optymistycznych obrazów.
Reklama.
Czym jest solarpunk?
"Solarpunk to wciąż nowo powstający ruch społeczny i artystyczny głoszący radykalną nadzieję w obliczu nachodzących traum zmian klimatycznych. Głosi on potrzebę tworzenia nowych opowieści o przyszłości - jak i oddolnego wprowadzania ich w życie już dziś" – czytamy na solarpunk.pl. Nie jest jeszcze tak mocno zdefiniowany, jak stare gatunki SF. I w przeciwieństwie do nich, ma pierwiastek optymizmu, związany z wykorzystaniem zaawansowanej technologii.
Skąd się wziął? Z jednej strony gatunek powstał w reakcji na opresyjną wizję przyszłości, z drugiej w odpowiedzi na realne wyzwania, jak kryzys klimatyczny.
Przedrostek "solar-" ma kojarzyć się z optymizmem, nadzieją oraz ekologią. A punk w tym słowie odpowiada buntowi przeciw zagładzie, systemowi, ale również technologicznemu eskapizmowi, w którym lubują się miliarderzy.
Wśród materiałów definiujących ruch warto (a wręcz trzeba) pokazać blogowy manifest Adama Flynna z 2014 roku. Polski przekład został wykonany przez Pawła 'alxd' Ngei, aktywistę, hakera i zadeklarowanego solarpunka oraz Martynę Łysakiewicz, tłumaczkę.
Pozytywna rebelia
Według manifestu Flynna: punk w solarpunku to rebelia, kontrkultura, post-kapitalizm, post-kolonializm i entuzjazm wbrew wszystkiemu. To opór przez budowanie alternatyw, a nie przez niszczenie.
– Zdesperowani aktywiści klimatyczni biorący udział w kolejnych rozpaczliwych akcjach zwracają uwagę społeczeństwa tylko na chwilę. Kiedy wyobrazimy sobie przyszłość, w której żyjemy w zgodzie z planetą i sobą nawzajem, taki pojedynczy krzyk niewiele zmienia – mówi mi Paweł Ngei.
– Tu właśnie swoją rolę widzi solarpunk, "poruszając się po cichu i sadząc nasiona" – idei, wyobrażenia odżywalnego jutra, którego nie znajdziemy w kulturze popularnej. Kiełkują powoli, ale poruszają wyobraźnię nas wszystkich, przez co łatwiej nam wskazać, w którą stronę chcemy iść – tłumaczy dalej.
Zastanawia was słowo, którego użył? "Odżywalność"?
To propozycja Pawła na inny przekład słowa "sustainability", które przyjęło się tłumaczyć jako "zrównoważony rozwój". Paweł chciał w ten sposób oddzielić ekologiczne i systemowe znaczenie od gospodarczych interpretacji.
Odżywalność – zdolność do niewyrządzania krzywdy środowisku, a przez to dynamicznego trwania / samodzielnego podtrzymywania się przez długi czas
Mrzonki o utopii? Wcale nie
Dla niektórych brzmi to pewnie jak utopia. Nie brakuje twórczości solarpunkowej pokazującej wyłącznie ładne widoczki – jak świat wyglądałby, gdyby rozwiązać wszystkie jego problemy. Ale założeniem solarpunka jest, że problemami przede wszystkim trzeba się zająć, a nie uciekać do chwili, gdy ich już nie ma.
Paweł Ngei definiuje solarpunk następująco: "To świat, w którym wszyscy akceptują problemy, jakie stoją przed nami: zmiany klimatu, nieodżywalność naszych technologii, gospodarek i cywilizacji. I zgadzają się, aby coś z tym zrobić. Nie muszą zgadzać się co do konkretnych rozwiązań i planów, ale są gotowi o tym rozmawiać. Dla mnie jest to właśnie świat, do którego chciałbym aspirować: świat bez wypierania rzeczywistości, bez przemocy mającej uciszyć drugą stronę i pozbawić jej zdania. Coś, co jest inspiracją dla przyszłości".
Przykład? Wizja przemiany Dolnego Śląska w zagłębie elektrowni wiatrowych, gdzie barbórka staje się świętem wiatru. O podobnej przemianie regionu już się poważnie mówi.
Antykapitalizm
Często uznajemy rozwiniętą technologię za narzędzie wojenne albo takie do spełniania zachcianek miliarderów. Ale to też aktywiści używający technologii do pomocy małym społecznościom, innowacje w uprawach roślin czy przełomy w recyklingu.
Solarpunk podkreśla właśnie to drugie. Bo technologia nie jest zła ani dobra. Solarpunk jako gatunek pyta jak jest używana, kto ma do niej dostęp i czy pomoże nam przetrwać. A nie, jak ją sprzedać.
– Solarpunk jest ruchem bardzo niejednorodnym, w którym pisarze i artyści mieszają się z inżynierami, anarchistami, ogrodnikami i pszczelarzami. Mimo różnic, wszyscy widzimy, że potrzebujemy wizji lepszego świata poza kapitalizmem – i wiemy, jak łatwo kapitalizm pożera inne idee. Ubezpładnia je i sprzedaje jako własne – opowiada mi Paweł.
Czytaj także:
Optymizm i ekologia to nie wyłącznie domena tego ruchu. O budowie pozytywnego i etycznego podejścia do technologii mówi się np. w kontekście kierunków dla przyszłości rozwoju Unii Europejskiej.
– Cieszę się, słysząc, o lokalnych społecznościach i tożsamościach, decydowaniu o swojej przyszłości, etyce technologii i budowaniu narracji z nadzieją. Widziałem już jednak, jak każde z tych pojęć było używane jako łatka marketingowa, żeby coś sprzedać – przestrzega mnie Paweł.
Nie dziwię mu się.
Odkąd zaczęto poważnie mówić o walce z kryzysem klimatycznym jesteśmy bombardowani ekościemą i greenwashingiem. A solarpunk łatwo spłycić albo zwyczajnie pomylić z zielonymi wieżowcami serwowanymi na pokazach przez big techy. Będzie czysto i zielono, oczywiście dzięki ich wynalazkom, jak pokazywał nam to np. Elon Musk.
Solarpunk pokazuje takim narracjom środkowy palec.
– Jeżeli chcemy mówić o rzeczywiście lepszej przyszłości, musimy oddać rzeczywistą władzę w ręce ludzi, nie tylko sprzedając im kolejne DAO [koncepcja organizacji, która jest wspólną własnością jej członków, dop. red]. Droga do lepszego, odżywalnego jutra prowadzi przez wyobrażenie sobie czegoś zupełnie innego. Zacznijmy od pełnoprawnych kooperatyw i praw pracowniczych, tak, aby nie tylko wielkie korporacje zyskały – mówi mi Ngei.
Jak wygląda solarpunk?
Charakterystykę mrocznego cyberpunka dzięki grze dobrze w Polsce znamy.
Solarpunk jeszcze nie ma jednoznacznego stylu, który tak łatwo zdefiniować. Jego tzw. hieroglify (ideogramy, symbole łatwe do identyfikacji i zrozumienia, jak wszczepy i neony dla cyberpunka) nadal się kształtują.
Solarpunk kładzie nacisk na kreatywność, niezależność i społeczności.
W Polsce działa na przykład blog Ekofikcje, polecający wiele interesujących powieści na naszym rynku, polskich i zagranicznych autorów. Niektóre są solarpunkowe, inne to climate fiction albo coś pomiędzy.
Jak "Wściek" Magdaleny Salik. Kilka opowiadań znajdziecie też na stronie Pawła Ngei.
– Solarpunk to wielogłos, tysiąc małych ruchów z całego świata, dzielących się nadzieją, historiami, pomysłami i schematami inżynieryjnymi. Zaobserwowaliśmy już mnóstwo prób ko-optowania go przez kapitalizm. Od reklamy jogurtu po grę o latających wyspach. Jednak żadna z nich na poważnie nie przejęła narracji – mówi mi Ngei.
Rzeczywiście, pewne estetyczne wizje, od razu kojarzące się "solarpunkowo", mają bardzo korporacyjne pochodzenie. Reklama, o której wspomina mój rozmówca, to animacja "Dear Alice", którą w tekście zamieściłem w wersji bez materiałów komercyjnych.
Warto też wspomnieć film "Dziwny Świat" Disneya. Słabo przyjęty przez krytyków i widzów, za to wyraźnie zainspirowany solarpunkiem.
Słoneczna anarchia
Gdzie się o solarpunku dyskutuje?
– Wynalazcy wymieniają się wiedzą z akademikami (można wymienić np. otwarte mikroskopy z Tanzanii czy otwarte systemy paneli słonecznych). Anarchiści z wielu krajów organizują swoje zjazdy na całym świecie. Powoli powstają konferencje – amerykański Solarpunk Conference skupia się głównie na kulturze i sztuce. Podcasty takie jak Solarpunk Prompts (mojego autorstwa), Solarpunk Now czy Solarpunk Presents analizują różne aspekty ruchu – mówi Paweł Ngei.
A co dzieje się w solarpunku "od środka"? Niestety, pojawia się problem wypalenia. Dlatego zdaniem Pawła tym bardziej ważne są opowieści.
– Widzimy, że nie wystarczą działania natychmiastowe (jak protesty klimatyczne) ani jednostkowe (jak montaż paneli słonecznych na własnym domu). Potrzebujemy czegoś bardziej długofalowego i odżywalnego, by radzić sobie z wypaleniem. Opowieści i wyobrażenia wydają się pracą bardzo długoterminową, która przyniesie jakieś efekty dopiero po latach. W moim rozumieniu jest to praca jednak konieczna. Tylko wspólne wartości, kultura i wyobrażenia mogą nam pozwolić walczyć o rzeczywisty, lepszy świat – opowiada.
– Nie mamy proroków, wszyscy powoli kładziemy fundamenty pod lepsze jutro. I staramy się dostrzec to, czego nie pozwalają nam zobaczyć soczewki naszej obecnej kultury. Dobro i nadzieję w świecie wokół nas – dodaje.
Dlatego właśnie tworzenie tych symboli, hieroglifów i estetyk jest tak
ważne: nie jest to tylko i wyłącznie zachcianka znudzonych pisarzy,
którzy chcą być fajniejsi od reszty, ale świadomy projekt społeczny,
rodzaj aktywizmu, by przekonać społeczeństwo, że możemy widzieć, możemy
żyć inaczej, pokazując propozycje światów bardziej atrakcyjnych - a nie
mniej możliwych od naszego.