Machanie szabelką nic nie da. Tak Unia zmusi nas do płacenia kar TSUE
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, w zeszłym tygodniu zaczęła się sprawna windykacja środków unijnych przez Komisję Europejską. Chodzi oczywiście o sprawy niezapłaconych kar za kopalnię Turów i działalność Izby Dyscyplinarnej SN.
Przypomnijmy, że za obie sprawy Polsce zasądzono już przeszło 228 mln euro kar (na 12.04). Na nasze to około 1,06 miliarda złotych. Kwotę ciężko jednak śledzić, bo ciągle rośnie. Choć suma 68 mln za Turów jest już stała, to codziennie przybywa nam kolejny milion za działanie ID.
Strona polska z uporem godnym pewnego zwierzęcia pociągowego utrzymuje, że kar nie zapłaci. Komisja Europejska postanowiła nie czekać z założonymi rękami.
W środę 6 kwietnia KE potrąciła nam łącznie 30 mln euro z funduszy – dwie transze kary za kopalnię w Turowie. MF wskazało, że 15 mln euro ucięto z Programu Operacyjnego Wiedza, Edukacja, Rozwój (POWER). Kolejne 15 mln euro potrącono zaś Regionalnego Programu Operacyjnego województwa kujawsko-pomorskiego.
Na ciąg dalszy nie czekaliśmy długo. W piątek 8 kwietnia windykacji uległo 69 mln euro z tytułu działania Izby Dyscyplinarnej. W międzyczasie odcięto nam też trzecią transzę 15 mln euro za Turów. Nie jest jeszcze jasne, z których programów – wysłaliśmy odpowiednie pytania do Ministerstwa Finansów.
– Zarówno w kontekście Izby Dyscyplinarnej, jak i w zakresie kopalni w Turowie nasze stanowisko jest niezmienne. To są kompetencje własne kraju członkowskiego – stwierdził zaś w piątek rzecznik rządu Piotr Müller.
Cały konflikt UE i Polski ws. wyroków TSUE przywodzi na myśl niesforne dziecko, które zamiast przyznać się i przeprosić idzie w zaparte i dalej pogarsza swoją sytuację.
Po co Polska się opiera? Czy TSUE może zmienić swój wyrok? Czy walczymy o realne pieniądze, czy o pietruszkę? Co jeszcze może nam "uciąć" Komisja? Co z innymi środkami UE, chociażby dla uchodźców z Ukrainy?
Choć polityka i prawo Unii Europejskiej nie jest prostym tematem, pytania pojawiają się dość naturalnie. Na szczęście temat rozjaśnia nam prof. Artur Nowak-Far, ekspert prawa międzynarodowego i wykładowca SGH.
Nie ma szans, by Unia Europejska zapomniała o milionach euro kar za działanie kopalni w Turowie i Izby Dyscyplinarnej, prawda?
Artur Nowak-Far: W tej sprawie nie ma pola manewru. Kary orzekł Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który jest niezależnym organem sądowniczym. Komisja czy Rada UE nie mają tu wpływu na wynik postępowania – nie mogą czegokolwiek z TSUE negocjować czy nakazać mu zmiany wyroku.
Sytuacja jest w sumie prosta: wyrok Trybunału nie jest wykonywany rzez Polskę, a to skutkuje automatycznym nałożeniem odpowiedniej kary. Kwota grzywny powiększa się z każdym dniem niewykonania poleceń TSUE.
Polska kar nie płaci, więc trzeba je wyegzekwować. Komisja Europejska – organ wykonawczy Unii, odpowiedzialny m.in. właśnie za prawidłowe wykonanie budżetu UE – nie ma więc wyboru i musi wykonywać zapisy decyzji o systemie zasobów własnych UE.
Tu prawo wskazuje, że Komisja w momencie, jaki uzna za stosowny, może potrącić kwotę kar wraz z odsetkami od środków, jakie miały trafić do Polski.
Czy taka sytuacja zdarzała się wcześniej w historii Unii Europejskiej?
Polska przeciera obecnie nowe szlaki – niestety, w zupełnie negatywnym znaczeniu. Odmowa płacenia kar TSUE jest przecież unikatowym przypadkiem.
Komisja Europejska musiała sama opracować odpowiednie praktyki, na przykład wyboru momentu na potrącenie pieniędzy. Kolejna niewiadoma dotyczyła tego, z jakiej konkretnie puli środki mają zostać potrącone. To wszystko nowe pytania, na które odpowiedź musiała znaleźć odpowiednie odzwierciedlenie w decyzjach przyjętych teraz przez Komisję a zastosowanych do sytuacji wywołanej przez polski rząd.
Wcześniej zdarzały się oczywiście kary pieniężne za niewykonanie wyroków TSUE, ale państwa po prostu je płaciły. Polska jako pierwsza postanowiła przetestować, co stanie się, gdy kraj dalej będzie się temu opierać.
Czy wiemy, z czego Komisja Europejska może "odciąć" kolejne środki na poczet kar TSUE? 6 kwietnia był to Program Operacyjny Wiedza, Edukacja, Rozwój i Regionalny Programu Operacyjny woj. kujawsko-pomorskiego. Co dalej?
Tego niestety nie wiemy. Pieniądze mogą być zabrane z każdej puli środków, która miała trafić do Polski. Muszą to być środki wymagalne – według prawa unijnego – przez stronę polską.
Mechanizm wygląda bowiem następująco. Unia Europejska przekazuje znaczne pieniądze do polskiego budżetu centralnego. Są one następnie księgowane u nas jako "środki pochodzące z UE i ze źródeł międzynarodowych".
Z punktu widzenia prawa UE, tytuł prawny do takich pieniędzy powstaje jednak dopiero wtedy, gdy prawidłowo rozliczy się wszystkie środki na poszczególne projekty. Komisja przyjęła więc perspektywę, że należy pobrać pieniądze z projektów, bo w nich pieniądze są już wymagalne, ale zanim trafią do budżetu polskiego.
Nie wydaje się jednak, by KE ustaliła jakąś twardą hierarchię i jedne środki ograniczy w pierwszej kolejności, a inne zachowa bez szwanku. Trudno więc stwierdzić, skąd dokładnie zostaną potrącone kolejne transze kar TSUE.
Co z 15 mln euro, które miały trafić do woj. kujawsko-pomorskiego? Rząd już zapewnia, że wynagrodzi regionowi tę stratę z budżetu. To dobra wola czy przymus?
Zdecydowanie przymus. Nie ma tu żadnej "dobrej woli" władz państwowych. Rząd nie pomaga tu nikomu, lecz po prostu ma obowiązek prawny przekazania odpowiedniej kwoty.
Wynika to z umów między dysponentem funduszy – czyli konkretnym ministerstwem – a władzą samorządową, która ma te środki wykorzystać w określonych celach. To wiążący dokument prawny. Takiej umowy nie da się zmienić, gdy zabraknie 15 mln euro. Kwota zobowiązania państwa wobec tych, którzy projekty unijne realizują jest stała i przez to nie maleje.
Czyli rząd musi nagle zebrać fundusze, których wcześniej nie było w planach. Jak to zrobić?
Polska ma rezerwę budżetową, która jest do dyspozycji premiera. Uiszczenie samych kar może być zaś wykonane ze specjalnego działu w budżecie, planowanego właśnie na opłacanie kar. Tylko że obecnie nie płacimy kary, a jest nam ona potrącana i musimy uzupełniać powstałą wyrwę finansową.
Kolejny, znacznych rozmiarów problem to same kwoty. Kary TSUE są duże – 160 mln euro w sprawie Izby Dyscyplinarnej i ponad 68 mln euro w sprawie Turowa. Polsce po prostu nie wystarczy środków, nawet jeśli połączymy rezerwę budżetową z pulą pieniędzy na kary. Nie mamy aż tak głębokich kieszeni, zważywszy że z tych rezerw płacone są również inne wydatki niekoniecznie związane z naruszaniem prawa UE.
Skąd wziąć brakującą kwotę, skąd przenieść środki? To już pytanie do rządu, nie do mnie.
O co polski rząd bije się z Unią Europejską? Czy bierny opór ma sens czy jest tylko na pokaz?
Nie wiem jaka jest strategia rządu, ale ja patrzę na sytuację jako prawnik. Prawna się przestrzega. Wyroki się wykonuje. Zasądzone kary się płaci. Sprawa nie może być prostsza.
Partia rządząca od długiego czasu stosuje coś, co wielu określa mianem "obrzydzania obywatelom Unii Europejskiej". W tej strategii najbardziej zaplątali się jednak chyba sami jej autorzy.
W sprawach Turowa i Izby wydaje się, że doprowadziliśmy do dyplomatycznego pata. TSUE nie może zmienić swoich wyroków, Komisja musi je wyegzekwować. Pieniądze zostaną od Polski pobrane – czy nam się to podoba czy nie.
W mojej opinii nie ma powodu, by dalej się opierać przed stosowaniem prawa. To, czy symbolicznie "tupniemy nogą" czy nie nic tu nie zmieni.
A co z pomocą UE dotyczącą wojny w Ukrainie? Wydaje się, że Polska jednocześnie współpracuje i kłóci się z tymi samymi organami.
To są dwie zupełnie oddzielne sprawy. Pieniądze na pomoc uchodźcom, pieniądze na stabilizację gospodarki Polski z racji naszego statusu państwa frontowego – to wszystko są odrębne kwestie od wyroków TSUE.
Trzeba podkreślić, że wyżej wymienione środki płyną z UE, zwłaszcza do samorządów, bez żadnych przeszkód.
Można jednak odnieść wrażenie, że rząd chciałby połączyć sprawy konfliktu w Ukrainie i kar TSUE. "Skoro tak dobrze pomagamy uchodźcom, to zapomnijcie o grzywnach i przekazujcie nam środki KPO" – wydają się sugerować politycy.
Nie ma jednak takiej możliwości prawnej. Praworządność w Polsce trzeba zapewnić według sprawdzonego i dobrze działającego modelu unijnego, a nie w modelu "widzimisię".
Co dalej z KPO? Jakie są szanse, że te środki sprawnie do nas trafią?
Pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy to także bardzo prosta sprawa. Gdy rząd spełni dość niewygórowane wymagania TSUE – Polska natychmiast dostanie te środki.
Piłka jest po stronie rządu. Wstrzymuje nas likwidacja Izby Dyscyplinarnej. Obecnie są już projekty rozwiązania tej sprawy, politycy powinni się nad nimi pochylić jak najszybciej.
Dlaczego? Bo każda zwłoka blokuje pieniądze z KPO, które są obecnie bardzo, ale to bardzo potrzebne Polakom.