Dwórka Glapińskiego wpędziła go w kłopoty? Przed odejściem z NBP miała nagrywać rozmowy

Konrad Bagiński
08 maja 2022, 10:04 • 1 minuta czytania
Czy odejście jednej z dwóch tzw. dwórek prezesa NBP, Adama Glapińskiego, to przyczyna jego słabego poparcia w partii rządzącej? Plotki z obozu władzy wskazują, że przed odejściem z NBP nagrywała spotkania Glapińskiego z członkami rządu. Druga kadencja prezesa Narodowego Banku Polskiego zdaje się wisieć na włosku.
Czy jedna z "dwórek" wpędziła Glapińskiego w potężne kłopoty? Jacek Dominski/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Pozycja Adama Glapińskiego nie jest tak silna, jak zapewnienia polityków PiS o tym, że jednak jest. Partii rządzącej od dłuższego czasu nie udaje się zebrać poparcia dla obecnego szefa Narodowego Banku Polskiego, które zapewniłoby mu drugą kadencję. Co prawda w wywiadach członkowie partii twierdzą, że sprawa w zasadzie jest przesądzona a głosowanie nad przedłużeniem misji Glapińskiego rychłe, to starannie unikają przeprowadzenia tegoż głosowania. Dlaczego?


Rąbka tajemnicy uchylili Andrzej Stankiewicz i Agnieszka Burzyńska z Onecie. W podcaście "Stan po Burzy" sugerują, że walka o fotel prezesa NBP ma wiele wątków. Jednym z nich jest sprawa tzw. "dwórek" lub "aniołków" Glapińskiego. Ich sprawa wypłynęła pod koniec roku 2018 i wzbudziła spore oburzenie.

Przypomnijmy - kompetencje Martyny Wojciechowskiej, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP oraz Kamili Sukiennik, dyrektor gabinetu prezesa banku Adama Glapińskiego, wzbudziły spore wątpliwości. Towarzyszyły mu podczas oficjalnych wystąpień, szybko zostały ochrzczone mianem jego aniołków lub dwórek. Złośliwi nazywają je Pixie i Dixie. Ich ekspresowa kariera, zakres obowiązków i bardzo wysokie zarobki podkopały pozycję Glapińskiego, ale finalnie jej nie zagroziły. Do tej pory. Stankiewicz i Burzyńska twierdzą, że jedna z pań pożegnała się ze stanowiskiem, a przed odejściem "na pożegnanie nagrała trochę taśm, o których plotki są żywe w PiS" - jak czytamy w Onecie.

Być może to właśnie jest przyczyna zaskakująco długiego procesu wybierania Glapińskiego na drugą kadencję. Jego kandydaturę zgłosił w styczniu prezydent Duda, poparł prezes PiS Jarosław Kaczyński, więc wszystko powinno być w obecnej Polsce formalnością. Okazuje się, że Glapiński już piąty miesiąc nie może być pewny stanowiska i wspaniałych zarobków (w zeszłym roku zarobił okrągły milion).

Głosowanie nad jego kandydaturą nie zostało do tej pory przeprowadzone, co nieco osłabia zapewnienia polityków PiS o niesłabnącym i wysokim poparciu partii dla prezesa NBP.

Wybór Glapińskiego byłby nielegalny?

Co więcej - istnieje ryzyko, że Adam Glapiński już wykorzystał dwie kadencje na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego. Ta informacja wywołała burzę w Pałacu Prezydenckim. Andrzej Duda jest bowiem orędownikiem kolejnej kadencji Glapińskiego.

Jak wyjaśnia RMF FM, ustawa o Narodowym Banku Polskim przewiduje, że członkiem zarządu Narodowego Banku Polskiego można być maksymalnie dwie kadencje. 

A niewielu pamięta, że w lutym 2016 roku prezydent Andrzej Duda - na wniosek ówczesnego prezesa NBP Marka Belki - powołał Adama Glapińskiego na stanowisko członka zarządu banku, co – zdaniem RMF FM – trzeba uznać za pierwszą kadencję Glapińskiego w zarządzie.

Druga kadencja Glapińskiego w charakterze członka zarządu zaczęła się natomiast 10 czerwca 2016 roku, kiedy to został powołany na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego, czyli też na członka zarządu. Zgodnie z założeniem RMF FMF nakazywałaby to uznać za drugą kadencję, co blokowałoby Adamowi Glapińskiego dalszą pracę w zarządzie NBP - po upływie obecnej kadencji.

Co prawda pałac prezydencki zapewnia, że zasięgnął opinii wybitnych prawników i wszystko jest w porządku, ale ziarno niepewności zostało zasiane.