Chcesz spędzić urlop w Polsce? Sprawdziliśmy, ile cię to będzie kosztować

Konrad Bagiński
12 maja 2022, 09:35 • 1 minuta czytania
Połowa maja to dobry czas na planowanie urlopu. Sprawdziliśmy, ile może kosztować dwutygodniowy, krajowy, wyjazd dla polskiej rodziny. Wnioski są druzgocące - wielu osób nie będzie na to stać. Ceny poszły w górę do tego stopnia, że fanaberią staje się już nawet weekendowy wypad nad morze czy w góry.
Wakacje nad polskim morzem będą w tym roku wyjątkowo drogie Piotr Kamionka/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Według prognoz opartych na cenach majówki, tegoroczne wakacje w Polsce będą o przynajmniej 30 proc. droższe od tych w 2021 roku. Ceny na majówkę porównywalne są z tzw. wysokim sezonem – czyli lipcem i sierpniem. Postanowiliśmy sprawdzić, ile w tym roku może kosztować dwutygodniowy urlop dla dwóch osób z dzieckiem.


Wakacje najpierw trzeba zarezerwować. W Gdańsku najtańsze oferty noclegów od 1 do 14 lipca dla dwóch osób z dwójką dzieci zaczynają się od 2700 złotych. Większość ofert startuje od poziomu 3 tysięcy. W Ustce o takich cenach można pomarzyć – startują od 3,5 tysiąca, większość wymaga zapłaty co najmniej 4 tysięcy. Najtańsze noclegi nad morzem dla naszej rodziny znajdują się w mniejszych miejscowościach, oddalonych nieco od popularnych szlaków komunikacyjnych. Za przyzwoite miejsce do spania trzeba zapłacić minimum 2 tysiące, sporo ofert znajdziemy w przedziale cenowym 2,5 – 3 tysiące. Co ciekawe, podobne ceny są w okolicach Zakopanego. W samym mieście jest ok. 500 złotych drożej.

Ceny sprawdzamy na kilku portalach agregujących oferty noclegów w pensjonatach i tzw. apartamentach – czyli po prostu mieszkaniach na wynajem. Można przyjąć, że w opcji ekonomicznej (nie na łóżku polowym, ale i nie w hotelu z basenem) nocleg dla naszej rodziny kosztuje ok. 200 złotych za noc.

Na wakacje trzeba też jakoś dojechać. Tymczasem ceny paliw szaleją – to najkrótsze podsumowanie tego, co dzieje się na stacjach. Jeszcze 2-3 tygodnie temu sytuacja wydawała się zła, ale stabilna. Benzyna 95 kosztowała w okolicach 6,40 – 6,50 zł za litr. Dziś ceny na dystrybutorach powędrowały w okolice 6,90 zł i nikt nie ma wątpliwości, że to nie jest ostatnie słowo. Jak tak dalej pójdzie, to litr benzyny będzie kosztował 7 złotych i to pomimo obniżonego VAT-u. Olej napędowy już kosztuje prawie 7,50 zł za litr.

Dziś benzyna 95 w hurcie w Orlenie kosztuje 6,40 zł za litr a diesel 6,53 zł. Jak dodamy do tego 8 proc. VAT, wychodzi nam odpowiednio 6,91 zł i 7,05 zł. Uwaga – to jest cena tylko i wyłącznie paliwa z podatkiem, nie obejmuje marży stacji benzynowej. Sprawdziliśmy na pobliskim Orlenie – cena benzyny 95 to równe 6,91 zł za litr. Przypadek? Nie sądzę. Diesel kosztuje 7,36 zł za litr. Ceny paliw premium oderwały się od rzeczywistości – 98-ka kosztuje 7,26 zł za litr, a "lepszy diesel" 7,59 zł.

Widać więc wyraźnie, że kupiona dziś w hurcie benzyna nie może za kilka dni kosztować mniej niż 7 zł za litr. Gdyby nie czasowo obniżony z 23 do 8 proc. VAT, byłoby to 7,88 zł i 8,03 zł za litr. Uwaga – rząd zdecydował się na obniżkę VAT do 31 lipca. Więc ceny paliw ze zdwojoną mocą mogą uderzyć w sierpniu.

Pociągiem czy autobusem?

Rzućmy okiem na to, ile będzie nas kosztował przejazd samochodem nad morze albo w góry. Załóżmy, że nasze auto spala średnio 7,5 litra na setkę. Z Warszawy do Gdańska mamy 342 km siódemką albo 416 km autostradą A2 i A1. Pierwsza jest bezpłatna i w dwie strony auto spali 51,3 litry paliwa. Przy dzisiejszej cenie 6,91 zł za litr (bez zarobku stacji) wychodzi nam prawie 355 złotych. Autostradami - ponad 430 złotych i trzeba doliczyć 30 zł opłaty w jedną stronę. W obie razem z paliwem wychodzi więc 490 złotych. Przejazd z Warszawy do Zakopanego i z powrotem to – w zależności od trasy – 434 lub 490 złotych.

To może pociągiem? Najtańsze bilety, jakie udało nam się znaleźć z Warszawy do Gdańska kosztują niecałe 200 złotych w opcji 2 osoby dorosłe i 2 dzieci. Wychodzi 400 zł w obie strony – w tym przypadku jest drożej niż samochodem. Ale to niezła promocja – normalny bilet kosztuje 60 złotych, większość połączeń do Gdańska kosztuje ponad 2 razy więcej.

Pociągiem do Zakopanego? Z połączeniami nie jest łatwo, konieczna jest przesiadka. Znaleźliśmy pociąg za 580 zł (2 dorosłych, 2 dzieci). W obie strony trzeba zapłacić 1160 zł.

Na wakacjach trzeba też coś jeść

Jakie ceny zaoferują nam lokale gastronomiczne? Jeszcze nie wiemy, ale mamy dziwne przekonanie, że internet znowu zaroi się od tzw. paragonów grozy. Jedzenie staje się po prostu coraz droższe. Smażona ryba kosztuje jakieś 130 złotych za kilo, więc 200-gramowy smażony filet będzie kosztował 26 złotych. Do tego porcja węglowodanów (frytki, ziemniaki, ryż) za kilka, kilkanaście złotych, zielenina i pojedyncze danie ląduje na poziomie cenowym 40 złotych.

Właściciele lokali gastronomicznych w całym kraju łamią sobie głowy nad tym, jak jednocześnie dostosować ceny do obecnej sytuacji i nie zbankrutować, a jednocześnie nie odstraszyć klientów. Z rozmów z nimi wiemy, że ceny jedzenia "na mieście" muszą iść i pójdą w górę. Gałka zwykłych lodów będzie w tym sezonie kosztowała od 5 do 7 złotych. Jeśli rodzina zamówi sobie po dwie gałki na osobę, jej budżet uszczupli się o 50-60 złotych. Rok temu wielu internautów oburzało się na gofry po 18 złotych (z dodatkami). W tym sezonie to będzie norma.

Najlepiej jest oczywiście zapewnić sobie pożywienie w jakimś lokalu gastronomicznym oferującym żywienie masowe – abonamentowe albo czymś w rodzaju baru mlecznego. W wielu miejscowościach działają takie punkty. Porządny obiad dla 2 dorosłych i 2 dzieci może kosztować jakieś 50 złotych. Sęk w tym, że takie punkty znajdują się na ogół w lokalizacjach nieco oddalonych od turystycznych szlaków. Dwudaniowy obiad w restauracji z abonamentem może kosztować 30-35 złotych od osoby. We wcześniejszych latach było to nawet od kilkunastu do dwudziestu kilku złotych, teraz o takich cenach możemy zapomnieć. Wychodzi 120-140 zł dziennie dla rodziny. Dodajmy do tego do 50 złotych dziennie na śniadania, kolacje, przekąski, picie i owoce. Koszt wyżywienia sięga więc 2500 złotych za dwa tygodnie.

Podsumujmy: na noclegi wydamy przynajmniej 2500 złotych, 2500 złotych na jedzenie, przynajmniej 500 złotych na transport tam i z powrotem. Wychodzi 5500 złotych a i tak nie liczyliśmy zbytków – lodów, gofrów, kawy na mieście, wieczornego wyjścia na piwo albo butelkę wina. Nie braliśmy też pod uwagę transportu na miejscu, biletów wstępu do muzeów, kin czy innych atrakcji. Jeśli założymy – bardzo ostrożnie - że przepuścimy na to 75 złotych dziennie, rachunek rośnie o kolejny tysiąc złotych do 6500 złotych. Zakładamy też, że w miejscu, do którego jedziemy uda nam się znaleźć darmowy parking. Nie jest to pewnik, więc na samo parkowanie w okolicy plaży czy atrakcji turystycznych możemy wydać kilkadziesiąt złotych dziennie.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że są auta palące mniej, ale są i bardziej paliwożerne. Że można znaleźć tańszy nocleg – ale są też o wiele droższe. Na kolei można trafić na niezłą promocję i kupić tańsze bilety. Można też przeżyć cały urlop jedząc zupy i gotowe dania z Biedronki, Lidla czy Żabki. Staraliśmy się jednak oszacować ile może kosztować urlop dla zwykłej rodziny, która nie szasta pieniędzy, ale nie chce też przeżyć dwóch tygodni na liczeniu każdego grosza.

Niestety, zdajemy sobie sprawę z tego, że większość Polaków musi te pieniądze liczyć. Wzrost cen szczególnie mocno uderza w osoby najmniej zamożne. Mamy też grupę 2 milionów kredytobiorców, którzy zostali obdarowani podwyżkami rat, często dwukrotnymi. Te brakujące minimum kilkaset złotych miesięcznie w domowym budżecie może oznaczać właśnie brak wakacyjnego wyjazdu.

Z ciekawości rzuciliśmy też okiem na oferty biur podróży. Ceny 15-dniowych wczasów w Tunezji lub Turcji dla naszej rodziny, all inclusive, w hotelu z basenem kosztują od 4000 zł w górę.