Polacy bankrutują na własne życzenie. "Przezorności nie ma w nas za grosz”

Iga Kołacz
12 maja 2022, 16:14 • 1 minuta czytania
W 2022 roku może paść kolejny rekord upadłości konsumenckich. I choć wpływ na to niewątpliwie będą miały czynniki zewnętrzne, jak chociażby szalejąca inflacja, w wielu przypadkach bankructwa można uniknąć.
W wielu przypadków bankructwa można uniknąć Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Emocje złym doradcą

Po kilku latach emigracji zarobkowej Miłosz wrócił z Anglii na stałe do Polski. Zarobione pieniądze postanowił zainwestować we własny biznes. Zdecydował się na zbudowanie małej stacji paliw w rodzinnym miasteczku, liczącym około 15 tys. mieszkańców. Przygotował biznesplan, stworzył niezbędną infrastrukturę i zaczął działać. Po roku jego firma stanęła jednak na skraju bankructwa. Jak do tego doszło?


Otóż Miłosz całkowicie zignorował fakt planowanych w jego okolicy zmian w ruchu drogowym. O nowej drodze, na którą w niedalekiej przyszłości miał zostać przekierowany ruch (zmniejszając tym samym ruch na drodze, przy której miała powstać jego stacja), wprawdzie nie słyszał tworząc biznesplan, jednak dowiedział się o niej zanim jeszcze rozpoczął działalność. I mimo tej wiedzy postanowił zrealizować swój plan, łudząc się, że być może nowa droga nie powstanie. I doprowadził do tego, że wkrótce do drzwi zapukał komornik.

- Przezorności nie ma w Polakach za grosz. Jako komornik często słyszę: „Wie pan, byłem przekonany, że się uda”. Niestety takie tłumaczenie w kwestiach finansowych nie powinno mieć miejsca - mówi Robert Damski, komornik sądowy.

Miłosz nie wyciągnął wniosków i wciąż idzie w zaparte - nie zamknął firmy, lecz obecnie jest ona w restrukturyzacji. Liczy, że uda się uratować biznes. - Ludziom trudno jest się przyznać do błędów, zwłaszcza przed rodziną i znajomymi. Brną w nietrafione inwestycje, zamiast na pewnym etapie powiedzieć: dość. Decyzje podejmują nie pod wpływem przesłanek biznesowych, lecz emocji, które są złym doradcą - komentuje Damski.

Bezzasadny optymizm może zrujnować

Finansowych optymistów są w Polsce tysiące. Tylko w ub.r. zanotowano w kraju ponad 18 tys. upadłości konsumenckich, co stanowi niechlubny rekord (w porównaniu do 2020 roku wskaźnik ten wzrósł aż o blisko 40 proc.). Od początku 2015 roku, kiedy weszła w życie upadłość konsumencka, aż do końca 2021 roku, prawomocnie zbankrutowało prawie 60 tys. osób. A patrząc na sytuację gospodarczą kraju, który jeszcze nie wyszedł z kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa, a od jesieni ub.r. mierzy się z nieustannym wzrostem stóp procentowych i inflacją, a także z konsekwencjami wojny w Ukrainie, wiele wskazuje na to, że w 2022 roku może paść kolejny rekord pod względem liczby upadłości konsumenckich.

Tylko że wcale nie musi tak być. - Z mojej obserwacji wynika, że co najmniej połowy bankructw moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy mieli wiedzę ekonomiczną o podstawowych instrumentach finansowych. Tego Polakom na pewno brakuje - komentuje Robert Damski. - Ci co bankrutują, zwykle otaczają winą wszystkich dookoła. Nigdy nie przyznają, że inwestycja, którą chcieli poczynić okazała się błędna - dodaje komornik, zaznaczając, że ostatnio najczęstszą wymówką jaką słyszy od dłużników, są rosnące ceny węgla.

- Oczywiście wzrost cen węgla mógł stać się przyczyną bankructwa, niemniej bardzo często te przyczyny leżą raczej po stronie zbyt dużego optymizmu Polaków, którzy wiedzę o kwestiach finansowych czerpią głównie z reklam. Tłumaczą mi potem: „W reklamie mówili, że to jest tylko mini ratka i bez problemu sobie poradzę ze spłatą”. A rzeczywistość okazuje się brutalna i ściąga te różowe okulary - opowiada Damski. Jako przykład niepoprawnego, czy wręcz irracjonalnego optymizmu wskazuje przedsiębiorców, którzy w pandemii otwierali kawiarnie, chociaż w tamtym czasie padały nawet wieloletnie biznesy kawiarniane.

- Na bankructwo narażone są przede wszystkim osoby zadłużone, które mają kredyty, chwilówki, debet, wyczerpany limit w kartach kredytowych. Oprocentowanie tych usług rośnie i wkrótce osoby, które nie mają luzów w domowym budżecie, stracą możliwość spłacania tych pozornie drobnych pożyczek - mówi Maciej Samcik, redaktor naczelny serwisu Subiektywnie o Finansach. I właśnie wśród tej grupy osób upatruje wzrost liczby bankrutów.

Bywa więc, że bankrutami zostajemy na własne życzenie, choć oczywiście nie zawsze. - Mam świadomość, że zdarzają się przypadki losowe, których nikt nie był w stanie przewidzieć, jak wypadek, śmierć kogoś bliskiego czy ciężka choroba, która sprawiła, że wszystkie środki przeznaczone na działalność wydaliśmy na ratowanie zdrowia czy życia - mówi Robert Damski.

Tych kilka zasad może uchronić cię przed bankructwem

Jakie są pierwsze sygnały, że możemy zbankrutować, a które ignorujemy? Przede wszystkim nadmierny konsumpcjonizm, brak kontroli nad wydatkami czy wykorzystanie limitów w kartach kredytowych, przy jednoczesnym braku oszczędności.

- Bankrutami zazwyczaj zostają osoby, które nie są przygotowane na kryzys finansowy, który w końcu każdemu się zdarzy, bo niemal każdy z nas w swoim życiu ma dwa lub trzy kryzysy finansowe. Ale jeśli na nie odpowiednio reagujemy, czyli na przykład renegocjujemy umowę z bankiem bądź sięgamy po oszczędności, chronimy się przed bankructwem - mówi Maciej Samcik. I dodaje: - Podstawową rzeczą jest wydłużenie kredytu, przy jednoczesnym obniżeniu jego rat, ponieważ generalnie problemy zaczynają się, kiedy kończy nam się płynność finansowa. Aby temu zaradzić należy zmniejszyć bieżące opłaty oraz sprawdzić, z czego możemy zrezygnować - mówi Samcik.

Naczelny Subiektywnie o Finansach zwraca uwagę, że współcześnie dość częstym problemem są karty kredytowe, które podpięte są do różnych usług, a z których nawet nie zawsze korzystamy. - Pieniądze schodzą z kart w sposób niezauważalny, ponieważ są to płatności cykliczne, w związku z czym nie odczuwamy tego - dodaje naczelny.

Jako kolejną rzecz wskazuje, aby nie zaciągać nowych zobowiązań, które powodują, że będziemy mieli mniejszą elastyczność w dysponowaniu pieniędzmi. Podkreśla, że w perspektywie najbliższego roku najważniejszym jest, aby mieć rezerwy pieniędzy w budżecie domowym, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak bardzo wzrosną rachunki, raty kredytów czy wydatki na żywność.

A gdy już uda nam się zaoszczędzić trochę pieniędzy, kolejnym krokiem jest inwestowanie. Od jakiego pułapu warto inwestować? - Większość z nas ma oszczędności rzędu 15-25 tys. zł, a to nie są pieniądze, które warto wystawiać na ryzyko związane z inwestowaniem. Takim osobom polecałbym spokojne przeczekanie na przykład przy obligacjach skarbowych czy dobrym depozycie bankowym. Jeśli można ulokować pieniądze na 5-6 proc. w banku, czy na 7-9 proc. w obligacjach skarbowych, to wprawdzie całkowicie przed inflacją nas nie chroni, ale w dużej części tak - mówi Maciej Samcik.

Podkreśla jednak, że jeśli ktoś ma więcej pieniędzy, teraz jest dobry moment na inwestowanie. - W długiej perspektywie takie rzeczy jak nieruchomości, akcje spółek giełdowych czy obligacje chronią przed inflacją. A więc ci, którzy mają już portfel inwestycyjny oraz dodatkowy kapitał i zastanawiają się, co z nim zrobić, jest to dobry moment, aby kupić coś taniej. Jeśli ktoś ma kapitał i jest gotowy podjąć ryzyko, że będzie mu się to wahać, najbliższe miesiące będą dobrym momentem, aby ulokować pieniądze na fajnych warunkach - dodaje ekspert. Zaznacza, że inwestowanie można już zacząć mając około 50-70 tys. zł wolnych środków (i jeśli nie mamy długów).