Chcesz więcej zarabiać, ale boisz się rozmowy o podwyżce? Po pierwsze dobrze się przygotuj

Iga Kołacz
04 lipca 2022, 19:15 • 1 minuta czytania
Zasługujesz na wyższą pensję, ale boisz się poprosić o podwyżkę? Choć takich jak ty jest wielu, niech cię to nie zniechęci do renegocjacji wynagrodzenia. Wskazujemy, w jakich sytuacjach pracodawcy nadużywają swojej pozycji i podpowiadamy, jak się nie dać wodzić za nos.
Photo by Tim Gouw on Unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Daj o sobie znać

Bywają miejsca, gdzie podwyżki dla pracowników wpisują się w styl zarządzania firmą i pracownicy wiedzą, czego mogą oczekiwać po określonym czasie na danym stanowisku. Praktyka pokazuje jednak, że zdecydowana większość przedsiębiorstw takich zasad nie stosuje, zaś na podwyżkę trzeba sobie nawet nie tyle zapracować, co upomnieć się o nią. Pracodawca nawet jak dostrzega, że pracownik zasługuje na podniesienie pensji, tylko w nielicznych przypadkach zdecyduje się dać mu podwyżkę. Niejednokrotnie działa jednak zasada: skoro pracownik nie upomina się, widocznie jest zadowolony ze swojego wynagrodzenia, a przynajmniej nie będą tego sprawdzać.


Rozwiązaniem tego problemu jest, aby już na początku współpracy ustalić z szefem spodziewaną ścieżkę awansu i oczekiwania finansowe w kolejnych miesiącach czy nawet latach. Jeśli jednak nie zrobiliśmy tego przed podjęciem pracy, nic straconego. W takiej sytuacji należy umówić się na spotkanie z pracodawcą - oficjalnie, na konkretny dzień i godzinę, a nie zaczepiać go w przejściu między salą konferencyjną a kuchnią. Zaś do samej rozmowy trzeba się przygotować.

Rozmowa warta tysięcy złotych - przygotuj się na nią!

W sieci można znaleźć liczne porady, których autorzy wskazują, że przygotowując się na rozmowę o podwyżkę należy zadbać o własny komfort, czyli wyspać się i ubrać stosownie do okazji, aby traktowano nas poważnie. Oczywiście można stosować się do tych rad, lecz pomoże nam to raczej zwiększyć pewność siebie, niż przekonać szefa do sięgnięcia do portfela.

Rzecz w tym, aby przygotować się do rozmowy merytorycznie. W jaki sposób? Przede wszystkim trzeba przygotować argumenty przemawiające za tym, że podwyżka po prostu nam się należy, czyli wypunktować, co wnosimy do firmy i dlaczego nasza praca powinna zostać wyceniona na więcej. Nie szantażujmy emocjonalnie pracodawcy odwołując się do złej sytuacji materialnej wywołanej zwiększającymi się kosztami życia, bo jeśli zasługujemy na podwyżkę, należy nam się ona bez względu na tego typu okoliczności.

- Rozmowę o podwyżce można porównać do sprzedaży produktu. Jako sprzedawca musimy wykazać dlaczego nasz produkt jest lepszy niż wcześniej. Udowadniamy pracodawcy w ten sposób, że warto nam zapłacić więcej. Przykładowo, jeśli pracujemy w firmie już kilka lat to nasze doświadczenie jest lepsze, niż było wcześniej, gdy negocjowaliśmy początkową kwotę pensji - mówi Elżbieta Niezgódka, adwokatka w Woman Labour Matters Project.

Nie ma specjalnie określonego momentu idealnego na rozmowę o podwyżkę. Po prostu umówmy się na spotkanie, kiedy czujemy, że powinniśmy zarabiać więcej i poprośmy pracodawcę o uwzględnienie tego spotkania w kalendarzu. „Znajdź taki dzień tygodnia, w którym zarówno Ty, jak i Twój szef macie nieco więcej czasu. Rozmowa o podwyżkę powinna być przeprowadzona w warunkach komfortowych dla obu stron, najlepiej w zamkniętym pomieszczeniu” - radzi na swojej stronie HRK, firma specjalizująca się w zarządzaniu zasobami ludzkimi.

- Wprowadzanie do umowy o pracę jakichkolwiek zmian jest dobrym momentem, aby negocjować wyższą pensję, szczególnie gdy zmieniamy zakres obowiązków. Umawiamy się na inną usługę, więc kwota wynagrodzenia też powinna być dostosowana - podkreśla Niezgódka.

Jako przykład wskazuje na sytuację, kiedy pracownik jest zastępcą dyrektora i z firmy odchodzi dyrektor. Może się zdarzyć wtedy tak, że szef proponuje awans na wolny wakat, ale jednocześnie nie chce podnieść pensji mówiąc coś w stylu: "na początek będziesz zarabiała jak dotychczas, a jak się sprawdzisz, będziemy rozmawiać o nowych warunkach finansowych”. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, ponieważ nowo powołanemu dyrektorowi czy dyrektorce należy się wynagrodzenie przewidziane na to konkretne stanowisko.

- Kwestie finansowe trzeba poruszać od razu. Bardzo ważnym momentem negocjacyjnym jest chwila, kiedy pracodawcy zależy na tym, abyśmy powiedzieli „tak, biorę to stanowisko”, czyli kiedy szuka zastępstwa „ na już”. A jeśli damy się zwieść pracodawcy, że wrócimy do rozmowy o podwyżce za miesiąc, będzie po wszystkim. Pracodawca po prostu uzna, że ma załatwiony ten proces - komentuje adwokatka. Dla pracodawcy najważniejsze jest w takiej sytuacji, że ktoś wykonuje pracę, a kwestie finansowe pracownika schodzą na dalszy plan.

Inną kwestią jest, że pracodawcy wykorzystują fakt, że pracownicy - nauczeni często doświadczeniem poprzedników - obawiają się o własną posadę i na wszelki wypadek wolą się nie wychylać, czyli nie domagają się podwyżki, nawet jeśli powinni zarabiać więcej.

Róża Szafranek, HR expert & CEO w HR Hints zwraca uwagę, że najważniejsze w negocjowaniu podwyżki są czas, który damy pracodawcy na przemyślenie tematu i podjęcie decyzji oraz argumenty, jakie podamy. - Pracownicy często zaskakują swojego szefa i mówią, że oczekują odpowiedzi od razu albo w ciągu kilku dni - a to zwykle są decyzyjnie naczynia połączone, często podwyżka od czegoś innego zależy, więc nie da się odpowiedzieć natychmiast mimo szczerych chęci - mówi Szafranek.

Podwyżka, czyli o ile właściwie poprosić?

Kilka lat temu będąca wtedy przed trzydziestką Małgorzata, pracownica jednej w międzynarodowych korporacji technologicznych z siedzibą we Wrocławiu dostała długo wyczekiwaną podwyżkę - pracowała tam już 3 lata, a do firmy przeszła z konkurencji. Nie sposób opisać jej zdziwienie, kiedy dowiedziała się, że upragniona podwyżka owszem, będzie, lecz wynosi ona 4 proc., co przy ówczesnej pensji 5 tys. zł wynosiło zaledwie 200 zł. Była tym faktem sfrustrowana, ale zgodziła się na tę podwyżkę, uznając, że lepiej mieć 200 zł niż nic. Jednym słowem: odpuściła.

- Pracownicy żądają za mało i na za mało się godzą. Jak pracodawca da jakąkolwiek podwyżkę, wtedy pracownicy mają poczucie, że cokolwiek wynegocjowali i na to przystają - przyznaje Elżbieta Niezgódka.

Wysokość podwyżki zależy od wielu zmiennych takich jak wysokość zajmowanego stanowiska, doświadczenie czy zakres dodatkowych obowiązków. Jaka podwyżka byłaby odpowiednia? Na pewno wyższa niż kilka procent. Jak wskazuje Szafranek, wyrównaną wysokość podwyżki w wysokości 3 proc. czy 5 proc. spotykamy obecnie już tylko w tych firmach, które nie nadążają z duchem czasu. - No bo co dzisiaj pracownika obchodzi, że - jak mówi się w wielu firmach - że standardem jest maksymalnie 10 proc. podwyżki, jeśli w innej firmie on dostaje 30 proc. więcej i chce zostać u obecnego pracodawcy, ale też wyższe pieniądze po prostu kuszą. Zdecydowanie odchodzi się też od podwyżek ujednoliconych. To kryteria oceny powinny być jednolite i sprawiedliwe a nie wysokość wynagrodzenia czy procent otrzymywanej podwyżki - mówi Róża Szafranek. I jednocześnie zapewnia: - Minęły już te czasy, w których pracodawcy uznawali, że osoba przychodząca po podwyżkę jest roszczeniowa - dodaje.

O podwyżkę może starać się każdy, w tym osoby zarabiające najniższą krajową, lecz jej wysokość jest już kwestią indywidualną. To co ważne - nie należy się bać o nią prosić. I zawsze lepiej jest poprosić o więcej niż o mniej - przecież pracodawca wcale nie musi przystać na naszą ofertę, to są negocjacje. - Trochę działa tutaj zasada, że im wyższe stanowisko, tym więcej można żądać. Wynika to z tego, że widełki na tych wyższych stanowiskach są szersze, bardziej elastyczne, ponieważ eksperckość jest trudniej wycenić. Kasjer w sklepie z funkcją kierowniczą dostaje dodatkowe pieniądze za kierowanie zespołem, a więc dokładnie wiadomo, o ile powinna wzrosnąć jego pensja - komentuje Niezgódka.

- Paradoksalnie możliwość negocjowania podwyżki nie zależy od osoby, która negocjuje, jak nam się zwykle wydaje, lecz od miejsca, w którym pracujemy - mówi Róża Szafranek, podkreślając, że firmy z  sektora państwowego albo oddziały zagraniczne w kraju, które nie mają autonomii kadrowej, często nie mogą wiele zrobić. - Zasady negocjowania są w każdym miejscu dość podobne, a jeśli słyszymy kolejny i kolejny raz odmowę, może warto zastanowić się, czy nie czas na konfrontację z szefem i zapytanie wprost, czy podwyżka w danym miejscu jest poza naszym zasięgiem? - podpowiada szefowa HR Hints.

Istotne jest, aby wynegocjowaną podwyżkę zawrzeć w umowie. - Trzeba umówić się na piśmie, nie na gębę - zaznacza adwokatka. Niekoniecznie musimy spisywać aneks do umowy o pracę - może być to również w formie mailowej. Ważne jednak, aby mailować w tej kwestii z osobą decyzyjną, a nie każdy przełożony nią jest, nawet jeśli zasiada w zarządzie. W takiej sytuacji, czyli przełożony zasiada w zarządzie, ale nie ma samodzielności w podejmowaniu decyzji o podwyżkach, trzeba korespondować z nim wraz z kopią do drugiej osoby w zarządzie. I najlepiej jeśli ta druga osoba zareaguje (na przykład napisze „OK” w odpowiedzi na ustalenia dotyczące podwyżki).

Większe obowiązki to wyższa pensja

Niechlubną praktyką pracodawców jest dokładanie pracownikom obowiązków, przy jednoczesnym braku podwyżki lub podwyżce nieznacznej, nieadekwatnej do zakresu obowiązków. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest jasne określenie obowiązków już na samym początku wiązania się z firmą. I kiedy dojdzie do sytuacji, gdy pracodawca dokłada pracownikowi obowiązków nie oferując nic w zamian, ma podstawę do wywalczenia podwyżki, nawet jeśli jest to nie po myśli pracodawcy.

- Jeśli pracodawca wykracza poza zakres obowiązków pracownika i chce, aby robił jeszcze coś innego, wtedy poprzednia stawka jest już nieaktualna i trzeba odpowiednio podnieść wynagrodzenie. Niestety pokutuje przeświadczenie, że jak pracodawca płaci za pracę od godziny 9 do 17, pracownik jest w tym czasie do jego dyspozycji i może mu zlecić co chce w tej samej cenie - tak to nie działa - komentuje Elżbieta Niezgódka. Jako przykład wskazuje sytuację, kiedy ktoś jest na zwolnieniu przez dłuższy czas i współpracownik przejął jego obowiązki, czyli właściwie pracuje na dwa etaty. Jeśli stawka osoby nieobecnej jest wyższa niż pracownika, który ją zastępuje, powinien więcej zarabiać.

Czy pracodawcy respektują żądania pracowników domagających się podwyżek? - Z tym jest różnie. Jeżeli ktoś po prostu zgadza się przyjąć dodatkowe obowiązki, nie ma żadnej podwyżki. A jeżeli ktoś mówi, że zrobi to, ale za wyższą stawkę, wtedy pracodawcy zazwyczaj coś dołożą, ponieważ czują, że muszą - odpowiada adwokatka.

Jeśli nie uda się porozumieć z pracodawcą, zawsze można domagać się podwyżki drogą sądową, co trwa jednak dłużej. Warto mieć jednak świadomość, że niezadowolony ze swojej pensji pracownik może złożyć pozew z tytułu nierówności płacowej. - Zasada równości płacowej polega na tym, że pracodawca musi wynagradzać pracowników sprawiedliwie, co nie oznacza, że musi dawać każdemu po równo, tylko odpowiednio do wykonywanej pracy i kwalifikacji. Nie może być tak, że jak ktoś wykonuje tę samą pracę co inny pracownik na tym samym stanowisku, da mu mniej tylko dlatego, że jest on bardziej potulny. Różnice wynagrodzeń muszą mieć obiektywne podstawy. Jeżeli nie wiemy jakie, mamy prawo się tego dowiedzieć - wyjaśnia Niezgódka.

Ale i tu jest haczyk - trzeba mieć umowę o pracę, ponieważ na umowach B2B nie możemy w tej kwestii odwołać się do sądu. Wtedy trzeba się po prostu dogadać z pracodawcą.

Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl