Kaczyński w końcu zrewaloryzuje 500+. Ale zwycięstwa mu to nie zapewni
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
- Nie chcemy Polski, która żyje ze świadczeń społecznych. My chcemy Polski, która pracuje, ma z czego żyć… - mowił kilka tygodni temu prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z wyborcami w Białymstoku. Co te słowa mogą oznaczać? Zdaniem prof. Ryszarda Szarfenberga (politolog i wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim) władze PiS zdają sobie sprawę, że waloryzacja świadczenia 500 plus o 200 zł nie zapewni PiS zwycięstwa wyborczego.
- Jeśli opozycja wygra wybory, to 500 plus może być z kolei przyznawane tylko tym, którzy będą aktywni zawodowo. PiS wróci też przed wyborami do tematu emerytur stażowych. Pomoc społeczna nie udźwignie natomiast armii seniorów, którzy nie mają za co żyć i w końcu rząd wprowadzi dla nich jakiś rodzaj emerytury obywatelskiej - mówi prof. Szarfenberg w rozmowie z Katarzyną Bartman z money.pl.
Ekspert wyjaśnia, że nikt - nawet Kaczyński - nie chce, by społeczeństwo żyło z zasiłków i świadczeń od państwa. Ale słowa prezesa PiS to również odpowiedź na zmasowaną krytykę PiS, w której podnosi się cały czas, że przez rozdawnictwo rządu są problemy. Chociaż na rynku pracy tych problemów nie widać - zastrzega prof. Szarfenberg.
Dodaje, że w strategii PiS sporo się przez ostatnie dwa lata zmieniło. Owszem, mamy 500+, trzynaste i czternaste emerytury, ale w reakcji na pandemię rząd transferował pieniądze do firm. Teraz obniżono VAT. Obecnie zaś przestrzeń do kolejnego rozdawnictwa bardzo się kurczy.
Nie jest przypadkiem, że na ostatniej konwencji PiS nie zapowiedziano waloryzacji 500 plus - chociaż wszyscy się właśnie tego spodziewali. Prof. Szarfenberg przypuszcza, że ona i tak zostanie wprowadzona, ale nieco później.
- Nie sądzę jednak, aby waloryzacja 500 plus miała duży wpływ na wynik wyborczy, jak wprowadzenie tego świadczenia w 2016 i rozszerzenie go w 2019 r. - dodaje.
Przewiduje też, że jeśli wybory wygra opozycja, świadczenie zostanie bez zmian. Być może obcięte zostaną też świadczenia dla najbogatszych, ale rewolucji nie należy się spodziewać. Rozmówca money.pl przypomina, że polskie świadczenia (emerytury i renty - 11 proc. PKB, a 500 plus - prawie 3 proc. PKB) nie są wcale rekordowe. Inne państwa wydają na podobne świadczenia więcej.
Komu Kaczyński chce dać pieniądze
Zwiększenie świadczenia 500+ o 200 złotych miałoby efekt proinflacyjny - uważa Jarosław Kaczyński. Drugą ręką dosypuje emerytom o wiele większą sumę w postaci 13 i 14 emerytury.
Spójrzmy na fakty. Obecnie roczny koszt świadczenia 500+ to ok. 41 miliardów złotych. Gdyby świadczenie podnieść do 700 złotych, roczny koszt sięgnąłby ok. 57,4 miliarda złotych. W przybliżeniu mówimy więc o dodatkowych 16 miliardach złotych. Według Kaczyńskiego to nierealne. Dlaczego?
Pytany o podniesienie świadczenia z 500, Kaczyński powiedział wprost, że "700 plus to właśnie posunięcie proinflacyjne". A dopytywany o szanse na zwiększenie świadczenia w najbliższym czasie, odparł: "nie sądzę, żeby były".
Możemy uznać, że Kaczyński ma rację. Rozdanie ludziom 16 dodatkowych miliardów złotych pewnie miałoby działanie proinflacyjne. Ale Kaczyński wykazuje się przy tej okazji potężną hipokryzją.
- Nie zapomnieliśmy też o seniorach. Tu, jeśli liczyć rocznie, rok do roku, to mamy wzrost niebywały. Z 3,6 do 44 miliardów złotych. W tym roku, roku 22, na 13 emeryturę wydaliśmy 43,8 bodajże miliarda, na czternastą - 11,4 miliarda - mówił wyraźnie zadowolony Kaczyński na konwencji PiS na początku czerwca.
Pomijając oczywiste pomyłki Kaczyńskiego, faktem jest, że rząd rozdał w ramach 13-tek i 14-tek (w latach 2019-2021) 47 miliardów złotych. Warto też zauważyć, że w tym roku rząd nie planuje dodatkowej waloryzacji emerytur, zamiast tego wypłaci właśnie 14-tkę.