Niezdrowa fascynacja Kaczyńskiego. Prezes PiS chce zrobić z Polski Turcję i coś mu wychodzi
- Mój brat mówił tak: "chciałbym, żeby o Polsce mówiono tak jak o Turcji, że to jest poważne państwo". Tak powinno być i tak się staje - mówił w Kórniku (województwo wielkopolskie) prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Podobne rzeczy wygadywał wielokrotnie i powtarza je od lat.
Spójrzmy więc na kraj i przywódcę, na którym wzoruje się Kaczyński. Erdoğan w Turcji rządzi wszystkim. Podporządkował sobie parlament, system sądowniczy, wojsko i media. I dokładnie taką samą drogą idzie Kaczyński.
Pomińmy historię Recepa Tayyipa Erdoğana i tego, jak doszedł do władzy. Prezydentem jest od 2014 roku. W kwietniu 2017 roku ponad 50 proc. Turków poparło jego projekt zmiany systemu politycznego kraju z parlamentarnego na prezydencki. I od tej pory nic w kraju nie dzieje się bez jego udziału. Kaczyński również uzależnił od siebie sądy, państwowe media stały się narzędziem tępej propagandy, a niezależne nie dostają reklam od państwowych spółek. Tu Kaczyński zrobił nam już prawie Turcję.
Najgroźniejszym przeciwnikiem Erdoğana jest w Turcji burmistrz Stambułu. Nawiasem mówiąc, Erdoğan też w przeszłości pełnił tę funkcję. W Turcji mówi się, że bycie burmistrzem Stambułu to przepustka do władzy w całym kraju. Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć, jak wielki jest Stambuł. W mieście oficjalnie mieszka 15,5 mln mieszkańców, nieoficjalnie ok. 20 mln. Ze wschodu na zachód ma ok. 150 km. Czyli mniej więcej tyle, ile jest z Warszawy do Łodzi.
W samym Stambule jest zarejestrowanych ok. 5 mln samochodów. To miasto jak na polskie warunki niewyobrażalnie wielkie. Zmieściłaby się w nim połowa naszej populacji. Ale i w 83-milionowej Turcji jest czymś ogromnym. Jedna czwarta mieszkańców kraju żyje w jednym mieście. Jeśli dodamy do tego prawie 6-milionową Ankarę, stolicę kraju – również rządzoną przez opozycyjnego burmistrza, zobaczymy, że prawie połowa ludzi mieszka w dwóch miastach. Turcja jest mniej więcej 2,5 razy większa od Polski pod względem powierzchni.
Również w Polsce jednym z najważniejszych oponentów Kaczyńskiego jest prezydent największego miasta, stolicy. W Turcji Erdoğan, by utrzeć nosa burmistrzowi Stambułu, nie pozwolił mu wybudować nowej linii metra. Sam zlecił budowę "własnej", grosza nie szczędząc, ale kazał ją nazwać literą "U", żeby odróżnić rządową linię od zwykłych miejskich "M". Postanowił też, że w centrum europejskiej części postawi wielki meczet. Chociaż tych w Stambule wcale nie brakuje. Inwestycja rozmachem przypomina stołeczną Świątynię Opatrzności Bożej.
Erdoğan rządzi tak, jak Kaczyński by chciał
Opozycja siedzi w więzieniu, niezależne media prawie nie istnieją. Istnieje za to inflacja, która w tym kraju przebiła wszelkie granice przyzwoitości. W zasadzie można ją podawać z dziesięcioprocentowym rozstrzałem - to jakieś 60-70 procent rok do roku. Oczywiście oficjalnie, bo nieoficjalna sięga 140 - 160 procent. Sama benzyna podrożała w ciągu jednego roku trzykrotnie. Teraz cena spadła do mniej więcej 22 lir za litr, ale w lipcu zbliżała się do 30 lir. W grudniu 2021 paliwo kosztowało... 11 lir.
W Europie tylko 5-6 krajów ma wyższą inflację niż Polska. Ale gdzie naszym 15,5 procentom do erdoganowskiej Turcji. Nastąpiła ona po serii obniżek stóp procentowych pod koniec zeszłego roku. Było to spowodowane decyzją prezydenta. Wprowadził on w kraju swój własny system ekonomiczny, zwany potocznie Erdoganomiką. Według jego teorii wysokie stopy procentowe powodują inflację. Więc je zmniejszył o 5 punktów procentowych między wrześniem a grudniem, ale w tym roku pozostały one na niezmienionym poziomie 14 proc. Praktyka nie poszła jednak w ślad za teorią i inflacja wystrzeliła jak z procy.
Kraj ledwo zipie
W połowie 2018 r. turecka gospodarka rozwijała się w tempie 5,2 proc. Niemniej jednak ekonomiczni eksperci wiedzieli już, że zaskakująco szybki wzrost PKB niebawem przejdzie do historii. Zbyt wiele sygnałów zapowiadało recesję, od której nie było już wówczas odwrotu.
– Wskaźnik PMI (odzwierciedlenie aktywności managerów nabywających różnego rodzaju dobra i usługi - red.) dla przemysłu spadał wtedy już grubo poniżej granicy 50, wskazując na kurczenie się tego sektora gospodarki. Co mogło być szokujące, w ledwie kilka miesięcy dolar czy euro podrożały względem liry o ok. 65-70 proc. Rzutowało to – rzecz jasna – nie tylko na koszty zagranicznych podróży obywateli Turcji, ale też przede wszystkim importu towarów czy surowców energetycznych. Cena baryłki ropy z perspektywy mieszkańca np. Ankary skoczyła z ok. 186 do ponad 500 lir. Turecka waluta stała się po prostu niewiele warta. Inflacja liczona rok do roku sięgała blisko 80 proc., stopę bezrobocia opisywały wartości dwucyfrowe, a dramatu dopełniały: wysoki deficyt finansów publicznych i opłakana sytuacja w międzynarodowym bilansie płatniczym – wylicza Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Z Erdoğana Kaczyński mógł też zaczerpnąć więcej - choćby pomysł budowy CPK. Erdoğan pod Stambułem kazał wybudować megalotnisko, pozostałe w okolicy pozamykał i zabronił ich używania. Lotnisko ma być jedno, wybudowane przez niego. Zupełnie jak nasz Centralny Port Komunikacyjny – projekt odkopany przez Kaczyńskiego z PRL-owskich archiwów.
– Przestymulowana, zewnętrznie niezrównoważona turecka gospodarka staczała się w otchłań braku zaufania inwestorów, ograniczających wydatki konsumentów i fatalnej pozycji na arenie międzynarodowej. Wcześniej bowiem sytuację zepsuły dyktatorskie zapędy rządzenia krajem przez prezydenta Recepa Erdoğana. Dotowane kredyty dla przedsiębiorstw marnotrawiono z kolei w mocarstwowych projektach infrastrukturalnych, budując m.in. największe na świecie lotnisko, albo też stawiając na gigantyczne przebudowy dróg, co nie przyniosło gospodarce korzyści proporcjonalnych do nakładów – dodaje Robert Błaszczyk, dyrektor departamentu klienta strategicznego w Cinkciarz.pl.
Lotnisko Erdoğana prawdopodobnie spina się biznesowo i logistycznie. Spina się też propagandowo, na całym jego terenie na monitorach wyświetlane są reklamy. Komputer, perfumy, Erdoğan na tle łanów zboża, komputer, perfumy, Erdoğan i amerykańskie myśliwce, Erdoğan w fabryce czegoś. I tak w kółko.
Kompletnie nie spina się za to planowany przekop. Hm, znamy słowo przekop - przecież u nas przecięto Mierzeję Wiślaną, chociaż projekt kompletnie się nie zwróci. A Erdogan już od kilku lat chce przekopać kawałek Turcji obok Stambułu, by statki omijały miasto.
W ostatniej kampanii wyborczej obiecał, że zajmie się zbudowaniem kanału łączącego Morze Czarne z Morzem Marmara, co ma rozładować ruch w Cieśninie Bosfor. Kompletnie nie wiadomo po co, wiadomo jedynie, że projekt pochłonąłby kwotę od 12 do 65 miliardów dolarów. Faktem jest, że Bosfor bywa zatłoczony, ale nie zdarzają się tam wypadki. Erdoğan chce wykopać zupełnie nową cieśninę o długości 45 km, która miałaby łączyć Morze Czarne z morzem Marmara. Kaczyński swój przekop już ma. Co prawda malutki, ale też nie przejmował się rachunkiem ekonomicznym i kwestiami środowiskowymi.
Wizja Kaczyńskiego może się szybko ziścić
Prezes PiS wyraźnie wzoruje się na Turcji i Erdoğanie. Polski rząd zresztą otwarcie przyznał, że jedną z inspiracji do budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego było wielkie lotnisko otwarte w 2019 r. w Stambule. Ale Kaczyński i PiS są dziś w tak samo trudnej sytuacji, jak Erdoğan i jego partia APK. Turcy mają już dość rządów swojego autokraty i wszystkie sondaże wskazują, że Recep Tayyip Erdoğan przegra przyszłoroczne wybory z którymś z kandydatów opozycji. Dziś słabej, ale rosnącej w siłę. Co ciekawe – wedle prognoz Erdoğan przegrywa z każdym z trójki najważniejszych konkurentów.
Ostatnie sondaże z Polski pokazują, że również PiS traci poparcie i jeśli ten trend się utrzyma, w przyszłym roku będzie musiał oddać władzę.